Zdenka Pszczołowska opowiada o „Lizystracie” Przemysławowi Guldzie

Młoda, ale już uznana reżyserka, Zdenka Pszczołowska, przygotowała w Teatrze Miejskim w Gdyni zaskakującą adaptację antycznego dramatu – „Lizystraty”, w której antyk łączyć się będzie z science fiction.

Przemysław Gulda: Skąd pomysł, żeby wystawić antyczny dramat? Czym najbardziej zaintrygowała cię właśnie „Lizystrata”?

Zdenka Pszczołowska: Trudno jednoznacznie wskazać źródło pomysłu, zarówno na wystawienie antycznego dramatu, jak i na wybór „Lizystraty” właśnie. Na pewno o tym tekście myślałam już od dawna i proponowałam go do realizacji także w innych teatrach. Jak dotychczas – bez sukcesu. Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę właściwie przyjrzeć się sobie z zewnątrz. Wówczas wybór wydaje mi się niemal oczywisty. „Lizystrata” akcentuje binarny podział płciowy – w końcu głównym zdarzeniem dramatu jest seksualny strajk kobiet przeciwko drugiej wojnie peloponeskiej, którą toczyli mężczyźni. Jednocześnie jest to tekst, który – jak wskazuje autorka najnowszego tłumaczenia, na którym zresztą się opieramy, Olga Śmiechowicz – podrzuca konotacje queer i cross-dressing. Zatem można by pomyśleć, że tekst ten pomieści problematykę niebinarną. Ale – sam w sobie, wbrew obiegowym opiniom – wcale tego nie robi. I ta sprzeczność prawdopodobnie przyciągnęła mnie do tego tekstu. Uwielbiam różnej proweniencji aporie, co jest masochistycznym uwielbieniem, bo nie daje satysfakcji rozwiązania. W przypadku „Lizystraty” stawkę podnosi aktualna problematyka społeczna.

Klasyczny dualizm płciowy w tym tekście poszerzasz o inne opcje. Dlaczego to dla ciebie ważne?

– Współczesność zaczęła rozliczać wszelkie dualizmy, binarne opozycje i podziały. Czuję się częścią tego generalnego rozliczenia, ale mam świadomość, że występuję jednocześnie – nomen omen – po dwóch stronach. Z jednej poddaję krytycznej analizie i weryfikuję binarną nomenklaturę i kulturę, ale z drugiej strony, to z niej wyrosłam i nawet jeśli już się z nią nie identyfikuję, to w naturalny sposób do niej się odnoszę i używam języka wytworzonego – znowu – na zasadzie opozycji wobec binarnych standardów. Właściwie znajduję się w samym środku tego impasu, jak wiele osób z mojego pokolenia. Jednak ostatecznie kategoria akceptacji jest dla mnie bardzo ważna w sensie osobistym, z kolei różnorodność płciową postrzegam jako sprawę natury, nie polityki, a jednak upolityczniona wymaga właśnie akceptacji. Jest to przerażające, ale akceptuję to przerażenie. Teatr, sztuka w ogóle, pozwala na zadawanie pytań, które właśnie przerażają, które są czasami niewygodne albo niepoprawne. Wracając do sedna tego pytania – poszerzenie klasycznego dualizmu płciowego jest dla mnie niezwykle ważne, ponieważ nie chcę zasilać binarnych schematów, które sprzyjają mechanizmom dyskryminacyjnym, przy jednoczesnej świadomości, że jako społeczeństwo przechodzimy przez czas przemian, które dla niektórych są skomplikowane i trudne i tym osobom, dla których takie są, również należy się akceptacja.

Pomysł autora sprzed stuleci – odmowy przez kobiety seksu wojującym mężczyznom – bywał współcześnie realizowany w praktyce: w Kenii, Kolumbii czy we Włoszech. Czy to był dla ciebie jakiś punkt odniesienia?

– Przygotowując się do pracy nad realizacją „Lizystraty”, przeanalizowałam przypadki seksualnego oporu po roku dwutysięcznym. Wraz ze scenografką, Anną Oramus, przyjrzałyśmy się rozmaitym przebiegom podobnych aktów protestu, a szczególnie ich skuteczności, która okazała się raczej nikła. Jednak nawet przy niewielkiej skuteczności, powiedzmy, bezpośredniej, takie strajki osiągały inną korzyść – sprzyjały widzialności pewnych problemów, a w dodatku wspierały profeministyczną debatę. W Kenii kobiety protestowały przeciwko poważnemu konfliktowi między prezydentem i premierem. Kenijskie inicjatorki seksualnego strajku ponoć nawet zapłaciły pracownicom seksualnym, by te nie pracowały w czasie jego trwania. Strajk nie powstrzymał przeciwników politycznych przed eskalacją konfliktu. Również w Kenii kobiety identyfikujące się z przeciwnymi opcjami politycznymi przez seksualny strajk chciały z jednej strony zachęcić mężów do głosowania przeciwko prezydentowi Uhuru Kenyattcie, a z drugiej strony, by właśnie zachęcić mężów do głosowania za nim. Kenyatta wówczas wygrał wybory i sprawował urząd do 2022 roku, ale czy za sprawą strajku? I czy słusznie? Głośno się zastanawiam. Strategie oporu są dostępne dla każdego, kto czuje potrzebę wyrażenia silnego sprzeciwu wobec jakiegoś porządku, bez względu na to, czy będzie to za, czy przeciwko dyktaturze lub rozlewowi krwi itp. Co ciekawe, skutecznie protestowały kobiety w Kolumbii.

Jak udało im się wygrać?

– Sukcesu tych protestów upatruję w zawężeniu kręgu zainteresowanych, jeśli mogę tak powiedzieć – udały się strajki żon gangsterów przeciwko wojnom narkotykowym, później tą samą metodą inne Kolumbijki wymusiły naprawę drogi zniszczonej przez żywioły – podobno kobiety argumentowały wtedy swoje stanowisko lękiem przed trudnością z dotarciem do szpitala. Realia naszego spektaklu nie nawiązują do tych ani analogicznych wydarzeń z ostatnich lat, ale włączyłam w dramaturgię refleksję dotyczącą potencjalnej skuteczności podobnych strategii, sugerując się historią takich działań właśnie.

Co sprawia, że ludzkość wciąż wybiera wojowanie, a nie seks, pokój i spokój?

– Chciałabym znać odpowiedź na to pytanie – gdyby powód był jeden i bardzo konkretny, może łatwo byłoby zaradzić temu problemowi. Oczywiście nie brakuje tego typu refleksji w literaturze naukowej. Co prawda w trakcie prób nie posiłkowaliśmy się taką literaturą nadmiernie, ale wiele razy rozmawialiśmy na podobne tematy. W naszej pracy dominuje przekonanie, że krwawe instynkty napędzają głównie pieniądze i religia, ale także władza i posiadanie. Jednak im dłużej rozmawiamy, tym bardziej okazuje się, że sprawy są bardziej skomplikowane, niż chcielibyśmy.

Coraz więcej mówi się dziś o wadze, jaką mają kobiety w polityce i nowej jakości, jaką to do niej wnoszą. Dlaczego warto kruszyć męską dominację w tej sferze?

– Jestem za kruszeniem wszelakiej długotrwałej konsekwentnej dominacji, niezależnie od tego, jakiej płci czy też grupy ona dotyczy. Oczywiście męska dominacja jest symptomatyczna dla historii najnowszej, a dokładnie dla czasów, odkąd została zdiagnozowana, czyli mniej więcej od połowy XIX wieku. Niezależnie od tego, czy chodzi o organizm ludzki, nieludzki czy też społeczny, dla jego prawidłowego funkcjonowania konieczna jest homeostaza. I dlatego warto kruszyć męską dominację – by dążyć do równowagi, nie w ramach odwetu.

Przenosisz antyczny tekst w konwencję science fiction. Jakie drzwi otwiera ten pomysł?

– Im dłużej pracujemy, tym bardziej cieszę się z tej decyzji. W kontekście pozornie tak odległych światów, okazało się to niezwykle płodne i światotwórcze.

Antyk jest niezwykle odległą epoką, podobnie jak odległy jest kosmos, tyle że z innych powodów. To ta odległość stanowiła inspirację do umieszczenia akcji w konwencji science fiction.

A to daje nam wspaniałą możliwość tworzenia logiki innego świata, co jest z jednej strony wymagające, ale z drugiej bardzo satysfakcjonujące. Tworzymy realizm świata, który nie jest realistyczny z perspektywy publiczności.

Science fiction w teatrze to często spory problem realizacyjny. Jak sobie z tym radzisz?

– Na razie wiele wskazuje na to, że uzyskamy rezultaty zgodne z naszymi marzeniami, a w najgorszym razie bliskie tym marzeniom. Realizacyjnie wspiera to dramaturgia – konwencję science fiction konfrontuję ze światem, który jest pozornie realistyczny. Kontrast działa na korzyść części inscenizacji, która oparta jest na konwencji science fiction. Równie ważna, a nawet ważniejsza, jest kondycja aktorek i aktorów, którzy pracują nad postaciami od wielu tygodni. Relacja postaci z przestrzenią powołuje świat science fiction. Ale – rzecz jasna – nie udałoby się to bez współtwórczyń i współtwórców, których zaprosiłam do współpracy, a są to ludzie o niezwykłej wyobraźni, talentach, a do tego wyposażeni w umiejętności, którymi te atrybuty potrafią obsłużyć.

Najnowsze aktualności