Godziny pracy kasy biletowej
Szanowni Widzowie,
4 grudnia (środa) kasa biletowa będzie czynna w godzinach 12.00-19.00.
Jeśli w dramacie Petera Shaffera jest choć odrobina prawdy, biedny Antonio Salieri już od prawie czterdziestu lat przewraca się w grobie. Nic dziwnego, skoro nawet sztuka, której jest głównym bohaterem, ma w tytule imię jego największego rywala. I jak na nieszczęście – od momentu powstania cieszy się ona niesłabnącą popularnością i nie ma właściwie sezonu teatralnego, w którym Amadeusz na podstawie Shaffera gdzieś by się nie pojawił.
Do grona polskich twórców, którzy nie pozwalają Salieriemu zaznać spokoju nawet w zaświatach, dołączył ostatnio Jacek Bała, który zaadaptował dramat Shaffera na scenę Teatru Miejskiego w Gdyni.
W pierwszej scenie spektaklu Bały, prowadzonego zgodnie z chronologią literackiego pierwowzoru, kompozytor Antonio Salieri (Piotr Michalski) jest u kresu swojego życia. Umierający i samotny, prosi o odpuszczenie grzechów. Błaga Mozarta o wybaczenie. Dziwaczna marioneta z rozłożonymi ramionami, kukła bez twarzy, w czarnej sukni i potarganej peruce, osamotniona na pogrążonej w ciemności scenie – takiego Salieriego przedstawia nam reżyser. Właściwie cała następująca później akcja przedstawienia skupia się wokół wytłumaczenia tego inicjalnego obrazu. Co doprowadziło nadwornego kapelmistrza Habsburgów, skądinąd bardzo utalentowanego, do upadku? Jacek Bała koncentruje się na próbie wyjaśnienia widzom, dlaczego człowiek pragnący od zawsze przewyższyć ściśle skonwencjonalizowaną rzeczywistość, w której żył i tworzył, pod koniec swoich dni stał się – dla siebie samego przede wszystkim – karykaturalnym, śmieszno-potwornym symbolem tej rzeczywistości.
Fikcyjny konflikt Salieriego z Mozartem, na stałe wpisany w naszą zbiorową wyobraźnię dzięki filmowemu arcydziełu Miloša Formana z 1984 roku, ma formę metodycznie prowadzonej gry. Agresywnej, choć bardzo skutecznie maskowanej kurtuazją. Z pozycją głównego rozgrywającego obsadzoną od samego początku i na czas nieokreślony.
Antonio Salieri ma muzyczny Wiedeń u swoich stóp. Jest twórcą powszechnie lubianym, docenianym i szanowanym. Pozycja na dworze Józefa II (Mariusz Żarnecki) zapewnia mu dostatnie życie. Wypracowywany latami spokój burzy nagły przyjazd Wolfganga Amadeusza Mozarta (Maciej Wizner), młodego kompozytora, który swoim nadprzyrodzonym wręcz talentem momentalnie uwodzi wiedeńskie salony. Inteligentny Salieri dokonuje natychmiastowego rozpoznania – mistrzostwo, które on sam reprezentuje, choć najwyższej próby, w konfrontacji z geniuszem Mozarta nie wygra nigdy. Salieri dobrze wie, że nie zdoła unieważnić potęgi tworzonych przez Amadeusza dzieł. Zresztą – nie ma takich zamiarów, jest nie tylko świadomym twórcą, ale i przede wszystkim odbiorcą. Nie chce niszczyć sztuki. Ale wie, że może zniszczyć jej twórcę.
Tłem dla determinującego linię fabularną starcia dwóch kompozytorów jest rzeczywistość ujęta w cudzysłów, pełna przerysowanych gestów i min, z choreografią wzmacniającą wrażenie swoistej automatyczności dworskiego świata, jego wystudiowania. Scenografia Karoliny Mazur adaptuje całą głębię sceny – otacza ją ścianami z mnóstwem drzwi, tworząc formę przywodzącą na myśl salę koncertowo-balową. Jacek Bała i Katarzyna Kostrzewa (choreografia) ciekawie wykorzystują tak zorganizowaną przestrzeń – aktorzy pojawiają się na scenie w sekwencjach zsynchronizowanych układów, które z jednej strony podkreślają schematyczność dworskiej rzeczywistości, jej poddaństwo wobec utartych konwenansów, z drugiej zaś – są rodzajem fizycznego, namacalnego odpowiednika matematycznej perfekcji ówczesnych dzieł muzycznych. Wiedeński dwór w przedstawieniu Jacka Bały przypomina barwny, precyzyjny w swojej rytmiczności mechanizm, umiejętnie inkrustowany akcentami humorystycznymi. Ich nośnikiem jest przede wszystkim trójka najbliższych dworzan Józefa II: hrabia Rosenberg (Rafał Kowal), baron van Swieten (Dariusz Szymaniak) i hrabia von Strack (Bogdan Smagacki i jego vis comica!). Reżyser zadbał o wyrazistość drugoplanowych postaci, a w inscenizację poszczególnych fragmentów z ich udziałem wplótł nuty przełamujące dramatyczność głównego wątku, chwilami wręcz groteskowe – jak w „operowej” scenie śpiewu uczennicy Salieriego (Olga Barbara Długońska).
Do tej układanki od początku zdają się nie pasować dwa elementy. Antonio Salieri w wykonaniu Piotra Michalskiego to przede wszystkim wnikliwy obserwator. Spokojny, nieruchomy. Jacek Bała często sadza go z boku sceny, przenosząc niejako poza energetyczną, kolorową przestrzeń koncertowo-balowej sali. Skupiony, nieustannie spięty Salieri wyraźnie odstaje od barwnego tłumu wiedeńskiego salonu, choć jednocześnie swoją inność potrafi dobrze maskować. Salieri Michalskiego to żywa maska, kostium, który wkraczając między innych, napełnia się pożądanymi przez tłum znaczeniami. Maska opada jedynie w chwilach samotności, gdy kompozytor pożera kompulsywnie czekoladki.
Mozart Macieja Wiznera to postać skrajnie różna od Salieriego. Inność Amadeusza widoczna jest już w jego pierwszym wejściu, gdy akrobatycznym krokiem wciska się pomiędzy pląsających identycznie dworzan. Ale kiedy Antonio bacznie obserwuje, Amadeusz – jest ciągle obserwowany. Mozart Wiznera cyrkowym susem przeskakuje pomiędzy skrajnymi emocjami, euforią i rozpaczą, uwielbieniem i nienawiścią, nie związując się na dłużej z żadną z nich. Jest histerykiem i rozwydrzonym przez wielbiące go tłumy gówniarzem. Jego infantylno-wulgarny język opisuje rzeczywistość z naiwnością dziecka, które nie rozpoznaje, nie rozumie kodów regulujących „dorosłe” relacje. Małżeństwo z Konstancją (Agnieszka Bała) ma charakter szczeniackiej zabawy, ucieczki przed dojrzałością w różowy i puchaty świat psikusów i podszczypywań, jak w scenie zabawy przy fortepianie.
W przedstawieniu Jacka Bały relacja obu kompozytorów to spotkanie nastolatka z dojrzałym mężczyzną. Salieriemu, w rzeczywistości starszemu od Mozarta jedynie sześć lat, z łatwością udaje się zmanipulować histerycznego geniusza. Wystarczyło kilka ciepłych słów, uśmiechów, kilkukrotnie wyciągnięta z pomocą dłoń. W swoim przedstawieniu Jacek Bała wyraźnie wiąże z postacią Amadeusza wątek osierocenia, emocjonalnego zwłaszcza, i prób kompensacji braku ojca. Mozart to wieczne dziecko, porzucone, tęskniące za całusami dam, które wielbiły go, gdy z ojcem objeżdżał Europę. Salieriemu tak łatwo udało się zrealizować swój plan, bo wypełnił pewną lukę, pewien brak, nic ponadto. Ot, cała zagadka zagłady Amadeusza Mozarta.
Jakkolwiek trywialnie to zabrzmi – przedstawienie Jacka Bały to opowieść przede wszystkim o samotności. Pod fasadą z pudru, kunsztownych peruk, gorsetów i opinających łydki pończoch rozgrywa się tu dramat dwojga samotników. Bo takimi właśnie są Salieri i Mozart, choć w steatralizowanej rzeczywistości wykreowanej w gdyńskim Amadeuszu noszą często maski demonicznego demiurga czy prowokacyjnego geniusza. Jest w tym przedstawieniu jeszcze jedna warstwa, istniejąca tu niejako ponad historią dwóch kompozytorów. Za każdym razem, gdy w Amadeuszu rozbrzmiewa muzyka Mozarta i Salieriego, ostro kontrastuje ona z kształtem świata, który dał jej początek. Stanowi ekstrakt czystych emocji, echo niezakłamanych gestów.
Szanowni Widzowie,
4 grudnia (środa) kasa biletowa będzie czynna w godzinach 12.00-19.00.
5 grudnia o g. 15.00 nasi najmłodsi aktorzy Martyna Matoliniec i Krzysztof Berendt opowiedzą o swoich rolach w grudniowych spektaklach i podzielą się refleksją, czy pięć lat pracy w teatrze to… dużo, czy mało?
Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni zaprasza do wzięcia udziału w otwartym konkursie o Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną, dla najlepszej sztuki przeznaczonej na scenę dramatyczną, napisanej po polsku przez żyjącego autora w 2024 roku.