Chemiczny teatr biograficzny. O „Czarze molekuły” Teatru Miejskiego

Od zawsze wyobraźnię rozpalają podróżnicy, eksploratorzy nowych terenów, ludzie, którzy pokonują kolejne granice. Przez lata pasjonowały nas wyścigi himalaistów w najwyższych górach świata, zaczytywaliśmy się w prozie Ryszarda Kapuścińskiego poznając nieznane lądy i miejsca, kibicowaliśmy podbiegunowym wyprawom Marka Kamińskiego.
Seria o Indianie Jonesie rozbudziła fantazje na temat zawodu archeologa. Jednak ci, którzy dokonują epokowych odkryć, pozwalając nam realizować pasje i marzenia, bo ograniczając wpływ niebezpiecznych i śmiertelnych chorób, właściwie nigdy nie znaleźli się w centrum uwagi.

Bycie chemikiem-naukowcem, ślęczącym w laboratorium długie godziny, by po wieloletniej pracy odkryć odpowiednie wiązania chemiczne, nie wydaje się seksi. Jak mówi jedna z bohaterek „Czaru molekuły”, aby dobrze sprzedać jakąś historię potrzebne jest „story”. Historia odkrywcy molekuły nie wydaje się porywająca, nawet jeśli obfituje w ryzyko, niepewność i wiele lat eksperymentów pełnych prób i błędów. By osiągnąć sukces w tej dziedzinie, potrzeba jeszcze jednego – wielkich pieniędzy, które umożliwią sfinansowanie badań. Dopiero połączenie odkrycia i pieniędzy pozwala na sukces, czyli wprowadzenie leku lub szczepionki na rynek.

W spektaklu Teatru Miejskiego „Czar molekuły” kluczowym bohaterem jest Antonín Holý – czeski chemik, który odkrył molekuły cidofowir, adefofir i tenowofir, dzięki którym dokonano przełomu w leczeniu m.in. AIDS i żółtaczki typu B. Dramat o swoim rodaku i losie odkrytych przez niego molekuł napisał jeden z najbardziej cenionych czeskich dramatopisarzy Petr Zelenka. Sztuka powstała zupełnie przypadkowo – dzięki miejscom parkingowym. Instytut Chemii Organicznej w Pradze dysponował działką przylegającą do teatru Dejvické divadlo, któremu brakowało miejsc parkingowych.

W zamian za miejsca parkingowe dyrekcja teatru zgodziła się wystawić sztukę. I tak powstał spektakl o nieznanym szerzej chemiku, którego praca okazała się niezwykle wartościowa. Gdyńska realizacja jest jej polską prapremierą. Jej reżyser, Krzysztof Rekowski, dwie dekady temu z dużym powodzeniem wyreżyserował inny tekst Zelenki – „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie”, które jako „Zwyczajne szaleństwa” przez kilkanaście lat można było oglądać w Teatrze Wybrzeże. Tym razem również do sztuki Zelenki podchodzi z dużą pieczołowitością, jednak tekst nie ma tak dużego potencjału.
Petr Zelenka jest genialnym interpretatorem ludzkich charakterów, jednak tym razem opowiada losy życia i efektów pracy cenionego naukowca, więc posiłkuje się datami, które co chwilę podaje nam dziennikarka Pavla, narratorka spektaklu (Martyna Matoliniec). Każdy epizod zaczyna się od określenia jego czasu i przestrzeni, więc widz jest prowadzony za rękę i nie pogubi się niechronologicznych przeskokach między latami 80. XX wieku a tym, co działo się 20 i 30 lat później.

Pozwala to w uniwersalnej, ciekawej, nawiązującej do przestrzeni laboratoryjnej scenografii Roberta Woźniaka i Grupy Mixer z łatwością przenieść się z komunistycznej Czechosłowacji za ocean, do Stanów Zjednoczonych, gdzie kilku chemików-inwestorów zastawia majątek, aby móc kontynuować prace badawcze nad molekułami Holý’ego. Nad sceną dominuje imponująca molekuła, gdzieś w tle znajdzie się stylowy mikroskop z tamtych czasów, przy którym w białym kitlu pracuje Antonín Holý (Rafał Kowal). Z kolei grupa amerykańskich chemików i biznesmenów: John (Dariusz Szymaniak), Michael (Piotr Michalski) i Jane (Agnieszka Bała) przy wsparciu polityka Donalda Rumsfelda (Mariusz Żarnecki) zastanawia się, czy zainwestować majątek w przerwane, ale dobrze rokujące badania.

W gronie bohaterów tej kameralnej w gruncie rzeczy sztuki znajduje się jeszcze belgijski chirurg Eric (Grzegorz Wolf), asystenci Holý’ego (epizody Macieja Wiznera) oraz dwie małżonki głównych bohaterów – żona Johna Rosemary (Olga Barbara Długońska) oraz żona Holý’ego Ludmiła (Monika Babicka).

Jedną z ciekawszych postaci – przyjaciela Holý’ego, Johna – gra Dariusz Szymaniak. Początkowo to na nim opiera się cała historia. Wraz z czasem trwania spektaklu John staje się jednak coraz mniej widoczny, oddając pole innym.
Rzecz śledzimy w kilku planach. Dziennikarka usiłuje przeprowadzić z Ludmiłą wywiad o mężu, koledzy z USA i Belgii wspominają niepozbawioną trudnych momentów relację z Holým, a wszystko to ubrano w pozór dziennikarskiego śledztwa, które „rozlewa” się przed nami w pełnowymiarową historię złożoną z fragmentarycznych scen-wspomnień opowiadanych przez poszczególnych bohaterów sztuki. Ze swojej perspektywy zdarzenia opowiadają m.in. John, Rosemary, Michael czy Ludmiła.

Ta sprawnie poprowadzona dramaturgicznie opowieść wydaje się jednak mocno skrępowana poprawnością, którą wymusza poniekąd ścisła faktografia. Temat sztuki nie posiada tytułowego „czaru”, a ponieważ reżyser skupił się na płynności przebiegu i ogólnej kompozycji, to od aktorów zależy, czy ich bohaterowie zapadną w pamięć. Początkowo zdecydowanie najciekawszy jest John w interpretacji Dariusza Szymaniaka, w którym odkrywamy ideowca-hazardzistę, który w imię wyższego celu jest gotowy poświęcić bardzo wiele. Dobrze mu partneruje Olga Barbara Długońska w dowcipnej, modnej fryzurze sprzed kilkudziesięciu lat. Jej Rosemary jest ostoją rozsądku i trzeźwego spojrzenia.

Od początku do końca konsekwencją wyróżnia się precyzyjnie zbudowana postać zbolałej, przytłoczonej zamieszaniem wokół męża Ludmiły (bardzo dobra rola Moniki Babickiej), a końcówka jest popisem wycofanego wcześniej Rafała Kowala, który z Holý’ego czyni gburowatego introwertyka, wzruszająco i z wyczuciem ukazując postęp jego choroby. Mniej ciekawie wypada droga, jaką pokonuje każdy specyfik zanim trafi na rynek, bo faktografia jej na scenie wyraźnie nie służy. Losy wielkich firm farmaceutycznych też raczej trudno śledzić z zapartym tchem.

„Czar molekuły” więc mimo wszystko nie uwodzi, pomimo ciekawych projekcji Emilii Sadowskiej i bogatej, zróżnicowanej muzyki Marcina Mirowskiego, w której znalazło się miejsce i na melodie z pozytywki, i na dźwięki poszczególnych instrumentów, czy na muzykę operową. Trudno nawet mieć o to pretensje do reżysera czy aktorów, bo wszyscy stanęli na wysokości zadania (…)

Najnowsze aktualności