Chory z urojenia Moliera. Udana premiera Teatru Miejskiego w Gdyni

Nikt nie pisał takich pamfletów na medycynę jak Molier. Najnowsza premiera Teatru Miejskiego w Gdyni, „Chory z urojenia” – to męki na wesoło, to zabawa z boleści. Kolorowa i radosna, wierna Molierowi, a jednocześnie zaskakująco współczesna. Aż trudno uwierzyć, że została napisana przeszło 300 lat temu. Jako Argana – chorego z urojenia – zobaczyliśmy Bogdana Smagackiego. W szlafmycy na głowie, ciepłych wełnianych skarpetach i wielkiej, białej koszuli nocnej roztacza przed nami historię swojej choroby. Z lubością opowiada o klisterkach, lewatywach, ziółkach – całej tej zalatującej mdłym zapachem kuchni pana Wonnego.

Raz, zmieniając głos, jest lekarzem domagającym się zapłaty za swoje usługi, za moment staje się dającym kasę chorym. Co pewien czas dyskretnie usuwa się na bok, kuca i unosząc nieco koszulę, daje upust swoim zbolałym po lewatywie kiszkom. Po czym wraca rozjaśniony, szczęśliwy. Postać znakomicie, precyzyjnie i konsekwentnie zagrana.
(…)
Salwy śmiechu towarzyszą natomiast pojawieniu się Tomasza Biegunki (Szymon Sędrowski) i jego ojca Ojca Biegunki (Dariusz Szymaniak).

Ręce same składają się do oklasków, gdy ubrani w żółte kostiumy panowie wkraczają na scenę. Szymon Sędrowski, grywający często role amantów (ostatnio pojawił się jako mąż Anny German w serialu „Anna German”) tym razem przemienił się w gamoniowatego, sepleniącego zalotnika, starającego się o rękę Anieli, córki Argana. Kapitalna rola – zaskakująca metamorfoza.

Sprytną, dowcipną i pełną temperamentu Antosią była Monika Babicka – czarny diabełek (i anioł) tego domu. Olga Barbara Długońska jako ruda Belina, żona Argana, promieniowała seksapilem i… bawiła przewrotnością.

Zapamiętamy też na pewno Piotra Michalskiego jako Beralda. To pozornie niewielka rola. Tymczasem aktor zbudował wokół niej cały teatr. Piotr Michalski nie porusza się po scenie, on łagodnie „płynie”. Ubrany w strój buddyjskiego mnicha dostosował swoją grę do roli wyciszonego, pełnego spokoju brata Argana, który mówi: „Trzeba jedynie spokoju. Natura sama z siebie leczy, jeśli pozwolimy jej działać. To nasz niepokój właśnie, niecierpliwość psuje wszystko. Ludzie umierają na lekarstwa, a nie na choroby” – i przekonuje brata, aby sam został swoim lekarzem.

Cóż, „Chory z urojenia” to nie walka z medycyną, to walka z nieuctwem, szalbierstwem i zarozumialstwem nieopartym na wiedzy. Ten atak skierowany jest przeciwko pasożytowaniu lekarzy na naiwności ofiar, które dostały się w ich szpony.

Bowiem jak mawia Pan Biegunka: „Przed nikim nie jest się odpowiedzialnym (…), to bardzo kłopotliwe jest, że ci ludzie, skoro zachorują, domagają się koniecznie, żeby ich lekarz uleczył”.

Na co ironicznie ripostuje Antosia: „Co za zuchwalstwo, żądać od was, żebyście ich wyleczyli”.

Scenografia Anetty Piekarskiej-Man jest umowna, operująca skrótem, zbudowana jedynie z białych ścian i kolorowych parawanów. Tylko piękny żyrandol wygląda jak z epoki Moliera. Żadnych barokowych kostiumów, ale stroje są stylizowane. Podkreślają charakter postaci, a kiedy pojawia się druga córka Argana w fioletowej sukience, panie wzdychają z zachwytu. Rekwizytów także jest niewiele – główny i najważniejszy to biały (zapewne porcelanowy) nocnik.

(…) Świetna jest także adaptacja, sensownie zostały wprowadzone skróty. Tego wieczoru zobaczyliśmy Moliera bez mędrkowania i przemądrzalstwa.

Król hipochondryków, wielmożny Argan, będzie zapewne bawił nas szczerze przez wiele wieczorów. Bowiem jak widać, humor Moliera nie stracił nic z siły i prawdy. Kiedy ogląda się „Chorego z urojenia” trudno się dziwić, że w swojej epoce budził on tak silne emocje.
Ale Molierowskia komedia to także opowieść o miłości, potrzebie akceptacji. Być może hipochondria i egocentryzm Argana wynikają z braku zainteresowania ze strony najbliższych, są wołaniem o uczucie.

Jak to jednak w komedii bywa, sztuka kończy się szczęśliwie, zakochani zaręczają się, a pazerna żona zostaje zdemaskowana.

Najnowsze aktualności