Niespiesznie, pięknym, poetyckim rytmem toczy się akcja sztuki „Piękna i Bestia” Franti¹ka Hrubina, ktorej premiera odbyła się w niedzielę w gdyńskim Teatrze Miejskim.
Pełną magii i baśniowego uroku prościutką opowieść o czarującej córce kupca i potwornym właścicielu zamku – Bestii – zna każdy. A jednak spektakl robi wrażenie. Nieważne, że wiemy, jaki będzie finał. Niespodzianką jest każda kolejna odsłona.
Weneckie lustro
Na pustej, ciemnej scenie niewiele dekoracji i rekwizytów, tylko jakiś stół, krzesła. W baśniowej części do swego wnętrza zaprasza czarodziejskie weneckie lustro. Nastrój malowany jest światłem. Scenografia – bezsprzecznie – to najmocniejszy atut przedstawienia, zwłaszcza niezwykłej urody kostiumy, które zaprojektowała (znakomita i modna scenograf Eva Farkasova).
Suknie Pięknej wzbudziły zachwyt panów (ach, te dekolty i odsłonięte ramiona!) oraz zazdrość pań. Obcisłe gorseciki, falbanki, krynolinki – w takiej kreacji każda kobieta wygląda pociągająco. Ewa Andruszkiewicz-Guzińska idealnie pasuje do tej roli. Jest bowiem rzeczywiście piękna. Elegancki kostium Bestii – wytwornego gada, to arcydzieło.
Fałszując w duecie
Wszyscy grali wybornie, chociaż mnie szczególnie zachwycili wybrakowani zalotnicy złych sióstr: Dariusz Siastacz (Głupski) z nieodłącznym kontrabasem i Leon Krzycki (Głupiński) z gitarą. Siastacz, okrąglutki jak piłeczka, z wielkim brzuchem, wdzięcznie podskakując budził radość widowni. A jeszcze, gdy panowie fałszując zaśpiewali w duecie – cacuszko. Przedstawienie czyściutko i pomysłowo wyreżyserował Petr Nosálek.