Gry miłosne

Owacjami przyjęła gdyńska publiczność premierę „Niebezpiecznych związków”

Fabuła jest prosta. Rzecz dzieje się w osiemnastowiecznej Francji. Markiza de Merteuil (gra ją Elżbieta Mrozińska) prosi wicehrabiego de Valmont (Piotr Michalski) o przysługę. Ma on uwieść dziewicę, niejaką Cecylię Volanges (Katarzyna Ankudowicz). Ale to nie jest cel godny arystokraty o tak złej reputacji jak Valmont. Zawiera on więc z markizą układ. Jeśli uwiedzie cnotliwą mężatkę panią de Tourvel (Ewa Andruszkiewicz – Guzińska) i dostarczy tego dowód na piśmie, spędzi w nagrodę noc z markizą. De Valmont osiąga oba cele. Spotyka go jednak zawód: markiza de Merteuil nie wywiązuje się z układu. Valmont wyzywa więc na pojedynek jej kochanka kawalera Danceny (Michał Buczek). Ginie w nim, a właściwie popełnia samobójstwo, bo sam rzuca się na szpadę przeciwnika. Na wieść o tym markiza dostaje pomieszania zmysłów.

„Niebezpieczne związki” są jednak historią pełną zagadek. Czy Valmont kocha markizę de Merteuil czy panią de Tourvel? A może jednak nikogo, a śmierć jest kolejnym aktem jego najlepszej sztuki? Czy markiza odwzajemnia uczucie Valmonta, czy tylko się nim bawi?

Reżyser Jacek Bunsch zdecydował się na postawienie na scenie luster, w których bohaterowie mogą się do woli przeglądać. Ale, co ważniejsze, może się także przeglądać widownia. Zabieg prosty, efekt piorunujący. Patrząc w lustra widzimy bowiem samych siebie. My też gramy w tym spektaklu. „Nie igrajcie z miłością” – zdaje się przestrzegać reżyser.
I w tym sensie jest to, pomimo wszystko, przedstawienie o pozytywnym przesłaniu. Spektakl w Teatrze Miejskim w Gdyni warto zobaczyć. To klasyka zrealizowana z pomysłem, z dobrą grą aktorską i, co warto podkreślić z bardzo dobrą muzyką Janusza Grzywacza, scenografią Tadeusza Smolickiego i kostiumami Elżbiety Terlikowskiej.

Najnowsze aktualności