Miłość czy małżeństwo aranżowane?

Rafał Szumski zaczął współpracę z Teatrem Miejskim w Gdyni w ubiegłym roku i przyznać trzeba, że zaczęła się ona naprawdę obiecująco – premierą jednej z najlepszych komedii Miejskiego, czyli slapstickowymi „Trzema muszkieterami” na podstawie tekstu Marty Guśniowskiej. Reżyser po kilkunastu latach pracy w zawodzie aktora-lalkarza świat Atosa, Portosa i Aramisa potraktował z przymrużeniem oka, bawiąc się licznymi popkulturowymi odniesieniami, dzięki czemu spektakl nabrał świeżości i mocno wyróżnia się na tle innych propozycji komediowych Miejskiego. Po takim entrée ciąg dalszy wydawał się tylko kwestią czasu. I faktycznie – półtora roku po „Trzech muszkieterach” obejrzeliśmy premierę „Snu nocy letniej”, tekstu jeszcze lepiej osadzonego w powszechnej świadomości niż poprzedni.

Perypetie czwórki kochanków Heleny, Hermii, Demetriusza i Lizandra, w które wmiesza się Puk swoimi interwencjami oraz losy dwóch królewskich par – ludzkiej Tezeusza i Hipolity oraz elfickiej Oberona i Tytanii – śledzimy z pewnym zaskoczeniem. Uderza początkowa symetryczność niedoli Hipolity i Tytanii, poddawanych bezlitosnym próbom przez mężów, które mają na celu je poskromić i ukarać za krnąbrność, w czym pobrzmiewa dalekie echo Katarzyny z „Poskromienia złośnicy”. Zaś doskonale znane pogonie za ukochanymi w niekoniecznie gęstym na scenie Teatru Miejskiego lesie (symboliczna, funkcjonalna scenografia Aleksandry Grabowskiej złożona z podestu, ściany z wcięciem na ekran projekcyjny i kikutów pni) doprowadzą do nieoczekiwanego rozstrzygnięcia. Miłość w powszechnym, romantycznym rozumieniu nie interesuje reżysera, który podstaw relacji między bohaterami szuka raczej w formie zniewolenia, układach oraz sumie zysków i strat, jakie niesie za sobą małżeństwo. Leśne igraszki z ingerencją Puka też nie pozostaną bez śladu.

Uderzając w tony serio, reżyser pozostawia jednak sporą przestrzeń na typową komedię w wątku rzemieślników przygotowujących spektakl z okazji wesela Tezeusza i Hipolity. Do tego grona zaangażowano aktorów znakomicie czujących się w żywiole komedii, ze znakomitym Szymonem Sędrowskim na czele – przezabawnie szarżującym jako Priam, dowcipnym też jako gaduła Mikołaj Podszewka i niepokojąco obleśnym w roli osła. Błyszczy na trzecim planie Elżbieta Mrozińska, która ze swojego epizodziku wstydliwej Ignasi Chudziny w dresie czyni małą perełkę.
Także Bogdan Smagacki jako Franciszek Piszczałka vel Tyzbe potrafi rozbawić nawet niepozornym gestem, a Rafał Kowal jako reżyser tego przedsięwzięcia, czyli Piotr Kloc, z wdziękiem stara się wszystko to poskładać w całość, wzbudzając dreszczyk emocji gdy wyszukuje aktorów do przestawienia wśród widzów w początkowej scenie. Również Dariusz Szymaniak w roli Tomasza Dziubka i Ściany bawi w finałowej scenie. Zestaw rzemieślników uzupełnia Maciej Sykała jako Framuga i Lew.

Jednym z bardziej udanych pomysłów reżysera jest zatrudnienie kulturysty do roli Pazia, który staje się przyczyną kłótni między Tytanią (majestatyczna Beata Buczek-Żarnecka w efektownym kostiumie Aleksandry Grabowskiej) a Oberonem (świetny Piotr Michalski, który tym razem lepiej wypada poza tekstem, niż deklamując frazy Szekspira w przekładzie Stanisława Barańczaka). Adam Josef Modzelewski to znany trójmiejski youtuber z branży fitness, upozowany w „Śnie…” na młodego herosa-cherubina, który z miejsca zdobył uznanie damskiej części publiczności, a aktorki Miejskiego podnosi z wielką łatwością (…)

Najnowsze aktualności