Murzynek Bambo w Afryce mieszka

Podtytuł dramatu to „Maur wenecki”. Od słowa maurus (z łaciny: czarny) pochodzi polskie słowo murzyn. Na końcu spektaklu, tuż przed ostatnim wyznaniem Otella, nad sceną wyświetlone są inne obraźliwe określenia: „arabus, asfalt, bambo, czarnuch”. Autorzy spektaklu winą obarczają nie Otella, ale tych, którzy przez swoje uprzedzenia i nienawiść popychają go do zbrodni. Tradycyjnie tytułową rolę w Otellu gra czarnoskóry aktor, którego brak w zespole Teatru Miejskiego. Twórcy spektaklu zdecydowali się zatem na obsadowy eksperyment – ale nie tylko w przypadku roli tytułowego Maura. Połączenie w parę Macieja Wiznera oraz Doroty Lulki miało zdaje się wzbogacić sztukę o dodatkową płaszczyznę: problem dużej różnicy wieku w związku, w którym dodatkowo kobieta jest starsza od mężczyzny – to być może silne tabu w naszym społeczeństwie, jednak pomysł zdaje się nie wypalił. Paradoksalnie stało się tak za sprawą talentu Doroty Lulki, która gra na przekór metryce – wystarczy przypomnieć sobie chociażby jej Tullę Pokriefke z „Idąc Rakiem”. Dobrą decyzją z kolei było obsadzenie Marty Kadłub w roli Lodovico – sprawdza się ona w rolach dziwnych, androgynicznych, fizycznie niedoskonałych bohaterów. Spektakl w reżyserii Waldemara Raźniaka został zresztą zdominowany przez bohaterów drugiego planu, wbrew intencjom samego Szekspira, który skupił się w „Otellu” na trzech głównych postaciach, redukując wątki poboczne.
Głównym bohaterem w inscenizacji Raźniaka jest nie Otello, lecz Iago. W wykonaniu Rafała Kowala jest wyjątkowo tchórzliwym i dwulicowym charakterem. Nie wiadomo, czy Iago nienawidzi Otella za kolor jego skóry, czy za to, że podobno Maur „pełni służbę w jego łóżku”. Wynika to po części z ambicji, jednak to raczej strach popycha go do manipulacji i morderstwa. Boi się, co inni o nim pomyślą, jak będą go widzieć i oceniać. Dlatego chęć przypodobania się każdemu doprowadza do ekstremum – wykorzystując między innymi uczucie Rodriga. W tej roli Dariusz Szymaniak – jedna z lepszych jego ról, a także najlepsza (po Kowalu) moim zdaniem kreacja w tym spektaklu. Jego postać jest wyjątkowo spójna: ruch, głos, nawet sposób w jaki stoi na scenie – wszystko składa się na niezwykle wiarygodne wykonanie. Rodrigo Szymaniaka to desperat, ale w swej desperacji silny i nakierowany na cel. Pomimo stosunkowo małej ilości tekstu Szymaniak nie daje zepchnąć się w cień, intensywnością gry dorównuje Kowalowi, świadomie wchodząc w siatkę jego manipulacji i kłamstw, a potem świadomie ją opuszczając.
W rolę tytułową w zastępstwie za Macieja Wiznera (który złamał nogę) wciela się Mateusz Nędza. Jego Maur z wyglądu przypomina alfonsa, bawidamka w najlepszym wypadku: nosi złoty garnitur, buty z niebieskich cekinów, ma pomalowaną na złoto twarz. Nędza nie ma łatwego zadania grając tytułową rolę w obcym zespole, próbując dodatkowo wypełnić lukę pozostawioną przez jednego z bardziej utalentowanych aktorów Miejskiego.[…] Dopiero w scenie samobójczej śmierci jego gra staje się bardziej subtelna i wyważona.
Kolejną bardzo dobrą rolą drugiego planu jest Cassio (Grzegorz Wolf), zdaje się jedyna (poza Desdemoną) postać bez skazy. Waldemar Raźniak miał chyba jednak inny pomysł inscenizacyjny. W jego „Otellu” nie ma jednoznacznie pozytywnych czy negatywnych bohaterów. W jednej ze scen Iago mówi: „To, czy jesteśmy tacy, czy owacy – zależy wyłącznie od nas”. Każdy ma potencjał do bycia dobrym lub złym – wszystko zależy od decyzji, którą podejmuje w obliczu zaistniałych okoliczności. Wystarczy, że obraz rzeczywistości zostanie odrobinę zaciemniony – a podejmujemy złe, fatalne w skutkach wybory. W scenie pijackiej burdy uderza nas niemal natychmiastowa przemiana szlachetnego Cassia w wulgarnego, skłonnego do przemocy alkoholika. Jego relacja z Bianką zostaje zaś ograniczona do samej tylko pogardy. U Raźniaka nawet Desdemona nie jest krystalicznie czysta – podkreślony został tutaj jej brak szacunku dla ojca. W scenie w której wyznaje mu, iż kocha Otella, zdaje się wręcz kpić z niego. Brak szacunku wobec drugiego człowieka jest tutaj główną przyczyną nieszczęść, które spotykają bohaterów.
Zupełnie inna niż u Szekspira jest także Emilia (Olga Barbara Długońska) – mimo iż na scenie wypowiada zaledwie kilka zdań, są one zawsze niezwykle intensywne. Emilia w wykonaniu Długońskiej to silna kobieta, feministka – mimo że jest żoną swojego pana-męża oraz służącą Desdemony – jest niezależna i ma własne zdani na temat relacji damsko-męskich. Jej krótkie monologi należą do najmocniejszych momentów w spektaklu. Na końcu pierwszej części mówi ona: „Niech zatem mężczyźni dadzą nam spokój – bo sami w sztuce grzeszenia byli nam mistrzami”. Słuchając słów Emilii trudno wprost uwierzyć, że mógł je napisać mężczyzna – w dodatku żyjący w XVI wieku. Z pewnością Szekspir zauważał istniejącą nierówność między kobietami i była ona dla niego wyzwaniem, źródłem inspiracji, punktem, na którym mógł budować konflikty między swoimi bohaterami. Także dzisiaj mężczyznom wolno więcej niż kobietom. Mężczyźni „używają życia”, kobiety zachowując się podobnie – stają się w ich oczach dziwkami i kurwami. Szekspir znany jest jako mistrz wyszukanej inwektywy, w „Otellu” ucieka się w tym zakresie do prostoty – te dwa niecenzuralne słowa padają bardzo często – pod adresem zarówno Desdemony, jak i Bianki oraz Emilii – a więc niezależnie od ich stanu czy zachowania. Te pozbawiające godności wyzwiska stają się formą przemocy mężczyzn nad kobietami, próbą jeszcze większego zniewolenia. Olga Barbara Długońska, poza Emilią, wciela się także w inną „rolę” – na chwilę staje się personifikacją samej zazdrości – do czego pasuje idealnie w swoich zielonych, połyskujących spodniach, z bladą twarzą i wibrującym głosem węża. Tonem wyroczni poucza Desdemonę o zazdrości, o tym, że bierze się ona sama z siebie, samą siebie rodzi.
Z uprzedzeniami jest podobnie jak z zazdrością – nie pochodzą one z racjonalnych przesłanek, nie ma ku nim powodów – rodzą się same z siebie w umysłach przepełnionych strachem, kompleksami, niepewnością. Zło i dobro jest w każdym z nas, ale codziennie mamy wybór: jakiego języka używać na określanie „innych”, jak traktować ludzi dookoła nas, jakich wierszyków uczyć w szkołach nasze dzieci. Tolerancji, podobnie jak nietolerancji, możemy się bowiem nauczyć. Podobnie jak szacunku do drugiego człowieka, bez względu na jego rasę czy płeć. A u kogo zrobimy to lepiej, niż u Szekspira?

Najnowsze aktualności

 

Warsztaty Kreatyw(Nie)teatr

Zapraszamy na wyjątkowe zajęcia (nie)teatralne, podczas których Wasi uczniowie poczują się nie tylko jako aktorzy, ale będą mieli okazję do wykorzystania swojej zwariowanej wyobraźni i do kreatywnej improwizacji.

 

Spacery Teatralne w sezonie 2024/2025

Zapraszamy na kolejne Spacery wszystkich zainteresowanych teatrem i jego zakamarkami. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co kryje tajemnicza rekwizytornia, nad czym pracują krawcowe albo jak wygląda ukryte zaplecze sceny, to Spacer Teatralny będzie dla Was idealny.