Przedpremierowy pokaz

„Padam, padam – niech melodia wciąż gra!”

– Jak dobrze być widzem teatralnym! – tak mogliby powiedzieć wszyscy, którzy widzieli „Piaf”. Sukcesy teatralne należą dziś do rzadkości i nieczęsto recenzent może pozwolić sobie na pochwały, dlatego dziękuję artystom Teatru Miejskiego za przysporzenie mi tak znakomitej ku temu okazji.

– Przedstawiam Państwu Madame Piaf… – z nonszalancją zapowiada konferansjer. I tak w jednej z małych paryskich kawiarenek, na scenie z mikrofonem, staje niepozorna dziewczynka i będzie już obecna do końca. Tym skromnym „maleńkim wróbelkiem”, niezmiennie odzianym w czarną sukienkę z krótkimi rękawkami, jest jedna z matek francuskiej piosenki Edith Piaf. I wdzięczna losowi cieszę się, że w spektaklu Teatru Miejskiego w rytm „Milorda” do mikrofonu podeszła właśnie Dorota Lulka. Aktorka już w tym momencie przekonała publiczność nie tylko do tego, że może śpiewać Piaf, ale że potrafi jej piosenki przywłaszczyć sobie i oddać ich prawdę na nowo. Sceny odtwarzające najważniejsze fakty z historii życia pieśniarki przeplatały się z jej utworami, dlatego śpiewanie Lulki musiało wiązać się ściśle z postacią i opowiadać o jej doświadczeniach. Lulka udowodniła swój aktorski talent, jednocześnie dając się poznać jako oryginalna piosenkarka. To ona właśnie okazała się fenomenem sobotniego wieczoru. Publiczność nie mogła odczuć dystansu, z jakim czasem trzeba się liczyć w powtarzaniu legendy. Nie pozwoliły na to wykonania tych najbardziej znanych utworów Piaf, jak i tych, które zabrzmiały zupełnie inaczej i naturalnie wzruszały zupełnie nową jakością, jak np. „Hymn do miłości”. Sprawność interpretacyjną Lulki wyczuwało się też w balladzie „Brawo dla klauna” – znaczącym post scriptum do życia Edith Piaf. Biograficzny dramat Pam Gems okazał się w spektaklu w reżyserii i choreografii Jana Szurmieja sprawnie opowiedzianą historią. I, co ważne, opowiedzianą w teatrze, który jest oszczędny w środkach wyrazu i nie razi dosłownością. I choć całość trwała zdecydowanie za długo, to ja w skali od 1 do 10 daję przedstawieniu w Gdyni maksymalną liczbę punktów, bo sprawiło ono, że mogę być naprawdę zadowolonym widzem teatralnym.

Najnowsze aktualności