Świetna „Święta Joanna szlachtuzów” Bertolta Brechta w reżyserii Jarosława Tumidajskiego – najnowsza premiera gdyńskiego Teatru Miejskiego – to widowisko mocne, doskonale zrealizowane i zagrane, wchodzące w autentyczny dialog z widzem.
Chicago, lata 20. ubiegłego wieku. Całym rynkiem mięsnym w mieście trzęsie mała, acz bezwzględna grupa fabrykantów. Liczą oni wyłącznie na zysk, a tysiące pracujących u nich za głodowe pensje robotników mają dla nich wcale nie większe znaczenie, niż los przerabianych na konserwy zwierząt. I wtedy na scenę wkracza tytułowa Joanna – dziewczyna o złotym sercu, członkini Armii Zabwienia. Przejęta losem robotników, postanawia zainteresować ich losem nieformalnego przywódcę mięsnego rynku – Maulera. Twórcy spektaklu – podążając za pomysłem Brechta – proponują niezwykle radykalną wizję świata. W „Świętej Joannie” liczą się tylko pieniądze, a społeczeństwo dzieli się – niczym w rzeźni – na tych, którzy zarzynają, i tych, którzy są zarzynani. Takie słowa jak „przyjaźń”, „sprawiedliwość”, „uczciwość” są tylko retorycznymi chwytami w przemowach, które mają jeden cel: wzbogacenie się. Każdy ludzki odruch nie jest czytany inaczej, niż jako chwilowa słabość. Obraz taki można bardzo szybko odrzucić jako schematyczny, czarnobiały, uproszczony. Ale czy ba pewno świat za drzwiami teatru nie przypomina chwilami rzeczywistości wykreowanej na gdyńskiej scenie?
Reżyserujący widowisko Jarosław Tumidajski rezygnuje w swojej adaptacji z części ci bardziej populistycznych fragmentów dramatu oraz słynnych, choć w przypadku akurat tego tekstu nielicznych, songów. Akcję rozgrywa w sterylnym, laboratoryjnym wnętrzu, scenografia pomyślana jako wnętrze rzeźni, jest niezwykle prosta, wręcz ascetyczna: białe kafelki, zwisające pasy z folii zamiast ścian, drewniana podłoga i metalowe drzwi. Nie stara się jednak stworzyć na scenie iluzji, uwieść widzów opowiadaną historią; bohaterowie co chwila „wychodzą” ze swoich ról, stają się po prostu aktorami, którzy chcą pokazać publiczności, czy proszą o zmianę świata.
Cały spektakl „ciągnie” trójka aktorów występujących w Gdyni gościnnie: świetna i przekonująca Julia Balsewicz jako tytułowa Joanna, Jakub Kamieński (jego interesująco zagrany Mauler bardziej przypomina kumpla z osiedla niż rekina giełdy) oraz Michał Czernecki. Jednak zespół Teatru Miejskiego wcale od nich nie odstaje. Szczególnie ciekawie wypadają obsadzeni wbrew swojemu dotychczasowemu emploi Dariusz Siastacz i Dorota Lulka.
Tumidajski w swoim spektaklu skutecznie unika doraźnej publicystyki i moralizatorstwa (co w przypadku dramatów Brechta wcale nie jest takie proste), nie stara się też na siłę wpisać akcji sztuki w realia dzisiejszej Polski. Tworzy za to widowisko uniwersalne, nowoczesne w formie, świetnie operujące językiem teatru. reżyser nie unika mocnych i prostych, czasem wręcz dosadnych chwytów (jak chociażby postawienie w finale Maulera z zakrwawionymi dłońmi), jednak buduje z nich przemyślaną, inteligentną i daleką od efekciarstwa całość.