Wesele z Krawczykiem

Scenografia pełna rekwizytów weselnych. Wszędzie tiulowe ozdoby, serduszka, nakryty stół i podest dla orkiestry. Członkowie zespołu Fantazja z wokalistą Adamem Bardziejem moszczą się na swoich stanowiskach, wodzirej wprowadza gości i parę młodą, zaczynają się tańce, które kamera w rękach gospodarza rejestruje na telebimie. Wraz z okrzykami „gorzko, gorzko!” pojawiają się pierwsze dąsy panny młodej, które tylko podsycają rubaszne nastroje upojonych gości. W skrócie – przedsmak tego, co dla wielu stanowi stały komponent tego typu spotkań towarzyskich. Lecz cóż zrobić z fantem, kiedy pląsające postaci nieruchomieją jak na zawołanie, a ze ściany przemawiać zaczyna do protagonisty olbrzymia projekcja jego samego?

Kto kiedykolwiek zetknął się z takimi filmami, jak Truman Show Petera Weira, Przypadek Harolda Cricka Marca Forstera czy choćby Być jak John Malkovich Spike’a Jonze ze szczególną werwą podejdzie do spektaklu, który proponuje Andrzej Mańkowski. Adam Bardziej, podobnie jak bohaterowie wymienionych filmów poddany zostaje manipulacji, doświadcza rzeczywistości od początku do końca zaplanowanej, w tym przypadku on sam, podobnie jak inni uczestnicy imprezy jest wytworem symulacji komputerowej. Kreator, który początkowo dyktuje warunki gry, komunikuje się z bohaterem w najmniej oczekiwanych momentach i idzie na ustępstwa dopiero kiedy bezwolna dotychczas marionetka zaczyna się buntować (…) Fart chce, że klimat zabawy, gagów, komedii pomyłek, którą stwarzają aktorzy na scenie całkowicie znosi formalne uchybienia. Pojedynek frakcji gości będących za Klenczonem i za Krawczykiem, prestidigitatorskie sztuczki weselnego iluzjonisty o podejrzanych umiejętnościach czy brykający na scenie ksiądz proboszcz to prawdziwe smaczki tego spektaklu. Skuteczny retusz wspomnianych niedociągnięć funduje również dramatyczny osad wytrącany z powierzchownej sielanki wesela w postaci scen zdrady pana młodego z weselną kelnerką czy uszczypliwości serwowanych sobie przez rozwodzących się rodziców panny młodej.

Rozrywkowa propozycja gdyńskiego teatru pod względem aktorskim ma się również całkiem nieźle. Bogdan Smagacki bryluje wokalnie i świetnie partneruje Agacie Moszumańskiej w roli przełykającej gorycz życia natchnionej nauczycielki Agnieszki Czas. Maciej Wizner i Marta Kadłub w rolach świeżo upieczonych nowożeńców tworzą doborowy tandem małżeńskich potyczek. Na drugim planie bardzo dobrze radzi sobie Mariusz Żarnecki jako ksiądz proboszcz „po godzinach” czy Szymon Sędrowski, któremu powierzono podwójną rolę. Rewelacyjny w kreacji podwórkowego macho uwiedzionego przez wyzwoloną bizness women – ciotkę pana młodego (drapieżna Monika Babicka), szukającej anonimowego kandydata na dawcę spermy, niezwykle komicznie wypada również we wcieleniu szwedzkiego kochanka i partnera Adama Bardzieja – twórcy weselnej symulacji. Jedną z najciekawszych postaci jest tutaj niepozorna i nierzucająca się w oczy kelnerka/asystentka iluzjonisty oraz policjant badający zniknięcie protagonisty wraz z jego ukochaną. Agnieszka Bała zadbała o ciekawą oprawę pantomimiczną, wszędzie jest jej pełno, z kolei Piotr Michalski jako aspirant – as wywiadu z przenikliwością inspektora Clouseau z różną skutecznością wyłudza zeznania ze świadków.

Być jak Krzysztof Krawczyk to barwne widowisko, łączące w sobie potężną dawkę energii, komizmu, ale i sentymentu, gdyż jak zakładam, niejednemu widzowi łezka w oku zakręciła się, gdy tylko zaintonowano „krawczykowe” hity – monumenty w stylu „Jak minął dzień” czy „Parostatek”. W ciemnościach widowni to i z cicha pośpiewać można, nóżką tupnąć, zakołysać się w takt nie starzejących się melodii.

Najnowsze aktualności