Wywiad z Heleną Winiarską

JAN BOŃCZA SZABŁOWSKI:
Klara Zachanassian pokazuje ludziom, jak łatwo można ich kupić, jak szybko odchodzą od swoich ideałów. Myślę, że dla pani, tak mocno zaangażowanej w sprawy „Solidarności” na Wybrzeżu, tak refleksja musi być szczególnie gorzka?

HALINA WINIARSKA:
Sztuka była aktualna wiele lat temu i taka pozostaje do dzisiaj. Może nawet teraz jeszcze bardziej, bo w naszej rzeczywistości pokusy zdarzają się coraz częściej i uleganie im dowodzi, jak bardzo jesteśmy słabi. Postać Klary nosi w sobie wiele zagadek. Przekonaliśmy się o tym podczas prób. Friedrich Dürrenmatt napisał, że aktorowi wystarczy zewnętrzna skóra w postaci tekstu. Otóż mnie nie wystarcza. Napisał też, że Klara gra po prostu najbogatszą kobietę świata. Cóż robić, kiedy mnie najbogatsza kobieta świata kojarzy się z kawiorem. A chyba nie o to chodzi… Dalej dowodził, że „ona ani nie personifikuje sprawiedliwości, ani planu Marchala, ani Apokalipsy, że ma dystans do siebie, do świata, do ludzi, że traktuje ich przedmiotowo”. Na szczęście wraz z reżyserem Jackiem Bunschem uznaliśmy, że nie wszystkie sugestie autora będziemy brać pod uwagę.

JAN BOŃCZA SZABŁOWSKI:
Kiedy grała pani Bernardę Alba, uważano, że jest ona głosem przeciwko zakłamanej rzeczywistości. Czy w podobny sposób można by powiedzieć o Klarze?

HALINA WINIARSKA:
Klara bardzo precyzyjnie nakreśliła plan działania i realizowania go z podziwu godną konsekwencją. Udowodniła ludziom, że są marionetkami w jej ręku. Można, oczywiście, powiedzieć, że jest osobą mściwą, ja jednak wolałabym użyć słowa – okrutną. Jestem też przekonana, że swego dawnego mężczyznę darzyła naprawdę wielką miłością. Ostania scena w Konradowym Lesie świadczy o tym bardzo wyraźnie.

JAN BOŃCZA SZABŁOWSKI:
Miłość Klary wydaje się uczuciem nieodwzajemnionym, a jak jest z pani miłością do teatru?

HALINA WINIARSKA:
To uczucie zawsze było odwzajemnione. Czuję się absolutnie aktorką spełnioną. Nie mam powodu sądzić, że jakaś wymarzona rola mnie ominęła. No, może z wyjątkiem Rollisonowej w „Dziadach”, ale i to przyjęłam ze spokojem. Od pewnego czasu wytworzyłam w sobie zdrowy dystans do teatru i myślę, że dobrze się z tym czuję.

JAN BOŃCZA SZABŁOWSKI:
Decyzja odejścia z Teatru Wybrzeże, z którym jest pani od lat kojarzona, musiała być jednak trudna…

HALINA WINIARSKA:
Mnie ten teatr po prostu przestał interesować. Po bardzo obiecującym początku, dwóch premierach, wszystko zaczęło iść w dość dziwnym kierunku. To zresztą nie dotyczy tylko „Wybrzeża”.

JAN BOŃCZA SZABŁOWSKI:
A jednak udało się panią namówić na gościnny występ w Teatrze Miejskim w Gdyni i rolę Klary Zachanassian.

HALINA WINIARSKA:
Miałam sporo wątpliwości, ale kiedy weszłam do tego zespołu, przypomniały mi się dawne lata. Poczułam niezwykłą atmosferę, na każdym kroku życzliwość i serdeczność. Spędzamy sporo czasu na dyskusjach, nikt nigdzie się nie spieszy. To miejsce stało się enklawą, w której indywidualne interesy nie zaburzają rytmu pracy. Tu naprawdę panuje magia teatru.

JAN BOŃCZA SZABŁOWSKI:
I pani mówi, że może obyć się bez teatru…

Najnowsze aktualności