Plakat AMADEUSZ

Peter Shaffer

Premiera

AMADEUSZ

Wirtuoz i prowokator. Amadeusz Mozart. Genialne dziecko, histeryczny artysta, nieokiełznany duch. Historia jego życia i twórczości obfituje w przypadki śmieszne i straszne, intrygi, ubóstwo, władzę i pełen sprzeczności związek z żoną Konstancją. Porywał tłumy i możnych całego świata, ale miał też i wrogów. Wśród nich ten największy – Antonio Salieri, który nie mogąc pogodzić się z faktem, że uczeń przerasta mistrza, postanowił go zniszczyć. Wciągająca i prawdziwa historia awangardowej muzyki, przebiegłej intrygi, wielkiej miłości i zazdrości, która nie wybacza…

Realizacja

Reżyseria, opracowanie muzyczne, światła: Jacek Bała
Scenografia i kostiumy: Karolina Mazur
Choreografia: Katarzyna Kostrzewa
Asystent reżysera: Mariusz Żarnecki


Czas trwania: 120 minut bez przerwy

Występują

Recenzje

Antonio

Przedstawienie Jacka Bały to opowieść przede wszystkim o samotności. Pod fasadą z pudru, kunsztownych peruk, gorsetów i opinających łydki pończoch rozgrywa się tu dramat dwojga samotników. Bo takimi właśnie są Salieri i Mozart…

Czytaj więcej

Antonio

Jeśli w dramacie Petera Shaffera jest choć odrobina prawdy, biedny Antonio Salieri już od prawie czterdziestu lat przewraca się w grobie. Nic dziwnego, skoro nawet sztuka, której jest głównym bohaterem, ma w tytule imię jego największego rywala. I jak na nieszczęście – od momentu powstania cieszy się ona niesłabnącą popularnością i nie ma właściwie sezonu teatralnego, w którym Amadeusz na podstawie Shaffera gdzieś by się nie pojawił.
Do grona polskich twórców, którzy nie pozwalają Salieriemu zaznać spokoju nawet w zaświatach, dołączył ostatnio Jacek Bała, który zaadaptował dramat Shaffera na scenę Teatru Miejskiego w Gdyni.

W pierwszej scenie spektaklu Bały, prowadzonego zgodnie z chronologią literackiego pierwowzoru, kompozytor Antonio Salieri (Piotr Michalski) jest u kresu swojego życia. Umierający i samotny, prosi o odpuszczenie grzechów. Błaga Mozarta o wybaczenie. Dziwaczna marioneta z rozłożonymi ramionami, kukła bez twarzy, w czarnej sukni i potarganej peruce, osamotniona na pogrążonej w ciemności scenie – takiego Salieriego przedstawia nam reżyser. Właściwie cała następująca później akcja przedstawienia skupia się wokół wytłumaczenia tego inicjalnego obrazu. Co doprowadziło nadwornego kapelmistrza Habsburgów, skądinąd bardzo utalentowanego, do upadku? Jacek Bała koncentruje się na próbie wyjaśnienia widzom, dlaczego człowiek pragnący od zawsze przewyższyć ściśle skonwencjonalizowaną rzeczywistość, w której żył i tworzył, pod koniec swoich dni stał się – dla siebie samego przede wszystkim – karykaturalnym, śmieszno-potwornym symbolem tej rzeczywistości.

Fikcyjny konflikt Salieriego z Mozartem, na stałe wpisany w naszą zbiorową wyobraźnię dzięki filmowemu arcydziełu Miloša Formana z 1984 roku, ma formę metodycznie prowadzonej gry. Agresywnej, choć bardzo skutecznie maskowanej kurtuazją. Z pozycją głównego rozgrywającego obsadzoną od samego początku i na czas nieokreślony.

Antonio Salieri ma muzyczny Wiedeń u swoich stóp. Jest twórcą powszechnie lubianym, docenianym i szanowanym. Pozycja na dworze Józefa II (Mariusz Żarnecki) zapewnia mu dostatnie życie. Wypracowywany latami spokój burzy nagły przyjazd Wolfganga Amadeusza Mozarta (Maciej Wizner), młodego kompozytora, który swoim nadprzyrodzonym wręcz talentem momentalnie uwodzi wiedeńskie salony. Inteligentny Salieri dokonuje natychmiastowego rozpoznania – mistrzostwo, które on sam reprezentuje, choć najwyższej próby, w konfrontacji z geniuszem Mozarta nie wygra nigdy. Salieri dobrze wie, że nie zdoła unieważnić potęgi tworzonych przez Amadeusza dzieł. Zresztą – nie ma takich zamiarów, jest nie tylko świadomym twórcą, ale i przede wszystkim odbiorcą. Nie chce niszczyć sztuki. Ale wie, że może zniszczyć jej twórcę.

Tłem dla determinującego linię fabularną starcia dwóch kompozytorów jest rzeczywistość ujęta w cudzysłów, pełna przerysowanych gestów i min, z choreografią wzmacniającą wrażenie swoistej automatyczności dworskiego świata, jego wystudiowania. Scenografia Karoliny Mazur adaptuje całą głębię sceny – otacza ją ścianami z mnóstwem drzwi, tworząc formę przywodzącą na myśl salę koncertowo-balową. Jacek Bała i Katarzyna Kostrzewa (choreografia) ciekawie wykorzystują tak zorganizowaną przestrzeń – aktorzy pojawiają się na scenie w sekwencjach zsynchronizowanych układów, które z jednej strony podkreślają schematyczność dworskiej rzeczywistości, jej poddaństwo wobec utartych konwenansów, z drugiej zaś – są rodzajem fizycznego, namacalnego odpowiednika matematycznej perfekcji ówczesnych dzieł muzycznych. Wiedeński dwór w przedstawieniu Jacka Bały przypomina barwny, precyzyjny w swojej rytmiczności mechanizm, umiejętnie inkrustowany akcentami humorystycznymi. Ich nośnikiem jest przede wszystkim trójka najbliższych dworzan Józefa II: hrabia Rosenberg (Rafał Kowal), baron van Swieten (Dariusz Szymaniak) i hrabia von Strack (Bogdan Smagacki i jego vis comica!). Reżyser zadbał o wyrazistość drugoplanowych postaci, a w inscenizację poszczególnych fragmentów z ich udziałem wplótł nuty przełamujące dramatyczność głównego wątku, chwilami wręcz groteskowe – jak w „operowej” scenie śpiewu uczennicy Salieriego (Olga Barbara Długońska).

Do tej układanki od początku zdają się nie pasować dwa elementy. Antonio Salieri w wykonaniu Piotra Michalskiego to przede wszystkim wnikliwy obserwator. Spokojny, nieruchomy. Jacek Bała często sadza go z boku sceny, przenosząc niejako poza energetyczną, kolorową przestrzeń koncertowo-balowej sali. Skupiony, nieustannie spięty Salieri wyraźnie odstaje od barwnego tłumu wiedeńskiego salonu, choć jednocześnie swoją inność potrafi dobrze maskować. Salieri Michalskiego to żywa maska, kostium, który wkraczając między innych, napełnia się pożądanymi przez tłum znaczeniami. Maska opada jedynie w chwilach samotności, gdy kompozytor pożera kompulsywnie czekoladki.

Mozart Macieja Wiznera to postać skrajnie różna od Salieriego. Inność Amadeusza widoczna jest już w jego pierwszym wejściu, gdy akrobatycznym krokiem wciska się pomiędzy pląsających identycznie dworzan. Ale kiedy Antonio bacznie obserwuje, Amadeusz – jest ciągle obserwowany. Mozart Wiznera cyrkowym susem przeskakuje pomiędzy skrajnymi emocjami, euforią i rozpaczą, uwielbieniem i nienawiścią, nie związując się na dłużej z żadną z nich. Jest histerykiem i rozwydrzonym przez wielbiące go tłumy gówniarzem. Jego infantylno-wulgarny język opisuje rzeczywistość z naiwnością dziecka, które nie rozpoznaje, nie rozumie kodów regulujących „dorosłe” relacje. Małżeństwo z Konstancją (Agnieszka Bała) ma charakter szczeniackiej zabawy, ucieczki przed dojrzałością w różowy i puchaty świat psikusów i podszczypywań, jak w scenie zabawy przy fortepianie.

W przedstawieniu Jacka Bały relacja obu kompozytorów to spotkanie nastolatka z dojrzałym mężczyzną. Salieriemu, w rzeczywistości starszemu od Mozarta jedynie sześć lat, z łatwością udaje się zmanipulować histerycznego geniusza. Wystarczyło kilka ciepłych słów, uśmiechów, kilkukrotnie wyciągnięta z pomocą dłoń. W swoim przedstawieniu Jacek Bała wyraźnie wiąże z postacią Amadeusza wątek osierocenia, emocjonalnego zwłaszcza, i prób kompensacji braku ojca. Mozart to wieczne dziecko, porzucone, tęskniące za całusami dam, które wielbiły go, gdy z ojcem objeżdżał Europę. Salieriemu tak łatwo udało się zrealizować swój plan, bo wypełnił pewną lukę, pewien brak, nic ponadto. Ot, cała zagadka zagłady Amadeusza Mozarta.

Jakkolwiek trywialnie to zabrzmi – przedstawienie Jacka Bały to opowieść przede wszystkim o samotności. Pod fasadą z pudru, kunsztownych peruk, gorsetów i opinających łydki pończoch rozgrywa się tu dramat dwojga samotników. Bo takimi właśnie są Salieri i Mozart, choć w steatralizowanej rzeczywistości wykreowanej w gdyńskim Amadeuszu noszą często maski demonicznego demiurga czy prowokacyjnego geniusza. Jest w tym przedstawieniu jeszcze jedna warstwa, istniejąca tu niejako ponad historią dwóch kompozytorów. Za każdym razem, gdy w Amadeuszu rozbrzmiewa muzyka Mozarta i Salieriego, ostro kontrastuje ona z kształtem świata, który dał jej początek. Stanowi ekstrakt czystych emocji, echo niezakłamanych gestów.

Zazdrość i nienawiść con expressivo

Sztuka Petera Shaffera Amadeusz to nie lada dramaturgiczny kąsek. Stwarza możliwości na wielu kreacyjnych płaszczyznach zwłaszcza dla odtwórców ról jej protagonistów w oparciu o wymiar wieloperspektywicznej rozgrywki psychologicznej. Jej kolejną sceniczną inkarnację można oglądać obecnie na deskach Teatru Miejskiego w...

Czytaj więcej

Zazdrość i nienawiść con expressivo

Z potencjałem dramaturgii sztuki Shaffera zmierzyło się wielu. Kinematograficzny monument Formana z mroczną kreacją F. Murray’a Abrahama i niezapomnianym chichotem Toma Hulce’a zafundował czeskiemu reżyserowi osiem oscarowych statuetek. Na rodzimym gruncie, trzy lata wcześniej, na deskach Teatru na Woli Amadeusza wystawia Roman Polański. Twórca Noża w wodzie, wchodząc w aktorską kontrę z Tadeuszem Łomnickim jako Salierim, wywołał, jak donosiła ówczesna prasa, nie lada sensację w kończącym się sezonie teatralnym Anno Domini 1981. Premierowej adaptacji pod reżyserskim okiem Jacka Bały również nie wróży szybkie zejście z afisza. Jego siła tkwi w doskonałej grze aktorskiej. Piotr Michalski jako Antonio Salieri stworzył postać mroczną, tragiczną, targaną namiętnościami sławy i świadomością jej niespełnienia. Jego przemowa w prologu spektaklu wprowadza widza w historię człowieka, który popada w zatarg z Bogiem. W obliczu niemożności dorównania talentem twórcy Wesela Figara, Salieri postanawia zabić Mozarta, w muzyce którego upatruje boskie wcielenie. W swych zamiarach nadworny kapelmistrz okazuje się świetnym psychologiem. Misternie tka sieć intrygi, wykorzystując relację Amadeusza z ojcem, lęki i kompleksy z nią związane. Obraz cynizmu, przewrotności stanowiących rewers tragizmu postaci Salieriego, Michalski wyzyskuje bardzo zróżnicowanym warsztatem, w którym mimika, modulacja głosem i pantomima wiodą prym.
Poważnemu i zdystansowanemu Salieriemu kontrapunktuje w swej roli, rewelacyjny jak zawsze, Maciej Wizner. W fikołkach, chichotach, rymowankach zawiera się koncepcja osobowości Mozarta jako dużego dziecka, poddanego presji zadowolenia surowego ojca, a także próżnego nieokrzesanego egocentryka wywracającego wiedeński dwór do góry nogami. Kompozytor staje się ofiarą swojej własnej wielkości i tę dwoistość drzemiącą w jego wnętrzu Wiznerowi udaje się świetnie wyeksponować zwłaszcza w finalnej scenie śmierci na fortepianie, w ostatnich słowach wyartukułowanych na podobieństwa chlipania małego dziecka.
Aktorską kropkę nad i całego spektaklu stawiają artyści grający role drugoplanowe. Na szczególną uwagę zasługują tu kreacje Bogdana Samagackiego (hrabia von Strack), Rafała Kowala (hrabia Rosenberg) i Dariusza Szymaniaka (baron van Swieten), którzy stworzyli triadę nadwornej świty Józefa II. Mimika, gestykulacja i sposób wymowy w ich wykonaniu, przejaskrawione i skarykaturyzowane, służą ukazaniu sztuczności, konwenansów, protektorstwa i bezkrytycznych postaw wobec słów padających z ust cesarza. Efekt, jaki osiągają artyści na scenie, to potężna dawka komizmu sytuacyjnego, z wbitym weń żądłem ironii i groteski. Z ról kobiecych wyrazisty profil osobowościowy zademonstrowana za pośrednictwem swej kreacji ukochanej Mozarta – Konstancji Weber – Agnieszka Bała. W swej próżności, lekkoduchostwu wtóruje swemu mężowi, lecz w imię uzyskania dla niego posady nie zawaha oddać się podstępnemu Salieriemu.
W Amadeuszu zachwyca ansambl. Dynamizm scen zbiorowych w komnatach cesarza Józefa II, wirujący w tańcu korowód postaci we wspaniałych barokowych strojach i fryzurach wymazuje z pamięci dłużyzny, w które spektakl popada nieraz w sekwencjach monologowych. Ukłon w kierunku autorki scenografii i kostiumów Karoliny Mazur i choreografki Katarzyny Kostrzewy, gdyż to one wyczarowują przed publicznością anturaż wiedeńskiego dworu.
Sztuka Bały syci widza muzycznie, wizualnie, duchowo. Przy akompaniamencie boskich dźwięków funduje odbiorcy wielowymiarowe psychologiczne studium pogrążania się człowieka we własnych żądzach i ambicjach. A wszystko to w szelestach krynolin, koronek i zapachu pudrowanych peruk. To się nazywa wejście w nowym sezonie teatralnym!

Genialny barbarzyńca na salonach – o „Amadeuszu” w Teatrze Miejskim

Pojawił się w Wiedniu znikąd. Swoim geniuszem zachwycał Europę w czasie, gdy jego rówieśnicy uczyli się z elementarza. Łamał konwenanse, budził zgorszenie swoim nieokrzesanym zachowaniem, ale przede wszystkim stał się przekleństwem Antonio Salieriego. Inaugurujący dużą scenę Teatru Miejskiego „Amadeusz” to...

Czytaj więcej

Genialny barbarzyńca na salonach – o „Amadeuszu” w Teatrze Miejskim

„Amadeusza” Petera Shaffera przeszło 30 lat temu rozsławił w swoim Oscarowym filmie Miloš Forman. I chociaż słynny konflikt Antonio Salieriego i Wolfganga Amadeusza Mozarta (a raczej chorobliwa zawiść i zazdrość tego pierwszego, ukryte pod maską życzliwego pomocnika Mozarta), to najpewniej czysta fantazja literacka, relacje obu muzyków, pokazane w sztuce Shaffera w potężnym kontraście, utrwaliły obraz Salieriego jako przebiegłego i bezwzględnego wroga Mozarta. Historia rywalizacji cesarskiego kapelmistrza z lekkomyślnym, nierozważnym geniuszem jest jednak wspaniałym materiałem nie tylko dla filmu, ale też dla teatru, o czym przekonuje spektakl przygotowany przez Jacka Bałę w Teatrze Miejskim w Gdyni.
Imponuje już pierwsza scena, gdy w półcieniu oglądamy osobliwą nieruchomą postać w białej peruce zasłaniającej twarz. Na pierwszy rzut oka wygląda jak manekin, choć co jakiś czas przez jej ciało przechodzą skurcze. To Salieri w swojej ostatniej godzinie życia, który decyduje się wyjawić nam, widzom, sekret śmierci Wolfganga Amadeusza Mozarta – swojego śmiertelnego wroga, który już pierwszymi dźwiękami swoich melodii udowodnił rojącemu o nieśmiertelnej sławie kompozytorowi, że nigdy nie zbliży się do niezrównanego mistrzostwa kompozycji Mozarta, a tym samym nie zapisze się w historii muzyki. Salieri (w swoim starczym wcieleniu trzymający w ręce perukę niczym czaszkę Mozarta) jest naszym przewodnikiem po dworze, na którym nad twórczością Wolfganga Amadeusza Mozarta zastanawiają się najbardziej wpływowi ludzie ówczesnego Wiednia.
Sam Mozart nie ma nic wspólnego z nobliwością i dostojeństwem swoich protektorów. To sprośny i wulgarny, nienawykły do dworskich manier dzieciak, obdarzony równie wybitnym, jak muzyczny, talentem do popełniania gaf, formułowania niefortunnych wypowiedzi i obrażania swoich dobroczyńców. Z porażającą naiwnością wierzy też w dobre intencje nerwowo zajadającego czekoladki Salieriego i zachowuje się jak do bólu szczere i rozkapryszone dziecko na placu zabaw. Wszystko rozgrywa się w przestrzeni upozowanej na dworski salon ze stylowym fortepianem z epoki i klasycystycznymi meblami (bardzo dobra scenografia Karoliny Mazur), co jakiś czas urozmaicona dworskimi tańcami (choreografia Katarzyny Kostrzewy). Choć cała opowieść jest przedstawiana w sposób bardzo prosty, nieraz z przesadną wręcz dbałością o to, by widz się w niej nie pogubił, spektakl składa się z samych dobrze wymyślonych komponentów. Okrojono nieco sztukę z mniej znaczących postaci drugoplanowych, więc cały dwór królewski, wraz z „dwiema wietrznymi damami dworu” (informatorkami Salieriego) składa się z ośmiu postaci, gdzie niemal każda czymś się wyróżnia. Muzyka do spektaklu, podobnie jak w filmie, zbudowana jest utworów Mozarta i Salieriego. Zgrabnie wymyślono też, by aktorzy zastygali podczas granych przez siebie utworów lub „dyrygowali ich wykonaniem”. Jednak wszystko to pozostaje w cieniu popisu aktorskiego Piotra Michalskiego, którą rolą Salieriego wraca do swojej najwyższej formy. Chłód i opanowanie bohatera Michalskiego, każda jego emocja i reakcja na wygłupy Mozarta zaskakuje niespotykaną precyzją. To postać wielokrotnie przez Michalskiego złożona, w swojej bezduszności i bezwzględności na tyle szczera i ujmująca, że budzi więcej sympatii niż sam Mozart. Natomiast grający geniusza z Salzburga Maciej Wizner bardzo dobrze radzi sobie z trudną rolą lekkoducha i dużego dziecka, przekraczającego granice konwenansu i dobrego wychowania, groteskowo wyolbrzymiającego swoje reakcje i chichoczącego w sytuacjach, gdy wypada zachować powagę. Wszystkie sceny z udziałem Michalskiego i Wiznera są udane, nieprzesadzone i pełne napięcia. Dobrze prezentują się również wszyscy panowie z dworu, z cesarzem Józefem II (Mariusz Żarnecki) na czele. Bardzo dobrą, wyrazistą i zarazem zabawną rolę jego szambelana – Hrabiego von Stracka – przygotował Bogdan Smagacki. Niewiele ustępuje im schowany za piramidką ułożoną z rąk Hrabia Rosenberg czyli dyrektor opery (Rafał Kowal) – kwintesencja sztuczności i kumoterstwa. (…) Choć to spektakl wybitnie nakierowany na męskich bohaterów, przynajmniej o jednej aktorce warto napisać. Agnieszka Bała, grająca w spektaklu gościnnie ukochaną Mozarta, Konstancję Weber, w dworskim stroju przyciąga uwagę (najlepiej podczas rozmowy z Salierim w sprawie posady męża) (…) Jacek Bała bardzo sprawnie poustawiał cały zespół Miejskiego, sprawiający w „Amadeuszu” wrażenie dobrze funkcjonującej maszyny. Przez dwie godziny spektakl zachowuje swoją dynamikę, jest doskonale oświetlony (sam reżyser podjął się także reżyserii świateł) i bardzo precyzyjnie skonstruowany (…)

Kompleks Mozarta. Po premierze „Amadeusza” w Teatrze Miejskim w Gdyni

Ponad dwie godziny pełnej napięcia i emocji spowiedzi Salieriego, domniemanego zabójcy Mozarta – Teatr Miejski w Gdyni zainaugurował nowy sezon artystyczny udaną premierą „Amadeusza” w reżyserii Jacka Bały.

Czytaj więcej

Kompleks Mozarta. Po premierze „Amadeusza” w Teatrze Miejskim w Gdyni

Ciemna scena. Punktowe światło wydobywa z mroku sylwetkę Antonio Salieriego (najlepsza od lat rola Piotra Michalskiego), głównego kapelmistrza i kompozytora na wiedeńskim dworze cesarza Józefa II. Salieri jest już starym człowiekiem, tej nocy ma umrzeć, ale przed śmiercią zdobywa się na szczerą spowiedź, w której wyjawia grzechy. Najcięższym jest zabójstwo Mozarta (w jego roli Maciej Wizner, który po czterech latach pracy w Gdyni wreszcie pokazał, na co go stać).

Emocje wyrażone gestem

Widzimy pochylonego Salieriego z zasłoniętą twarzą, który w napięciu opowiada o swoich winach. Jego emocje wyrażają się w ruchach dłoni i głosie. To wystarczy, by wejść w tę fascynującą, choć nie opartą na faktach, historię o sile destrukcji napędzanej przez obsesyjną zazdrość.

Sztuka Petera Shaffera – która przeszła do historii dzięki wybitnej, nagrodzonej Oscarem ekranizacji Milosa Formana – zasadza się na konfrontacji dwóch postaw: Salieriego – ambitnego rzemieślnika, owładniętego zawiścią wobec genialnego rywala, którego zamierza wyeliminować i Mozarta – wiecznego dziecka obdarzonego nieprawdopodobnym talentem i temperamentem, nieokrzesanego prowokatora i idealisty, zupełnie nieświadomego gry, jaka się wokół niego toczy.

Areną tych zmagań są wiedeńskie salony końca XVIII wieku, gdzie w pełni rozkwita geniusz muzyczny Mozarta.

Muzyka – trzecim bohaterem

Warunki sceniczne Teatru Miejskiego są skromne, toteż inscenizacja „Amadeusza”, przygotowana przez młodego reżysera Jacka Bałę, nie grzeszy wystawnością. A mimo to dzięki konfrontacji dwóch wyrazistych postaci, przekonująco zagranych, ten minimalistyczny spektakl nie pozostawia widza z poczuciem deficytu. Działa na wyobraźnię, zawłaszcza uwagę widza, przenosząc akcenty i stopniując napięcie. I nic nie szkodzi, że dobrze wiemy, jaki będzie finał tej historii i że w rzeczywistości do żadnego zabójstwa Mozarta nie doszło.

Trzecim, poza parą głównych postaci, bohaterem wieczoru jest muzyka Mozarta, która nie tylko pełni funkcję dramaturgiczną, ale też jest wspaniałym ornamentem tego przedstawienia, wynoszącym je daleko ponad historię o ludzkiej małości. Uszlachetniającym i dodającym mu skrzydeł.

Stylowa elegancja

Gdyński „Amadeusz” został wystawiony z zachowaniem realiów epoki – z użyciem kostiumów i dekoracji odwołujących się do czasów Mozarta. Wbrew pozorom to rzadkość, że reżyser młodego pokolenia decyduje się na taki krok. Maniera nakazująca postaciom historycznym występować w bojówkach albo stroju kosmonauty, w scenografii blokowiska czy nocnego klubu czasem staje się nie do zniesienia. Miło od czasu do czasu nacieszyć oko stylowym kostiumem z epoki.

Premierą „Amadeusza” Teatr Miejski nie tylko zainaugurował nowy sezon artystyczny, ale także po raz pierwszy pokazał widzom odnowione wnętrze. (…)

Zazdrość, która nie wybacza

Wirtuoz i prowokator. Genialne dziecko, histeryczny artysta, nieokiełznany duch. Takim poznajemy Wolfganga Amadeusza Mozarta w nowej sztuce Jacka Bały. Premiera „Amadeusza” odbyła się w sobotę w Teatrze Miejskim w Gdyni. Historia życia młodego Mozarta (Maciej Wizner) to niekończące się pasmo...

Czytaj więcej

Zazdrość, która nie wybacza

SALIERI GWIAZDĄ WIECZORU
Reżyserowi udało się wykreować Mozarta, jako postać bardzo złożoną i intrygującą. Tytułowy bohater co rusz popada w skrajne emocje: raz jest rozentuzjazmowanym chłopcem, chwilę później pochłania go rozpacz. Czasami sprawia wrażenie zbyt infantylnego i nieco irytującego. Prawdziwą gwiazdą spektaklu jest jednak nie sam Mozart, a jego zaciekły przeciwnik – Antonio Salieri. Piotr Michalski stworzył popisową kreację, mrocznego intryganta i przebiegłego manipulatora. W czasie przedstawienia, to właśnie on wciela się w rolę narratora całej historii, który relacjonuje przebieg zdarzeń ze swej perspektywy. Pozwala to uporządkować, momentami bardzo dynamiczną akcję. Na pochwałę zasługują monologi aktora, który od samego początku prowadzi widza przez świat, zdominowany żądzą zemsty. Wszystko to w rytm muzyki, która towarzyszy kluczowym momentom. – Chcieliśmy żeby muzyka Mozarta, ale i Salieriego, która wybrzmi w spektaklu, była jednym z jego głównych bohaterów. Ma ona moc wyzwolenia z okowów czasu, swoją potęgą w jednej chwili zabija wszelkie wczoraj i jutro, darowując słuchaczowi wyzwolone z wszelkiego cierpienia tu i teraz, mówi reżyser sztuki.
ZAZDROŚĆ, KTÓRA NIE WYBACZA
Elektryzująca muzyka, udana gra świateł, skromna, choć dopracowana scenografia i charakteryzacja aktorów, oddająca klimat tamtych czasów – wszystko to przyczyniło się do wielkiego sukcesu nowego „dziecka” Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Amadeusz to, najkrócej mówiąc, wciągająca i prawdziwa historia awangardowej muzyki, przebiegłej intrygi i zazdrości, która nie wybacza.