Joseph Kesselring
Premiera
Arszenik i stare koronki
Klasyczna komedia z gatunku czarnego humoru. Dwie urocze staruszki, dużo wina i trupy w piwnicy.
Starsze panie wynajmują gościnne pokoje samotnym panom i opiekują się nie do końca zdrowym psychicznie kuzynem. Mają jednak misję, wszak chodzi o to, aby ulżyć gościom w cierpieniach. Jak wiadomo, najlepszym antidotum na cierpienie jest wino. Z tym jednak, że siostry Brewster doprawiają je arszenikiem… Ale to dopiero początek mrożących krew w żyłach i bawiących do łez historii…
Realizacja
Reżyseria: Krzysztof Babicki
Scenografia: Marek Braun
Kostiumy: Hanna Szymczak
Ruch sceniczny: Katarzyna Maria Migała
Światło: Marek Perkowski
Asystent reżysera: Maciej Wizner
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Krzysztof Dąbek
Producentka: Ewa Szulist
Czas trwania: 1h 30 min - przerwa - 30 min [przerwa trwa 20 minut]
Występują
Recenzje
Wino porzeczkowe ze szczyptą cyjanku
„Arszenik i stare koronki” Josepha Kesselringa w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Na scenie dwie urocze staruszki, wino porzeczkowe domowej roboty i 12 trupów w piwnicy, czyli „Arszenik i stare koronki” Josepha Kesselringa – najnowsza premiera...
Czytaj więcejWino porzeczkowe ze szczyptą cyjanku
Rozpoczyna się niewinnie. Starsze panie Mary i Abby Brewster – z oddaniem opiekujące się cierpiącym na lekkie zaburzenia psychiczne bratankiem Teddym (sądzi on, że jest Napoleonem) – właśnie goszczą pastora Harpera. To ojciec Heleny, z którą spotyka się Mortimer, ich drugi bratanek. Wspólnie ubolewają, że Morti zajmuje się tak niegodnym zajęciem, jak pisanie recenzji teatralnych.
Życie uroczych staruszek toczy się spokojnym rytmem, odnalazły bowiem sens życia w niesieniu pomocy innym, więc budzą naszą sympatię.
Okazuje się jednak, że mają one pewną tajemnicę, a są nią groby w piwnicy. Kiedy bowiem wynajmują pokój samotnemu mężczyźnie, z litości nad jego smutnym losem pocieszają go śmiertelnie, częstując winem porzeczkowym z arszenikiem. Są przekonane, że wyświadczają mu przysługę, podobną do tej, gdy przekazują słoik rosołu chorej żonie policjanta. Następnie Teddy chowa gościa w piwnicy jako wiarusa, który zginął pod Berezyną.
Kiedy jednak o tajemniczym procederze dowiaduje się Mortimer, rozpoczynają się groźne, ale nieodparcie komiczne i zwariowane zdarzenia.
Choć głównymi bohaterkami są urocze siostry Brewster (w rolę Abby wcieliła się Beata Buczek-Żarnecka, jej siostrę Martę gra Dorota Lulka), na scenie oglądamy też całą galerię innych cudownych postaci.
Piotr Michalski pojawia się pod koniec sztuki tylko na moment jako Witherspoon, dyrektor Doliny Szczęścia – pensjonatu dla psychicznie chorych. Niewiele mówi, kiedy jednak podejrzliwie obwąchuje nowo poznaną osobę, zaczynamy podejrzewać, że nie różni się od swoich pensjonariuszy – ta rola to prawdziwa perełka. Bogdan Smagacki gra Napoleona Bonaparte z solenną powagą – od pierwszego gestu i spojrzenia zawojował publiczność i rzeczywiście bawi do łez. Jego vis comica jest niezrównana.
Arcytrudne zadanie miał Grzegorz Wolf, jako Jonathan – kolejny bratanek, poszukiwany przez policję psychopatyczny morderca, ale poradził sobie znakomicie. Partneruje mu specjalista od chirurgii plastycznej doktor Epstein – w tej roli Mariusz Żarnecki. Panowie przybyli do domu ciotek, razem z trupem, którego chcą pochować w piwnicy.
Ciotka Abby protestuje: „Jest już bardzo mało miejsca, a my musimy myśleć o przyszłości”.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że ty i ciocia Marta zamordowałyście? – pyta zaszokowany Jonathan. – Oczywiście, że nie. To jeden z naszych dobrych uczynków – odpowiada Abby.
Jest też Helena, córka pastora – gra ją Monika Babicka, żywiołowa, niegrzeczna, szczęśliwa, że znalazła wreszcie miłość. Zapewnia starsze panie: – Po młodzieńcach, dla których ideałem nocnego życia było zabieranie mnie na wieczorne rekolekcje, Mortimer i teatr wydają mi się rajem.
– Skoro Mortimer musi już oglądać niektóre z tych sztuk, tak często niemoralnych, to przynajmniej dobrze, że siedzi obok córki pastora – odpowiada Marta.
A Szymon Sędrowski jako Mortimer jest niezmiennie świetny.
Wzrok przyciągają piękne kostiumy Hanny Szymczak, utrzymane w stylu epoki. Autor scenografii Marek Braun przyozdobił dom starszych pań w koronkowe firany i obrusy.
Ta czarna komedia ma już 81 lat, ale przetrwała próbę czasu i nadal bawi nas do łez. A na koniec rada, gdyby ktoś chciał się pozbyć niemiłej mu osoby (zawsze przecież można uczynić świat lepszym niż jest…) – wystarczy sprawdzony przepis: – Otóż kochaneczku, na karafkę wina porzeczkowego łyżeczkę arszeniku, do tego pół łyżeczki strychniny i szczyptę cyjanku potasu – radzi ciotka Marta.
Spektakl został precyzyjnie wyreżyserowany przez Krzysztofa Babickiego. Kto chce się uśmiechnąć się i być świadkiem wielu nieoczekiwanych zdarzeń – niech zobaczy „Arszenik i stare koronki” – serdecznie polecam.
Spektakl można oglądać w zgodzie z zasadami reżimu sanitarnego. Na widowni może być zajęta tylko połowa miejsc. Należy również pamiętać o obowiązku zasłaniania nosa i ust.
Trup ściele się gęsto
Pierwszą premierą w Trójmieście po otwarciu teatrów była zaprezentowana w sobotę klasyczna czarna komedia „Arszenik i stare koronki” w Teatrze Miejskim w Gdyni – zabawna historia w stylu retro. Ponad trzy miesiące aktorzy i widzowie czekali, by móc się spotkać...
Czytaj więcejTrup ściele się gęsto
Radość z możliwości spotkania po tak długiej przerwie spowodowanej zamknięciem placówek kulturalnych udzieliła się i aktorom, i widzom, którzy brawami na stojąco nagrodzili to przyjemne i zabawne, ale z pewnością nie wybitne przedstawienie. Okazją do braw był także jubileusz Krzysztofa Babickiego, który świętuje 40-lecie pracy artystycznej i 10-lecie pracy w Gdyni.
Premiera „Arszeniku i starych koronek”, według napisanego w 1939 roku i nadal popularnego tekstu Josepha Kesselringa, zaplanowana była na 11 grudnia zeszłego roku, ale lockdown wymusił przełożenie jej na luty.
„Arszenik…” był przebojem scen nowojorskiego Broadwayu lat 40., a apogeum jego popularności przypada na rok 1944, kiedy powstała kinowa adaptacja komedii z udziałem m.in. Cary’ego Granta.
W Polsce tytuł rozsławiła adaptacja Teatru Telewizji z 1975 r. w reżyserii Macieja Englerta z udziałem m.in. Ireny Kwiatkowskiej, Barbary Ludwiżanki, Czesława Wołłejki, Wiesława Michnikowskiego, Bożeny Dykiel, Andrzeja Zaorskiego, Wojciecha Pokory i Kazimierza Rudzkiego.
Krzysztof Babicki już raz wyreżyserował „Arszenik…” – w 2014 roku w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, w głównej roli Abbey obsadzając Annę Polony. W Gdyni tę rolę powierzył Beacie Buczek-Żarneckiej, która stworzyła pogodną, czarującą postać starszej pani – morderczyni, która jest przekonana, że częstując samotnych mężczyzn winem porzeczkowym z dodatkiem arszeniku, strychniny i cyjanku, wyświadcza im przysługę, skracając ich nędzny żywot na tym świecie. Powodowane względami humanitarnymi seryjne zabójstwa popełnia razem z siostrą Martą (Dorota Lulka), z którą mieszkają w starym domu na Brooklynie.
Kolejne ciała grzebie w piwnicy ich bratanek – chory na umyśle Teddy (Bogdan Smagacki), przekonany, że jest Napoleonem Bonaparte, a zwłoki należą do wiarusów poległych w bitwie nad Berezyną.
Kiedy ciał w piwnicy spoczywa już 12, w sytuacji zaczyna się orientować Mortimer (zabawna rola Szymona Sędrowskiego, który wyrasta na czołowego komika sceny przy ul. Bema), kolejny bratanek starszych pań. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy ciotkom składa wizytę trzeci z bratanków – psychopatyczny Jonatan (przerysowana, ale udana rola Grzegorza Wolfa), którego kolejna operacja plastyczna upodobniła do… mrocznej postaci znanej z gazet. On również, podobnie jak ciotki, do kwestii życia i śmierci ma stosunek ambiwalentny.
Rozgrywająca się wśród stylowych koronek i przy swingowym akompaniamencie big-bandu Glenna Millera historia czarujących seniorek, osobliwie pojmujących miłosierdzie i niewahających się użyć wina porzeczkowego, jest opowiedziana z biglem i humorem, ale bez przesadnej szarży. Powstał spektakl przyjemny, zapewniający miłą rozrywkę (…) W sam raz na chwilę oddechu po przygnębiającym lockdownie.
Retro komedia z trupem w ławie
Podobnie jak wiosną, tak i teraz pierwszym teatrem na Pomorzu i jednym z pierwszych w kraju, który wznawia działalność po kilkumiesięcznym zamknięciu premierą teatralną jest Teatr Miejski w Gdyni. 13 lutego publiczność Miejskiego zobaczyła przesuniętą z grudnia premierę „Arszeniku i...
Czytaj więcejRetro komedia z trupem w ławie
Sztuka Josepha Kesselringa „Arszenik i stare koronki” ma przeszło 80 lat. Kojarzona jest przede wszystkim ze słynnym filmem Franka Copry z 1944 roku, z wielkim gwiazdorem ówczesnego kina Carym Grantem w roli Mortimera. W Polsce tytuł obecny jest od 1957 roku, choć trafił na scenę ledwie kilkukrotnie, a najbardziej znany jest dzięki spektaklowi Teatru Telewizji, wyprodukowanemu pod szyldem Teatru Sensacji „Kobra” w reżyserii Macieja Englerta z 1975 roku.
Siedem lat temu do tytułu tego sięgnął Krzysztof Babicki, który wystawił go w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Teraz dyrektor Teatru Miejskiego wraca do tej uroczej komedii z dreszczykiem, ponieważ ta lekka, salonowa, mieszczańska sztuka doskonale wpisuje się w repertuar Miejskiego i z pewnością spodoba się gdyńskiej publiczności złaknionej komedii w dawnym stylu.
Poznajemy rodzinę państwa Brewster, szczególnie dwie urocze ciotki Abby i Martę, które żyją sobie przykładnie w swojej posiadłości na nowojorskim Brooklynie. Od czasu do czasu staruszki miewają lokatora. Ciepłe usposobienie starszych pań każe im nie pozostawać obojętnymi na trudną dolę innych – szczególnie, jeśli ktoś jest osobą starszą i samotną. Cioteczki z uśmiechem na ustach podadzą mu truciznę w winie porzeczkowym, by biedak dłużej już się nie męczył. Kolekcja gości zakopanych w piwnicy rośnie, ku utrapieniu niepełnosprawnego intelektualnie bratanka Teddy’ego, uważającego się za Napoleona Bonaparte. To na nim spoczywa ciężar grzebania swoich „wiarusów poległych podczas bitwy pod Berezyną”.
Życie całej trójki płynie niezakłóconym rytmem do momentu, gdy inny bratanek, krytyk teatralny Mortimer, przypadkowo nie odkryje prawdy o „dziwactwach” cioteczek, a we wszystko nie wmiesza się ukrywający się przed policją kolejny bratanek, niebezpieczny Jonatan, zmieniający twarz dzięki operacjom plastycznym zaprzyjaźnionego lekarza Epstiena. Ta dwójka także przynosi ze sobą kłopotliwy pakunek. Do kompletu mamy jeszcze narzeczoną Mortimera Helenę, jej ojca pastora Harpera, dyrektora domu opieki „Dolina Szczęścia” oraz kilkoro, stereotypowo nierozgarniętych policjantów.
Reżyser Krzysztof Babicki koncentruje się przede wszystkim na wyraźnym dookreśleniu bohaterów. Powstało dzięki temu przedstawienie epizodów i drobnych rólek, z których wiele zapada w pamięć. Zdecydowanie najlepszy jest Grzegorz Wolf w roli Jonatana, mającego twarz, która wszystkim się „z kimś kojarzy”. To rola charakterystyczna, zbudowana wokół tematu postaci, dowcipna i wysmakowana. Kolejny godny zapamiętania jest Witherspoon w wykonaniu Piotra Michalskiego, który z niewielkiej rólki tworzy perełkę, wyposażając bohatera w zestaw pociesznych zachowań. Udane, dowcipne tragikomiczne epizody buduje również Bogdan Smagacki w roli Teddy’ego.
Komizm sytuacyjny opiera się na postaci Mortimera i jego reakcji na bieżące wydarzenia. Grający go Szymon Sędrowski od lat doskonale radzi sobie w rolach komediowych, tym razem również staje na wysokości zadania, chociaż jego bohater niewiele różni się od innych, które tworzył w mniej lub bardziej udanych komediach Miejskiego w ostatnim czasie. Pierwiastek kobiecy to zasługa Moniki Babickiej w roli Heleny, pięknie ubranej (efektowne kostiumy, nie tylko tej bohaterki, są zasługą Hanny Szymczak) i dopełniającej sztukę o wątek damsko-męski, potraktowany z przymrużeniem oka. Zabawny jest także porucznik Rooney Macieja Wiznera. Szkoda, że pozostałe postaci policjantów są przerysowane i niezbyt śmieszne.
Przeurocze wydają się obie cioteczki – Abby Beaty Buczek-Żarneckiej i Marta Doroty Lulki. Obie bardzo efektownie wyglądają na scenie, ale nie tworzą kreacji zapadających w pamięć – budują raczej klimat ciepłego domowego ogniska z wyjątkowo mrocznym sekretem. Ich salon przez scenografa Marka Brauna został zaprojektowany wokół wszechobecnych w tytule sztuki koronek, tworzących efektowne tło dla przestrzeni salonu z połowy minionego wieku.
(…)