

Carlo Goldoni
Premiera
AWANTURY WENECKIE - Il teatro comico
Teatr komediowy Goldoniego dopiero niedawno ukazał się w polskim tłumaczeniu, stąd z dumą, z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, przygotowujemy jego polską prapremierę, pod nowym tytułem Awantury weneckie. Oto autor daje nam okazję, by zajrzeć tam, gdzie wzrok widza teatralnego zwykle nie sięga, czyli za kulisy. A tam pulsuje serce teatru, które bije dla publiczności. Tam powstaje przedstawienie, tam rywalizują ze sobą gwiazdy, walczą o role, o pozycję w zespole, domagają się uwagi i poklasku. Barwne typy, przemyślane intrygi, złośliwości i namiętności.
Oto Goldoniego współczesne spojrzenie na słynną commedię dell’arte, która od wieków bawi publiczność wyrazistymi bohaterami i zabawnymi perypetiami. To właśnie jego Awantura w Chioggi inaugurowała pierwszą Scenę Letnią w Orłowie, dwadzieścia lat temu. Wówczas publiczność go pokochała. Liczymy, że i tym razem tak będzie.
Realizacja
Przekład: Jolanta Dygul
Reżyseria i opracowanie muzyczne: Tadeusz Bradecki
Scenografia i kostiumy: Jan Polewka
Asystent reżysera: Andrzej Redosz
Światło: Marek Perkowski
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Krzysztof Dąbek
Producentka: Ewa Szulist
Czas trwania: 2 godziny 15 minut z jedną przerwą
Występują













Recenzje
Po premierze w Teatrze Miejskim
Międzynarodowy Dzień Teatru uczcił Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni polską prapremierą sztuki Carla Goldoniego „Teatr komediowy” pod zmienionym tytułem „Awantury weneckie”. Sztuki Goldoniego mają swój początek w komedii dell’arte, stąd i teraz zobaczymy na scenie typowe postaci tego...
Czytaj więcejPo premierze w Teatrze Miejskim
Międzynarodowy Dzień Teatru uczcił Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni 27 marca b.r. polską prapremierą sztuki Carla Goldoniego „Teatr komediowy” pod zmienionym tytułem „Awantury weneckie”.
Sztuki Goldoniego mają swój początek w komedii dell’arte, stąd i teraz zobaczymy na scenie typowe postaci tego gatunku sztuki – Arlekina, Kolombinę, Pantalone, Rosaurę czy też aktorów w maskach zakrywających połowę twarzy. Na pewno przyciągają wzrok kostiumy aktorów – barwne, stworzone ze smakiem, bez zbędnej przesady w formie. Znakomicie oddają klimat teatru dell’arte. Scenografia Jana Polewki, szczególnie w drugim akcie, nawiązuje do weneckiej przestrzeni pełnej kanałów i przejrzystego nieba.
Przez prawie dwie godziny śledzimy zabawne perypetie trupy komediantów. Intryga teatralna przeplata się z realnym życiem aktorów, którzy tak jak w przedstawieniu przeżywają swoje dramaty i namiętności. Niewątpliwie jest to uniwersalny walor sztuki, która z jednej strony wykorzystuje popularny i lubiany motyw „teatru w teatrze”, a z drugiej – pokazuje, że ludzkie uczucia są niezmienne mimo zmieniających się realiów. Wydaje się również, że problemy ludzi sztuki też są ponadczasowe. Zabawna jest scena, w której Lelio, poeta (w tej roli świetny Szymon Sędrowski) oznajmia dyrektorowi teatru, że oto stworzył sztukę w zaledwie piętnaście minut, w dodatku wymyślił dla niej dwadzieścia tytułów, a więc można ją wystawiać wciąż jako nową. Czyż współczesne scenariusze, zwłaszcza seriali telewizyjnych, wykorzystujących wciąż te same schematy fabularne, nie sprawiają wrażenia pisanych w ekspresowym tempie?
Wielkim walorem inscenizacji Tadeusza Bradeckiego jest gra aktorów, którzy nigdy nie zawodzą gdyńskiej publiczności. Chociaż przeważają sceny zbiorowe, czasami na scenie gra jednocześnie kilku aktorów, każda kreacja jest wyrazista, zagrana z pazurem. Bawi ekspresja przeżyć Placidy (Monika Babicka), śmieszą pełne sarkazmu i ironii wypowiedzi Petronia, w rolę którego wciela się Bogdan Smagacki, uśmiech wywołuje również gra Andrzeja Radosza (okazuje się, że sufler to najważniejsza persona w całej trupie!). Z wielką brawurą swoją rolę odegrali również Agata Moszumańska jako Kolombina i Maciej Wizner – Arlekin. W drugim akcie pojawia się Dorota Lulka („wirtuoza” Eleonora), która jak zwykle zachwyca swoim warsztatem wokalnym.
Nad tą niesforną grupą komediantów próbuje zapanować Orazio – dyrektor teatru (w tej roli Dariusz Szymaniak). Możliwe, że to porte-parole samego autora komedii, ponieważ kwestie Orazia pełne są postulatów dotyczących nowej poetyki teatru, której wielkim orędownikiem był właśnie Goldoni.
Niewątpliwie „Awantury weneckie” to sztuka, która bawi, ale jednocześnie dla miłośnika teatru może być inspiracją do pogłębionej refleksji nad dziejami tej muzy, kształtem i formą sztuki, która tak daleko odeszła od założeń „Poetyki” Arystotelesa.
Warto w tym miejscu docenić różnorodność repertuarową gdyńskiego teatru i fakt, że kierownictwo artystyczne stara się pozyskać do współpracy reżyserów o wielkim dorobku artystycznym – w tym przypadku – Tadeusza Bradeckiego.
Co się dzieje za kurtyną, czyli „Awantury weneckie” w Teatrze Miejskim w Gdyni
Z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, przypadającego na 27 marca, Teatr Miejski w Gdyni przygotował specjalną premierę, a w zasadzie prapremierę, ponieważ „Awantury weneckie” na polskiej scenie teatralnej nie były dotąd wystawiane.
Czytaj więcejCo się dzieje za kurtyną, czyli „Awantury weneckie” w Teatrze Miejskim w Gdyni
Sztuka osiemnastowiecznego włoskiego komediopisarza Carlo Goldoniego jest czwartą propozycją tego sezonu w gdyńskim Teatrze Miejskim, a wśród nich jedyną komedią. Spektakl „Awantury weneckie” oryginalnie noszący nazwę „Teatr komediowy” w świeżym, bo nowym przekładzie Jolanty Dygul wyreżyserował – po raz pierwszy współpracujący z tym zespołem – Tadeusz Bradecki.
Tytułowe awantury rozgrywają się w dwóch przestrzeniach – na scenie oraz za kulisami teatru. Z jednej strony obserwujemy, jak wyglądają prace nad spektaklem, z drugiej zaś – oglądamy samo przedstawienie. Raz mamy okazję przypatrzeć się charakterom osiemnastowiecznych aktorów, poetów i artystów, następnie temperamentom granych przez nich postaci, noszących typowe dla komedii dell’arte imiona. Wychodzi na to, że zarówno w życiu, jak i w przedstawieniu obowiązują te same mechanizmy: rywalizacja, knucie intryg, złośliwość, zazdrość, lenistwo, namiętność, poszukiwanie poklasku i nadzieja na szybki, niewymagający trudu zysk. Sztuka, przedstawiająca osobliwości Wenecji, jest jednocześnie próbą wyjaśnienia idei reformy teatru zaproponowanej przez Goldiniego. Z ust Orazia, dyrektora teatru (Dariusz Szymaniak), dowiadujemy się o konieczności wprowadzenia zmian, które dla nas dziś są oczywistością – między innymi bohater opowiada się za powrotem do literackiego tekstu przedstawienia czy głosi potrzebę urealistycznienia przedstawianych obyczajów. Dawniej modyfikacje te niechętnie przyjmowane były zarówno przez aktorów, jak i widzów.
„Awantury weneckie” poza zmienionym tytułem okazują się wierne treści utworu. Twórcy spektaklu, jako ci, którzy podjęli się pierwsi w Polsce wystawienia tej komedii, postanowili nie wprowadzać do tekstu zmian ani też nie unowocześniać sztuki. Dzięki temu widz zostaje z powodzeniem przeniesiony w tętniącą życiem osiemnastowieczną Wenecję, będącą niezwykle teatralnym miejscem. Klimat ówczesnych Włoch niewątpliwie osiągnięty został dzięki Janowi Polewce, który odpowiedzialny był za scenografię i kostiumy. Szczególnie właśnie stroje zasługują na uwagę, ponieważ to one (wykonane z niezwykłą dbałością) oddają klimat tamtych czasów. Scenografia jest dość prosta, jednak na tyle ciekawa, aby zadowolić nawet wymagającego widza. W pewnym momencie na scenie „teatru w teatrze” pojawia się nawet gondola.
(…) Grą aktorską wyróżnia się Rafał Kowal, odtwórca roli mocno posuniętego w latach Pantalone. Kroku dotrzymuje mu jego dell’artowski rówieśnik – niezwykle przerysowany, wręcz budzący wstręt Doktor (Bogdan Smagacki). Ciekawa jest również „sztuczna” gra Rosaury (Monika Babicka). Rola ta zasługuje na wyróżnienie: Rosaura poza próbą Placida – jest zwyczajnie przeciętną komediantką i dlatego „słabo” odgrywa swoją rolę. Do gustu widzów zapewne przypadnie również zabawna kreacja tworzącego w duchu starych zasad poety (Szymon Sędrowski), próbującego wszelkimi możliwymi metodami zyskać przychylność dyrektora teatru. Śmiech publiczności wywoła także znakomicie wcielający się w rolę Suflera Andrzej Redosz. Nie można warsztatu aktorskiego odmówić też Maciejowi Wiznerowi (w spektaklu Gianni/Arlekin), który naśladując zagraniczny akcent, brzmi bardzo wiarygodnie. Pozostali aktorzy wydają się być raczej nijacy, a na pewno wypadają dość słabo na tle wyżej wymienionych.
Mimo że spektakl wydaje się momentami nużący, sztuce trzeba dać czas, aby nabrała tempa. Polecam na pewno tym widzom, którzy cenią sobie teatr tradycyjny, w którym aktor wkłada na siebie prawdziwy kostium, a sceneria, tak jak „Awantury weneckie”, przenosi 260 lat wstecz.
Agnieszka Pękała