Plakat CHORY Z UROJENIA

Molier

Premiera

CHORY Z UROJENIA

Arcykomedia Moliera w ponadczasowym wydaniu, której reżyserem jest twórca tak lubianych przez gdyńską publiczność spektakli jak: Bóg mordu, Związek otwarty, Dzień świra, czy Kolacja dla głupca.

Niezwykle zabawnie opowiedziana historia hipochondryka Argana (w tej roli Bogdan Smagacki), demaskująca zarówno głęboko skrywane słabości człowieka jak i bezradność, czy może wyrachowaną bezwzględność medycyny wobec egzystencjalnych rozterek. Choroba jako metoda radzenia sobie z wszelkim złem, manipulowania otoczeniem, zwrócenia na siebie uwagi, czy też sposób na ucieczkę od samotności. Wszystko to praktykujemy od wieków. Dlatego aktualność napisanej z brawurą, humorem i refleksją sztuki Moliera, nie przemija z czasem, a wręcz znakomicie wpisuje się w postęp cywilizacyjny. Jak na klasyczną komedię mistrza przystało, wszystko kończy się happy endem.

Premiera 23 marca 2013 z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru.

 

Zapraszamy na spektakl!

Realizacja

Przekład: Tadeusz Boy-Żeleński
Reżyseria: Tomasz Man
Muzyka: Marek Otwinowski (Karbido)
Scenografia i kostiumy: Anetta Piekarska-Man
Asystent reżysera: Bogdan Smagacki
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Maciej Sykała
Producentka: Ewa Szulist

Czas trwania: 1 godzina 30 minut bez przerwy

Występują

Recenzje

„Chory z urojenia”, czyli lewatywa jest dobra na wszystko

«Tomasz Man, specjalista od lekkich komedii, w Teatrze Miejskim w Gdyni wziął na warsztat „Chorego z urojenia” Moliera i zrobił z niego całkiem współczesną historyjkę o pacjentach i lekarzach. I jednym, i drugim wyraźnie coś dolega.

Czytaj więcej

„Chory z urojenia”, czyli lewatywa jest dobra na wszystko

Tomasz Man, specjalista od lekkich komedii, w Teatrze Miejskim w Gdyni wziął na warsztat „Chorego z urojenia” Moliera i zrobił z niego całkiem współczesną historyjkę o pacjentach i lekarzach. I jednym, i drugim wyraźnie coś dolega.

Tomasz Man, reżyser z Wrocławia, jest w Gdyni częstym gościem. Zrealizował tu m.in. „Związek otwarty”, „Dzień świra”, „Kolację dla głupca” i „Boga mordu”. Za każdym razem spod jego ręki wychodzą przedstawienia, na które publiczność przychodzi z przyjemnością. (…) Tym razem Man wziął na warsztat ostatni tekst Moliera „Chorego z urojenia” (w 1673 r. podczas czwartego przedstawienia grający główną rolę Molier zasłabł na scenie, niedługo potem zmarł w domu opuszczony przez lekarzy, urażonych wymową komedii). I podobnie jak w „Dniu świra” główną rolę Argana reżyser powierzył swojemu ulubionemu aktorowi, Bogdanowi Smagackiemu. A ten wykreował na scenie całkiem sympatyczną postać nierozstającego się z nocnikiem hipochondryka, skoncentrowanego na własnych trzewiach, głównie jelitach, dla którego najlepszym lekiem na wszelkie boleści jest… lewatywa. Jego ponadprzeciętne zamiłowanie do zabiegów medycznych o mały włos nie unieszczęśliwi jego córki Anieli (Agata Moszumańska), którą na siłę chce wyswatać z nierozgarniętym synem medyka – Tomaszem Biegunką (przezabawna rola Szymona Sędrowskiego), by w ten sposób zapewnić sobie bezpłatny i dożywotni dostęp do usług medycznych. I gdyby nie spryt zmyślnej pokojówki Antosi (brawa dla Moniki Babickiej), która potrafi nakłonić Argana do zmiany decyzji względem córki, a przy okazji zdemaskować dwulicowość żony Argana, Beliny (Olga Barbara Długońska), happy endu mogłoby nie być. Ale jest, rzecz jasna, bo inaczej nie byłaby to komedia mistrza gatunku.

We współczesnej scenografii i kostiumach, o które zadbała Anetta Piekarska-Man, tekst Moliera w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego brzmi wyjątkowo aktualnie, a wygłaszane ze sceny uwagi na temat służby zdrowia – chwilami wręcz publicystycznie. Autorka scenografii zadbała, byśmy w scenach skreślonych przez Moliera przejrzeli się niczym w lustrze. Żona Argana jest więc objuczoną torbami zakupoholiczką, ukochany Anieli, Kleant – rapującym muzykiem, a pokojówka Antosia – wyemancypowaną inteligentną dziewczyną, nierozstającą się z e-papierosem.

Chory z urojenia Moliera. Udana premiera Teatru Miejskiego w Gdyni

Nikt nie pisał takich pamfletów na medycynę jak Molier. Najnowsza premiera Teatru Miejskiego w Gdyni, „Chory z urojenia” – to męki na wesoło, to zabawa z boleści. Kolorowa i radosna, wierna Molierowi, a jednocześnie zaskakująco współczesna.

Czytaj więcej

Chory z urojenia Moliera. Udana premiera Teatru Miejskiego w Gdyni

Nikt nie pisał takich pamfletów na medycynę jak Molier. Najnowsza premiera Teatru Miejskiego w Gdyni, „Chory z urojenia” – to męki na wesoło, to zabawa z boleści. Kolorowa i radosna, wierna Molierowi, a jednocześnie zaskakująco współczesna. Aż trudno uwierzyć, że została napisana przeszło 300 lat temu. Jako Argana – chorego z urojenia – zobaczyliśmy Bogdana Smagackiego. W szlafmycy na głowie, ciepłych wełnianych skarpetach i wielkiej, białej koszuli nocnej roztacza przed nami historię swojej choroby. Z lubością opowiada o klisterkach, lewatywach, ziółkach – całej tej zalatującej mdłym zapachem kuchni pana Wonnego.

Raz, zmieniając głos, jest lekarzem domagającym się zapłaty za swoje usługi, za moment staje się dającym kasę chorym. Co pewien czas dyskretnie usuwa się na bok, kuca i unosząc nieco koszulę, daje upust swoim zbolałym po lewatywie kiszkom. Po czym wraca rozjaśniony, szczęśliwy. Postać znakomicie, precyzyjnie i konsekwentnie zagrana.
(…)
Salwy śmiechu towarzyszą natomiast pojawieniu się Tomasza Biegunki (Szymon Sędrowski) i jego ojca Ojca Biegunki (Dariusz Szymaniak).

Ręce same składają się do oklasków, gdy ubrani w żółte kostiumy panowie wkraczają na scenę. Szymon Sędrowski, grywający często role amantów (ostatnio pojawił się jako mąż Anny German w serialu „Anna German”) tym razem przemienił się w gamoniowatego, sepleniącego zalotnika, starającego się o rękę Anieli, córki Argana. Kapitalna rola – zaskakująca metamorfoza.

Sprytną, dowcipną i pełną temperamentu Antosią była Monika Babicka – czarny diabełek (i anioł) tego domu. Olga Barbara Długońska jako ruda Belina, żona Argana, promieniowała seksapilem i… bawiła przewrotnością.

Zapamiętamy też na pewno Piotra Michalskiego jako Beralda. To pozornie niewielka rola. Tymczasem aktor zbudował wokół niej cały teatr. Piotr Michalski nie porusza się po scenie, on łagodnie „płynie”. Ubrany w strój buddyjskiego mnicha dostosował swoją grę do roli wyciszonego, pełnego spokoju brata Argana, który mówi: „Trzeba jedynie spokoju. Natura sama z siebie leczy, jeśli pozwolimy jej działać. To nasz niepokój właśnie, niecierpliwość psuje wszystko. Ludzie umierają na lekarstwa, a nie na choroby” – i przekonuje brata, aby sam został swoim lekarzem.

Cóż, „Chory z urojenia” to nie walka z medycyną, to walka z nieuctwem, szalbierstwem i zarozumialstwem nieopartym na wiedzy. Ten atak skierowany jest przeciwko pasożytowaniu lekarzy na naiwności ofiar, które dostały się w ich szpony.

Bowiem jak mawia Pan Biegunka: „Przed nikim nie jest się odpowiedzialnym (…), to bardzo kłopotliwe jest, że ci ludzie, skoro zachorują, domagają się koniecznie, żeby ich lekarz uleczył”.

Na co ironicznie ripostuje Antosia: „Co za zuchwalstwo, żądać od was, żebyście ich wyleczyli”.

Scenografia Anetty Piekarskiej-Man jest umowna, operująca skrótem, zbudowana jedynie z białych ścian i kolorowych parawanów. Tylko piękny żyrandol wygląda jak z epoki Moliera. Żadnych barokowych kostiumów, ale stroje są stylizowane. Podkreślają charakter postaci, a kiedy pojawia się druga córka Argana w fioletowej sukience, panie wzdychają z zachwytu. Rekwizytów także jest niewiele – główny i najważniejszy to biały (zapewne porcelanowy) nocnik.

(…) Świetna jest także adaptacja, sensownie zostały wprowadzone skróty. Tego wieczoru zobaczyliśmy Moliera bez mędrkowania i przemądrzalstwa.

Król hipochondryków, wielmożny Argan, będzie zapewne bawił nas szczerze przez wiele wieczorów. Bowiem jak widać, humor Moliera nie stracił nic z siły i prawdy. Kiedy ogląda się „Chorego z urojenia” trudno się dziwić, że w swojej epoce budził on tak silne emocje.
Ale Molierowskia komedia to także opowieść o miłości, potrzebie akceptacji. Być może hipochondria i egocentryzm Argana wynikają z braku zainteresowania ze strony najbliższych, są wołaniem o uczucie.

Jak to jednak w komedii bywa, sztuka kończy się szczęśliwie, zakochani zaręczają się, a pazerna żona zostaje zdemaskowana.

Bez choroby ani rusz – o premierze „Chorego z urojenia” Teatru Miejskiego

Czy komedia sprzed kilkuset lat może brzmieć aktualnie? Może, jeśli dotyczy tematu, który nigdy się nie wyczerpie, a do takich należy służba zdrowia (…)

Czytaj więcej

Bez choroby ani rusz – o premierze „Chorego z urojenia” Teatru Miejskiego

Czy komedia sprzed kilkuset lat może brzmieć aktualnie? Może, jeśli dotyczy tematu, który nigdy się nie wyczerpie, a do takich należy służba zdrowia (…)
„Chorego z urojenia” po raz pierwszy zagrano 440 lat temu. Wtedy to Jean-Baptiste Poquelin, czyli Molier wystawił satyrę na lekarzy – „Chory z urojenia”, w której sam wystąpił w tytułowej roli. Szybko podupadł jednak na zdrowiu, ale obrażeni lekarze nie kwapili się by mu pomagać. Umarł w domu, nie otrzymawszy pomocy lekarskiej. W ten sposób życie dopisało ironiczny epilog do ostatniego dzieła Moliera, w którym bezwzględnie rozprawia się z lekarzami, medykami i farmaceutami, uważanymi przez dramatopisarza za hochsztaplerów i naciągaczy. (…) Bardzo energiczna gosposia Antosia (wszechstronna Monika Babicka) to dobry duch domu. Od razu pragnie pomóc Anieli (udana rola Agaty Moszumańskiej) w doprowadzeniu do szczęśliwego finału jej znajomości z Kleantem (ciekawy pomysł na umuzykalnionego kochanka w wykonaniu Macieja Wiznera, przypominającego jego bohatera z innej produkcji Miejskiego – „Miki Mister DJ”). Zdecydowanie najlepszym epizodem jest wizyta w domu Argana Pana Biegunki (Dariusz Szymaniak) z synem Tomaszem (Szymon Sędrowski), przeznaczonym już przez ojca do żeniaczki z Anielą. Brawurowa i zarazem przezabawna scena to popis Sędrowskiego, który z Tomasza czyni ograniczonego intelektualnie, fajtłapowatego półgłówka. W konwencji spektaklu odnajduje się również Olga Barbara Długońska jako fałszywa do szpiku kości żona Argana, Belina (…)