Miguel de Cervantes
Premiera
DON KICHOTE
Okrzyknięty w 2005 roku plenerową superprodukcją spektakl „Don Kichote” Miguela de Cervantesa to baśniowe przedstawienie opowiadające powstałą przed setkami lat historię o błędnym rycerzu, który wyrusza na poszukiwanie przygód i niespełnionej miłości. Don Kichote chce zmieniać świat według własnych wzorców i marzeń. Bywa śmieszny, wzruszający, ale ma odwagę wprowadzać w czyn słuszne sprawy… Dzielni rycerze, zjawiskowe kobiety i konie mechaniczne… Tylko na Scenie Letniej w Orłowie.
Realizacja
W spektaklu dodatkowo występują statyści.
Przekład: Anna Ludwika Czerny i Zygmunt Czerny
Scenografia: Tadeusz Smolicki
Kostiumy: Zofia de Ines
Muzyka: Janusz Grzywacz
Choreografia: Przemysław Śliwa
Korepetycje Muzyczne: Barbara Czarkowska
Asystent kostiumologa: Katarzyna Zawistowska
Producent: Aleksandra Borowiak
Inspicjent: Maciej Sykała
Suflerka: Wanda Nowińska
Czas trwania: 110 minut, bez przerwy
Występują
Recenzje
Don Marzyciel
Chłodny wieczór grożący deszczem. Szum morza, krzyk mew i wszędobylski piasek. To Scena Letnia Teatru Miejskiego w Gdyni, na której Jacek Bunsch wyreżyserował opowieść o błędnym rycerzu z La Manchy. Deszcz nie padał. Padło za to wiele mądrych, zabawnych i wzruszających słów.
„Don Kichote” rodem z Orłowa ma w sobie to coś, co szybko pozwala zapomnieć, że rzecz dzieje się na piasku przy wtórze szumu fal. Wyobraźnia, nawet ta niespecjalnie wyrafinowana, z łatwością przenosi się na bezdroża, po których wędruje bohater, zaglądając do karczm i pałaców. W takich warunkach uronienie łzy po romantycznym, dzielnym rycerzu z La Manchy, który umarł, uświadomiwszy sobie bezcelowość swoich poszukiwań, nie stanowi zjawiska niemożliwego. Świetna kreacja Don Kichote’a (Sławomir Lewandowski) nie pozostawia złudzeń, że z wiatrakami walczy rycerz (o)błędny. Obłęd w oczach i pojawiający się po wielokroć na twarzy wyraz rozmarzenia, są aż nadto wymowne. Widoczne gołym okiem i bez specjalnego wysiłku romantyzm w sercu i dusza podszyta dzieckiem, czynią z Don Kichote’a bohatera niemalże nierealnego, nie mającego prawa istnieć w bezdusznym świecie. Ale jednocześnie czynią go podobnego nam. Bowiem w każdy z nas drzemią jakieś uśpione, pełne obawy o swój los marzenia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ciężar spektaklu spoczywa tak naprawdę na postaci Sanczo Pansy (w tej roli Bogdan Smagacki). Chociaż Don Kichote jest podmiotem sztuki, osią, wokół której krążą wydarzenia, Sanczo jest jakby ponad tym, jest ucieleśnionym głosem rozsądku Don Kichote’a, równowagą dla jego szaleństwa. Do tego Sanczo jest postacią, która napędza machinę humoru – niezwykle celnymi ripostami i komentarzami, wywołuje co rusz salwy śmiechu na widowni.
Spektakl ten to nie tylko opowieść o przygodach dzielnego rycerza i jego giermka, niekoniecznie też o godnym pożałowania szaleńcu. To przede wszystkim historia przyjaźni. Bo chociaż Sanczo Pansa ma świadomość obłędu, w jakim bierze udział, i który obu doprowadza często na granice śmierci – nie zostawia Don Kichote’a samemu sobie. Przeciwnie, towarzyszy mu wiernie w każdej przygodzie, broni przed tymi, którzy chcą go skrzywdzić. A przyznać trzeba, że sam nie należy do przesadnie odważnych. Jest jednak bodaj jedynym, który Don Kichote’a rozumie. Ostatnia scena: korowód postaci, które Don Kichote spotkał na swojej drodze, zabiera go ze sceny. I wbita w piasek szabla przecinająca ostatnią nić życia, i gasnące w jednej chwili światła. To nie jest zwykła śmierć. Tak umierają nadzieje, ufność i marzenia. Całości przedstawienia dopełnia muzyka w klimatach hiszpańskiej tawerny, muzyka jarmarczna, radosna, a chwilami na pół triumfująca na pół żałobna. Stanowi dodatkowy bodziec przenoszący wyobraźnię widza na hiszpańskie drogi. I co istotne, dobrze wyważona – nie rozprasza, ale idealnie wkomponowuje się w obraz. Powrót do rzeczywistości był trudny. I pewnie dlatego trzykrotne owacje dla grupy teatralnej były tak gorące. Realizatorom spektaklu udało się przenieść kilkunastometrowy kawałek gdyńskiej plaży w krajobrazy odległej Hiszpanii i pokazać historię człowieka, dla którego próba spełnienia marzeń stała się walką z wiatrakami. Wystawiając 16 lipca na Scenie Letniej przy molo w Orłowie „Don Kichote’a”, Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza uczcił czterechsetlecie (1605) wydania dzieła Miguela de Cervantesa. Spektakl zainaugurował jednocześnie nowy projekt – „Miesiąc Hiszpański”.
Ze śmiercią na poważnie
Reżyser spektaklu Jacek Bunsch stanął przed arcytrudnym wyzwaniem; musiał dokonać selekcji niezwykle obszernego materiału powieści, tak by w efekcie powstało dwugodzinne widowisko. Mimo pominięcia ogromnej liczby wątków w „Don Kichote” tempo jest niesamowite, akcja toczy się naprzód z szybkością odrzutowca, a wydarzenie goni wydarzenie. Świetnie sprawdzili się aktorzy odtwarzający dwójkę głównych bohaterów – czyli Sławomir Lewandowski (Don Kichote) i Bogdan Smagacki (Sancho Pansa) – którzy praktycznie ani na moment nie schodzą ze sceny. Duet rycerzy – giermek na początku spektaklu sprawia wrażenie relacji stworzonej z przyczyn praktycznych: Don Kichote potrzebuje powiernika dla swoich opowieści i fantazji, Sanczo Pansa wyrusza w podróż, wierząc we wzbogacenie się u boku rycerza (a także, być może, kierowany chęcią wyrwania się z rodzinnej wioski). Z czasem jednak widzimy, jak zmieniają się relacje między nimi i rodzi się prawdziwa przyjaźń.
Spektakl Bunscha jest klasyczną komedią. Mimo rozmaitych przykrości spotykających tytułowego bohatera, widzów nie opuszcza uśmiech. Chwilami tylko – na szczęście bardzo rzadko – humor niebezpiecznie oscyluje w stronę farsy (jak chociażby w momencie, gdy Proboszcz, grany przez Mariusza Żarneckiego, udaje kobietę, a Biskajczyk – w tej roli Leon Krzycki – walczy z Don Kichotem). W całym „Don Kichote” pojawiają się tylko dwa poważne momenty: gdy główny bohater spotyka aktora udającego Śmierć (Piotr Michalski) i ogarnia go – jako zapowiedź przyszłych wydarzeń – prawdziwe przerażenie oraz w scenie finałowej, gdy Don Kichote, umierając, spotyka Śmierć prawdziwą.
„Don Kichote” przygotowany został z dużym rozmachem, na scenie pojawia się około dwudziestu świetnie grających aktorów (z czego kilku nawet w czterech czy pięciu rolach) główni bohaterowie poruszają się quadami udającymi konie. Niezwykłe efektownie wypadają kolorowe kostiumy, inspirowane kulturą Hiszpanii, zaprojektowane przez Zofię de Ines.
Opowieść o zwyczajnym szaleństwie
To opowieść o zwyczajnym szaleństwie czy niezwykłym szaleńcu? O romantycznym idealiście, odlotowym marzycielu czy chorym psychicznie czubku, którego dziś nawet nie zamknęliby w psychiatryku? Jakby tak rozejrzeć się wokół – świat nasz dzieli się na Don Kichote’ów i Sanczo Pansów. Na tych, którzy szaleją, i tych, którzy temu szaleństwu ulegają. Dobrze to czy źle? Wystarczy przyjrzeć się rzeczywistości, by stwierdzić – niestety: „rzeczywistość ma zawsze rację”.
Scena Letnia w Orłowie. Wieczór, 16 lipca 2005 roku. Morze i niebo tworzą doskonałą scenografię. Doskonałą, bo najprostszą na świecie. I stworzoną bez pomocy sponsorów – co za ulga, że jest to jeszcze możliwe! Patrzę na to widowisko i myślę sobie: Kto wie czy najważniejszy w spektaklu nie jest czasem Sanczo Pansa (w tej roli Bogdan Smagacki). Bo najbardziej ludzki: głupio – mądry, chciwy, cwany, tchórzliwy, bliski nam współczesnym. Człowiek naszych czasów. Normalny, zwykły. A Don Kichote (Sławomir Lewandowski)? W bezwzględnym świecie rozpusty i zła nie jest nawet szaleńcem, jest po prostu idiotą. I jak to idiota – potwornie samotny. Marzycielski, błędny rycerz – chciałoby się rzec. Dziś byłby wariatem, na którym wyżywa się zły los. Załóżmy jednak, że to dziś właśnie warto iść śladem Don Kichote’a, to jest nie rezygnować z marzeń, tylko dlatego, że wokół roi się od Sanczo Pansów. Bo czyż sensem życia nie jest podążać do celu? Cóż po nim…
Oto teatr w teatrze. Furczą hiszpańskie falbany w barwnych kostiumach Zofii de Ines. Tekst Cervantesa cieszy, czasem rozczula, urzeka cudowna muzyka Janusza Grzywacza. Aktorzy ma się wrażenie, bawią się na tej orłowskiej plaży równie dobrze jak publiczność. Słowa uznania dla nich wszystkich, zwłaszcza dla Rafała Kowala (Kardenio), który – jak zawsze – z najmniejszej roli potrafi zrobić osobny, doskonały spektakl. Dla Mariusza Żarneckiego (Proboszcz) za genialną prostotę, dla Leona Krzyckiego (Książę, Don Fernando) za – nazwijmy to – oryginalność wyrazu, dla Doroty Lulki (Dorota), zwłaszcza za „Don Fernando”. Dla Sławomira Lewandowskiego i Bogdana Smagackiego – to było ich święto.
wywiad z dyr Jackiem Bunschem
Barwna i wielowątkowa historia Don Kichote’a z La Manchy zainspirowana została – przynajmniej po części – burzliwym życiem samego autora powieści. Miguel de Cervantes Saavedra urodził się w 1547 roku w biednej, ale znanej rodzinie szlacheckiej. Już jako dziecko zaczął pisać poezje. Jego wiersze ocenił przychylnie legat papieski Giulio Acquaviva, który zabrał młodego poetę z sobą do Włoch. Tam wstąpił do hiszpańskiego regimentu w Neapolu, brał udział w bitwie w zatoce w Lepanto w 1571 r. Wyszedł z niej ze strzaskaną ręką, która pozostała nieruchoma do końca życia. Gdy wracał do kraju, został porwany przez korsarzy i odsprzedany władcy Algierii. W niewoli pozostał pięć lat, wielokrotnie sprzedawany nowym właścicielom. Po wykupieniu przez rodzinę zaciągnął się do wojska w niedawno podbitej przez Hiszpanię Portugalii. Po służbie ożenił się i osiadł w okolicach La Manchy. Dopiero wtedy zajął się poważnie literaturą. Pierwszą część swojego największego dzieła „Don Kichote” – uważanego za pierwszą powieść w nowożytnym sensie – Cervantes opublikował w 1605 r. Odniósł sukces, który nie przyniósł mu jednak fortuny. Część druga została wydana w 1615, rok przed śmiercią pisarza.
Jacek Bunsch, dyrektor Miejskiego Teatru w Gdyni, uznał historię błędnego rycerza – liczącą już przecież setki lat, za wyjątkowo aktualną i postanowił sam wyreżyserować. Bo czy opowieść o marzeniach, honorze i niespełnionej miłości może się kiedykolwiek „przeterminować”? „Don Kichote” w inscenizacji Jacka Bunscha będzie – biorąc pod uwagę możliwości Teatru Miejskiego w Gdyni – produkcją przygotowaną z prawdziwym rozmachem. Wystąpią w niej wszyscy aktorzy tego teatru oraz liczni statyści. Główne role zagrają Sławomir Lewandowski (Don Kichote) oraz Bogdan Smagacki (Sanczo Pansa). Akcja widowiska toczyć się będzie praktycznie na całej dostępnej przestrzeni Sceny Letniej: na plaży, na tarasach przyległego budynku dawnych łazienek oraz na nowej, ogromnej platformie scenicznej (11 na 13 metrów – z czego większość będzie wychodziła w morze), która zostanie od tego sezonu zamontowana na plaży.
Błędny Rycerz pyta: dlaczego tak ma być?
MIROSŁAW BARAN: Dlaczego zdecydował się Pan na wystawienie „Don Kichote’a”?
JACEK BUNSCH: Kiedy przyjechałem do Orłowa w zeszłym roku i obserwowałem wydarzenia teatralne na Scenie Letniej [Jacek Bunsch został wybrany na dyrektora Teatru Miejskiego w czerwcu ubiegłego roku, funkcję objął od 1 września 2004 roku – MB], to od razu pomyślałem, że jest to idealna przestrzeń na wystawienie adaptacji „Don Kichote’a”. To jest miejsce zetknięcia się żywiołów; ta ich nieustanna walka – jednocześnie walka nas wszystkich, żeby tu grać na plaży, żeby ten teatr istniał – to już jest „donkiszoteria”. Ponadto w tym roku także przypada 400 – setna rocznica wydania powieści Cervantesa – naszym spektaklem chcemy ją uczcić.
MB: Czy praca nad adaptacją powieści na potrzeby teatru była dużym wyzwaniem?
JB: „Don Kichote” to niezwykła książka. O Cervantesie mówi się jako o twórcy nowożytnej powieści i to jest prawda. Napisał książkę, którą pewnie dziś by nazwano – ze względu na niezwykłą swobodę żonglerki konwencjami – postmodernistyczną. W „Don Kichote” jest i pastisz, są zacytowane fragmenty powieści i romansu rycerskiego, jest powieść filozoficzna, jest dialog – który po raz pierwszy w historii literatury pojawia się w tak dynamicznej i rozbudowanej formie – jest także groteska i absurd. Nie było w tym przypadku, że surrealiści fascynowali się tą książką. Praca nad jej adaptacją była bardzo trudna. Powieść jest ogromna, składa się z dwóch wielkich tomów. Trzeba dokonać wyboru motywów do spektaklu. Przez to każda adaptacja sceniczna jest inna.
MB: Tytułowy bohater powieści Cervantesa pokazywany już był w różny sposób: jako marzyciel, szaleniec, postać komiczna i tragiczna. Jaki będzie Don Kichote w Pana spektaklu?
JB: Cała materia tej książki jest tragikomiczna. Staram się, by mój bohater był postacią o nieskażonej wrażliwości, patrzył na świat oczami dziecka. Obecnie przyzwyczailiśmy się do złych rzeczy, do podłości ludzkiej. A Don Kichote zadaje wciąż nowe pytanie: „Dlaczego tak ma być?”. I to w dzisiejszym świecie jest chyba jedno z najważniejszych pytań.