Plakat Hotel Westminster

Ray Cooney

Premiera

Hotel Westminster

Bezdyskusyjny król farsy Ray Cooney, znany z takich perełek gatunku jak „Mayday” czy „Nie teraz, kochanie” zaprasza tym razem do Hotelu Westminster. Spotkają się tam minister, jego żona, jego kochanka, sekretarz, posłanka opozycyjnej partii, dyrektor hotelu, kelner i inni, którzy na naszych oczach wpadną w erotyczne tarapaty. Małżeńskie zdrady, kłopotliwe romanse, intrygi
i nieporozumienia. To bardzo precyzyjnie skonstruowana opowieść, w której gafy, gagi i pomyłki nie tylko popychają akcję naprzód, ale także sprawiają, że widz pęka ze śmiechu. Życie intymne polityków okazuje się być tak samo śmieszne, jak oni sami…

Realizacja

Przekład: Elżbieta Woźniak
Reżyseria: Bogdan Ciosek
Scenografia, kostiumy: Andrzej Witkowski
Muzyka: Maciej Dąbrowski
Światło: Marek Perkowski
Ruch sceniczny: Katarzyna Skawińska

Asystent reżysera: Mariusz Żarnecki
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Maciej Sykała
Producentka: Ewa Szulist


Czas trwania: 130 minut z przerwą

Występują

Recenzje

Refleksyjna farsa

Małżeńskie zdrady, kłopotliwe romanse, intrygi i nieporozumienia to klasyczne tematy fars. W „Hotelu Westminster” wyreżyserowanym przez Bogdana Cioska w Teatrze Miejskim w Gdyni śmiech widowni nie jest jednak jedynym celem. To także głębsza refleksja podana jednak z dystansem i kelnerskim...

Czytaj więcej

Refleksyjna farsa

Podczas oglądania spektaklu wrażenie robi przede wszystkim precyzja i to zarówno samej opowieści (autorem tekstu jest Ray Cooney znany z takich perełek gatunku jak „Mayday”, „Okno na parlament” czy „Nie teraz, kochanie”), jak i dopracowanego w szczegółach ruchu scenicznego. Dotyczy to zarówno aktorów (w czym szczególna zasługa odpowiedzialnej za choreografię Katarzyny Skawińskiej), jak i zmian dekoracji (spektakl pisany był na scenę obrotową, co udanie zastąpiono dynamicznymi zmianami elementów złożonej i sprytnie ukrytej dekoracji).
Farsa Cooneya to jednak oczywiście przede wszystkim zestaw gaf, gagów i pomyłek, w które w tym przypadku zaangażowany jest minister (Szymon Sędrowski), jego żona (Beata Buczek-Żarnecka), kochanka (Monika Babicka), sekretarz (znakomity Bogdan Smagacki), a także posłanka opozycyjnej partii, dyrektor hotelu, kelner (zagrany ze szczególnym wdziękiem przez Macieja Wiznera) i kilka innych postaci. Skandal przez cały czas wisi na włosku, co bawi widzów w niewymuszony sposób.
– Jestem przekonany, że autor sztuki rozkłada w niej akcenty z głębszą intencją i w tym przypadku traktuje farsę głównie jako wabik – zaznacza Bogdan Ciosek, reżyser. – Farsa oddaje zresztą współczesną rzeczywistość i rozkład świata pewnych ustalonych wartości w sposób najbardziej adekwatny – dodaje.

Hotel Westmister – czyli jak ukryć skok w bok ministra

«W Teatrze Miejskim w Gdyni w sobotni wieczór odbyła się udana premiera farsy „Hotel Westminster” – sztuki, którą napisał angielski komediopisarz, mistrz farsy Ray Cooney. Jak wiadomo, wystarczy wziąć błahy konflikt, dodać żywą akcję pozbawioną konieczności angażowania intelektu i mamy...

Czytaj więcej

Hotel Westmister – czyli jak ukryć skok w bok ministra

Te warunki idealnie spełnia „Hotel Westminster” – typowa komedia małżeńska o niewierności, nie tylko męskiej.
Jak wiadomo, angielska farsa o oszukiwaniu męża lub żony jest instytucją niemal tak samo tradycyjną jak walka byków w Hiszpanii. W sztuce tej także mamy męża zdradzającego żonę (gra go Szymon Sędrowski) – poważnego wiceministra, wyczyniającego najdziksze brewerie, aby ukryć swój skok w bok.
Małżonka, piękna impulsywna Pamela, również marzy o tym, aby przyprawić mu rogi z sekretarzem męża, a ponieważ kłamstwo jest przywilejem pięknych i czarujących kobiet, czyni to z wielką wprawą i wdziękiem.
Chociaż jej urok dostrzega Georg Pigden, sekretarz (Bogdan Smagacki), bohatersko broni się przed pokusą zdrady. Nie powiem, czy poległ w tej nierównej walce.
„Hotel Westminster” nie jest ani komedią obyczajową, ani komedią charakterów, tu komizm jest raczej sytuacyjny. Sztuka wyreżyserowana została w szybkim tempie przez Bogdana Cioska. Choć pierwszy akt toczy się nieco za wolno… Ale cóż, zawiązuje się akcja i trzeba zaprezentować bohaterów. Akt drugi wręcz galopuje.
Jest w tej farsie wiele ról dobrych i dwie bardzo dobre: Bogdana Smagackiego i Beaty Buczek-Żarneckiej – aktorów znakomicie czujących się w rolach komediowych. Na pewno, zapamiętamy Elżbietę Mrozińską jako Lilly Chaterton, radną partii opozycyjnej, która stoi na straży moralności. Łatwo było przerysować tę postać, ale tym razem aktorka powściągnęła swój sceniczny temperament i stworzyła interesującą rolę charakterystyczną.

Wszyscy grają nad wyraz serio jak w dramacie, ale sam Ray Cooney uważał, że farsa ma więcej cech wspólnych z tragedią niż komedią. Bronił jej też przed zarzutami miałkości i głupoty.

„Nie ma żadnej różnicy między mężczyzną zastającym swoją żonę w łóżku z najlepszym przyjacielem w farsie, a mężczyzną zastającym swoją żonę w łóżku z najlepszym przyjacielem w tragedii. Jego reakcja w każdej ze sztuk powinna być taka sama. Różnica miedzy tymi dwoma gatunkami polega na odmiennej reakcji publiczności na to samo zdarzenie” (czytamy w programie sztuki).

Kelner sprytny Chińczyk

Oczywiście, są też w tej sztuce dwie piękne, zgrabne i czarujące młode kobiety – pokojówka Marietta (Marta Kadłub) oraz Jennifer, sekretarka pani premier (Monika Babicka) która sprytnie wysłała męża na narty, więc bez obaw zjawia się w hotelu na randkę z ministrem. Niestety, sytuacja nieoczekiwanie się komplikuje i biedna Jennifer w pewnym momencie ląduje w hotelowym wózku, którym kelner, sprytny Chińczyk (Maciej Wizner) rozwozi szampana i dzbanki z kawą, biorąc podwójne napiwki dla siebie i… swojej mamusi. Oczywiście, aby sytuację jeszcze bardziej zagmatwać, pojawia się kontuzjowany na nartach mąż Jennifer, Edward Bristow, bezrobotny aktor – gra go Piotr Michalski – znakomity jak zawsze.

Cały zespół grał dobrze, żywiołowo, ale bez szarży, z odpowiednim cieniowaniem szczegółów. Ciekawą i oryginalną scenografię do tego przedstawienia zaprojektował Andrzej Witkowski. Wędrujące bezszelestnie elementy dekoracji pozwalają na swobodne zmiany miejsca akcji. Raz jesteśmy w recepcji, za chwilę w jednym z pokoi. Jak wiadomo, Teatr Miejski nie ma sceny obrotowej, więc takie szybkie zmiany stanowią dla każdego reżysera niemały problem.
Andrzej Witkowski zaprojektował też kostiumy, należą mu się duże brawa za to, że potrafi tak pięknie ubrać, a raczej rozebrać aktorki. Warto zauważyć też ruch sceniczny, za który odpowiada Katarzyna Skawińska.

Farsy Cooneya są nieustannym źródłem radości. Jego zmysł obserwacji i akceptacja ludzkich słabości sprawiają, że każda z jego sztuk serdecznie bawi. Kto lubi farsę, niech koniecznie wybierze się na „Hotel Westminster”.»