Plakat KSZTAŁT RZECZY

Neil LaBute

Premiera

KSZTAŁT RZECZY

Świat bardzo się zmienił – gdy chce się szybko zostać znanym artystą trzeba drażnić, szokować, zaskakiwać, bulwersować swoim wyglądem i zachowaniem.
Czy prowokacja we współczesnej sztuce ma jakiekolwiek granice? Czy „targowisko próżności” dotyczy aktorów, widzów, każdego z nas? Czy walcząca o karierę i rozgłos studentka może sobie pozwolić na wszystko? co do mnie, niczego nie żałuję, nie mam żadnych wyrzutów sumienia z powodu swoich poczynań, wygenerowanych uczuć… nic absolutnie. zawsze wyznawałam jedną prostą zasadę, że jestem artystką. i tyle. – mówi bohaterka.
Historia zaskakującego romansu Adama i Eve(lyn) w sztuce znakomitego amerykańskiego dramaturga i reżysera zmusza do postawienia pytania o cenę bycia artystą, bycia człowiekiem…

Realizacja

Przekład: Małgorzata Semil
Scenografia: Izabella Toroniewicz
Muzyka: Ryszard Tymon Tymański
Inspicjentka, producentka: Marta Białkowska
Suflerka: Beata Andraszewicz


Czas trwania: godzinę 30 minut bez przerwy

Występują

Recenzje

Naga wolność

Czytaj więcej

Naga wolność

Co wolno artyście, a czego nie wolno? Najnowszy spektakl w Teatrze Miejskim nie odpowiada na to pytanie. Jednak daje do myślenia.

Spektakl „Kształt rzeczy” amerykańskiego dramaturga Neila LaBute miał swoją premierę w gdyńskim Teatrze Miejskim w ubiegłym tygodniu. Sztuka opowiada historię związku muzealnego strażnika i studentki sztuki, rozgrywającego się w małym prowincjonalnym miasteczku. Jego finał jest na tyle zaskakujący, że aby nie pozbawiać widzów przyjemności jego odkrycia, nie będziemy go zdradzać. Wystarczy powiedzieć, że trzeba się przygotować na naprawdę mocne wrażenia.

Dyskusja o prowokacji

Spektakl, który wyreżyserował Bartłomiej Wyszomirski, ogląda się dobrze. Ale nie w tym tkwi chyba jego największa siła. Jego obejrzenie powinno się bowiem stać punktem wyjścia do spokojnej dyskusji na temat tego. Czym dzisiaj jest sztuka. To szczególnie aktualne w Trójmieście co jakiś czas targanym artystycznymi skandalami. […] Tym bardziej na szczególną pochwałę zasługuje Joanna Niemirska, odtwórczyni głównej roli, a także Rafał Kowal, który gra jedną z drugoplanowych postaci. Ich kreacje są na tyle przekonywujące, że choć stoją na przeciwległych, w takim samym stopniu jesteśmy im w stanie przyznać rację.

Figowy listek

Czytaj więcej

Figowy listek

Wszystko zaczyna się od figowego listka zakrywającego szczegół anatomiczny antycznej rzeźby. W muzeum zjawia się Ona – Evelyn, aby pomalować listek farbą. To nie akt wandalizmu, lecz manifestacja artystyczna. On – Adam, protestuje. To początek tej historii. Historii o miłości, zazdrości i… manipulacji. Akcja toczy się w środowisku młodych ludzi z uniwersyteckiego kampusu. Evelyn (Joanna Niemirska), studentka wydziału rzeźby poznaje Adama (Marcin Kwaśny), który do stypendium dorabia jako stróż w miejscowym muzeum. Utarczka słowna zakompleksionego i niezbyt atrakcyjnego młodzieńca z wystrzałową dziewczyną niespodziewanie kończy się… randką.

Evelyn – Ewa. Wkroczyła do Raju. Adam, omamiony jej erotycznymi wdziękami, zmienia się. Zmienia się też świat, w którym żył. W idylliczny Rajski Ogród wkrada się złość, zazdrość, kłamstwo – grzech. Bohaterowie wzajemnie się ranią. Dotyczy to też przyjaciół tej pary- Jenny (Olgi Barbary Długońskiej) i Philipa (Rafała Kowala). Okazuje się, że Raj to kraina samotności. Bohaterowie zyskali wiedzę o sobie samych, ale nieprzyjemną. Muszą ponieść karę, zerwali bowiem owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego. Rzecz ogląda się z zainteresowaniem.
We foyer Teatru Miejskiego w Gdyni zbudowano scenę. Aktorzy grają na wyciągnięcie ręki. Ten klimat intymności wymaga od wykonawców szczególnego wysiłku. Na scenie dwie pary w najprzeróżniejszych układach przyjacielsko- erotycznych. Nie brak przewrotnego humoru, który daje szansę pokazania swoich umiejętności. Jeśli warto „Kształt rzeczy” obejrzeć, to właśnie dla znakomitego aktorstwa.
Dawno nie widziałam też tak intrygującej scenografii. Izabella Toroniewicz zaprojektowała metalową ścianę z oknami akademika, a może są to płonące oczy, które śledzą poczynania bohaterów? Świetną muzykę teatralną napisał sam Tymon Tymański.
Sztuka dobrze skrojona, z nieco rezonerskimi ambicjami. Nie tylko bawi, ale też zmusza do refleksji. Neil LaBute stawia pytanie: Co możemy nazwać sztuką, a co jest tylko prowokacją? „Kształt rzeczy” finezyjnie wyreżyserował Bartłomiej Wyszomirski.

Zamazany kształt rzeczy

Realizując tę sztukę, łatwo było wpaść w sidła doraźnej scenicznej publicystyki na temat głośnych artystycznych skandali. Na szczęście Wyszomirskiemu udało się tego uniknąć.
Najnowsza premiera gdyńskiego Teatru Miejskiego im. W. Gombrowicza, to współczesna sztuka amerykańskiego dramaturga, scenarzysty i reżysera Neila LaBute’a „Kształt rzeczy”. Nie sposób opowiedzieć treści tego przedstawienia, żeby nie zepsuć niespodzianki, którą autor przygotował na sam koniec. To klasyczny filmowy twist, zaskakujący zwrot akcji, odkrycie tajemnicy, która powoduje, że wszystko nabiera zupełnie innych wymiarów. Pozytywni bohaterowie okazują się bezwzględnymi łajdakami, a drobiazgi, ledwo zaznaczone na marginesie, nabierają kolosalnego znaczenia. Dokładnie tak jest w sztuce „Kształt rzeczy”. Za sprawą końcowego przemówienia Evelyn, wygłoszonego z pasją przez Joannę Niemirską, okazuje się, że to co wydawało się rzeczywistością, jest tylko omamem, oszustwem, wydmuszką pomalowaną w kolorowe paski i udającą prawdziwą pisankę. Evelyn jest młodą artystką, studentką szkoły plastycznej, która przyjeżdża do prowincjonalnego uniwersytetu w miasteczku, w którym los już dawno zatrzasnął wszystkie okiennice. Brawurowo wbija się w suchy lód drobnomiasteczkowych układów, przyzwyczajeń i stereotypów i, po kilku miesiącach pozornej hibernacji, rozbija go gwałtownym ruchem na tysiące zimnych paciorków.
Evelyn owija sobie wokół palca Adama, jednego z nieudanych chłopców z przeciwka, małomiasteczkowego łamagę. Rozkochuje go w sobie, a on, starając się dosięgnąć jej poziomu, zmienia się nie do poznania: fizycznie, mentalnie, psychicznie. Obserwatorami tej gry, mimowolnie coraz bardziej w nią wplątani, jest para przyjaciół Adama: doskonali prowincjusze, perfekcyjnie w byciu nijakim i patrzeniu na świat przez okulary stereotypów.
Zderzenie małomiasteczkowej mentalności z powiewem wielkiego świata tworzy ważne tło tego spektaklu. Drugoplanowi bohaterowie „Kształtu rzeczy”, nieźle zagrani przez parę aktorów Teatru Miejskiego – Olgę Barbarę Długońską i Rafała Kowal – są połykani przez kompleksy, paraliżowani przez przed zostaniem w tyle. Robią błąd za błędem, ale koniec końców, gdy już są przybici jak wyschnięte motyle do tablic przez bezlitosną Evelyn, budzą już tylko bezradny żal.
Ale te problemy i tak giną w obliczu głównego pytania, które pada w tym przedstawieniu. Pytania o to, co jest prawdziwe, a co tylko wydaje się realne. Pytania, co jest obiektywną rzeczywistością, a co – jedynie subiektywnym i wrażliwym na manipulacje wyobrażeniem o niej. Oczywiście to za duże pytanie na tak skromne przedstawienie, na rodzajowy obrazek narysowany lekką kreską. Ale rozczarowany nieco zamazanym i niewyraźnym zakończeniem może być tylko ten, kto wierzył, że tekst hollywoodzkiego scenarzysty da mu na nie odpowiedź.
Wyszomirski zdaje się rozumieć, że nie warto wytaczać najcięższych dział i pozostaje reżyserem skromnym, wiernym tekstowi, niewidocznym. Wyraźnie nie chce tupnąć nogą, przekląć i uderzyć na odlew. Tym, którzy polubili ostry i brudny teatr, będzie to w „Kształcie rzeczy” z pewnością przeszkadzać. W tej inscenizacji liczy się tylko słowo i sposób, w jaki jest wypowiedziane, bo nawet gesty, miny i taniec sceniczny z krzesłami są już tylko tłem. Rolę pozatekstowego komentarza odgrywa jedynie wyrazista, surowa i szorstka muzyka Tymańskiego. „Kształt rzeczy” to spektakl kameralny w pełnym tego słowa znaczeniu, a jednocześnie przedstawienie ostrożne, zatrzymane w pół kroku, niedopowiedziane. Zbudowane jest na półcieniach i półtonach, ale nie ma w nim zbyt wielu fałszywych nut.

Odpowiedni dać rzeczy kształt

Jak daleko można się posunąć, chcąc za pomocą skandalu wypromować swoje dzieła? Jak daleko można się posunąć, manipulując swoimi bliskimi? Takie pytania zadadzą twórcy nowego gdyńskiego spektaklu.

Najnowsza produkcja gdyńskiego Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza to bardzo świeża- dosłownie i w przenośni – sztuka współczesnego amerykańskiego dramaturga i reżysera Neila LaBute’a zatytułowana „Kształt rzeczy”. Kinomani znają już ten dramat z filmowej wersji wyreżyserowanej dwa lata temu przez samego autora. Problemy przedstawione w tym tekście okazują się jednak nabierać w Polsce coraz większego znaczenia i stają się bardzo aktualne, więc jej najnowsze odczytanie może okazać się niezwykle ciekawe. Treść sztuki to opowieść o dwóch studenckich parach, żyjących w zwyczajnym miasteczku akademickim. Na plan pierwszy wysuwa się ta, która tworzą młoda artystka Evelyn i Adam, dorabiający sobie jako ochroniarz w miejscowym muzeum sztuki. Evelyn stara się za wszelką cenę uzyskać sławę, nawet jeśli jedyną skuteczną drogą miałby się okazać skandal i niewyszukana artystyczna prowokacja. Jednak główna bohaterka tego kameralnego dramatu manipuluje nie tylko odbiorcami swojej sztuki.
Najważniejszym obiektem jej zabiegów, istną marionetką w jej rękach, staje się Adam. Chłopak nie tylko ulega jej erotycznemu czarowi, ale zakochuje się w niej bez pamięci i pozwala wodzić się za nos. Pod wpływem sugestii Evelyn zmienia się z zakompleksionego grubasa w prawdziwą ikonę nowej, dumnej męskości. Główne role w gdyńskim przedstawieniu zagra gościnnie para warszawskich aktorów: Joanna Niemirska i Marcin Kwaśny. Spektakl wyreżyserował Bartłomiej Wyszomirski, twórca kilkakrotnie pracujący wcześniej w Trójmieście (m.in. słynny spektakl „Top Dogs” w teatrze Wybrzeże przed kilkoma laty). Muzykę do przedstawienia napisał Ryszard Tymon Tymański. Zapowiada, że będzie ona oparta na ostrym rockowym rytmie, ale kontrapunktowana zarazem egzotycznymi, w tym kontekście, dźwiękami puzonu. (…)

Szok wolności

Czytaj więcej

Szok wolności

Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po znakomitym przedstawieniu „Piaf”, a już Teatr Miejski startuje z nowym spektaklem. Już w piątek premiera „Kształtu rzeczy”.

Szykuje się kolejny hit. „Kształt rzeczy”, pióra amerykańskiego dramaturga Neila LaBute’a, traktuje bowiem o bardzo aktualnych sprawach.

Trzeba szokować

Fabuła sztuki dotyczy granic artystycznej wolności co, szczególnie w Trójmieście targanym co jakiś czas artystycznymi skandalami, ma swoją wymowę. Cóż w dzisiejszych czasach, gdy chce się szybko zostać znanym artystą trzeba drażnić, szokować, zaskakiwać i bulwersować? Czy jednak artyście wolno wszystko?