Plakat NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Christopher Hampton

Premiera

NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Jedna z najbardziej frapujących i zagadkowych historii miłosnych. Miłość, pożądanie, intryga i tajemnica. Piękne kobiety, fascynujący mężczyzna, tajna korespondencja i zakład … o prawie najwyższą stawkę…

Ta, należąca już dziś do kanonu klasyki literatury, historia jest zawsze aktualna i zajmująca. Bo porusza kwestie najważniejsze, stawia pytania o granice wolności, niezależności, o możliwość manipulacji emocjami, o ponadczasowy konflikt między rozumem i sercem, ale i między kobietą i mężczyzną… Dotyczy wszystkiego, co nie jest nam obce … „Niebezpieczne związki” w czasie, kiedy powstały, przez ówczesną policję zostały skazane na zniszczenie i uznane za utwór „rozwiązły i niebezpieczny”. Również dziś budzą wielkie emocje …

Realizacja

(Dangerous Liaisons)
na podstawie powieści Choderlosa de Laclos
Przekład: Piotr Szymanowski
Scenografia: Tadeusz Smolicki
Kostiumy: Elżbieta Terlikowska
Muzyka: Janusz Grzywacz
Układ pojedynku: Tadeusz Pagiński
Asystent reżysera: Grzegorz Wolf
Inspicjent: Maciej Sykała
Suflerka: Beata Andraszewicz


Czas trwania: 120 minut, z przerwą

Występują

Recenzje

Gry miłosne

Czytaj więcej

Gry miłosne

Owacjami przyjęła gdyńska publiczność premierę „Niebezpiecznych związków”

Fabuła jest prosta. Rzecz dzieje się w osiemnastowiecznej Francji. Markiza de Merteuil (gra ją Elżbieta Mrozińska) prosi wicehrabiego de Valmont (Piotr Michalski) o przysługę. Ma on uwieść dziewicę, niejaką Cecylię Volanges (Katarzyna Ankudowicz). Ale to nie jest cel godny arystokraty o tak złej reputacji jak Valmont. Zawiera on więc z markizą układ. Jeśli uwiedzie cnotliwą mężatkę panią de Tourvel (Ewa Andruszkiewicz – Guzińska) i dostarczy tego dowód na piśmie, spędzi w nagrodę noc z markizą. De Valmont osiąga oba cele. Spotyka go jednak zawód: markiza de Merteuil nie wywiązuje się z układu. Valmont wyzywa więc na pojedynek jej kochanka kawalera Danceny (Michał Buczek). Ginie w nim, a właściwie popełnia samobójstwo, bo sam rzuca się na szpadę przeciwnika. Na wieść o tym markiza dostaje pomieszania zmysłów.

„Niebezpieczne związki” są jednak historią pełną zagadek. Czy Valmont kocha markizę de Merteuil czy panią de Tourvel? A może jednak nikogo, a śmierć jest kolejnym aktem jego najlepszej sztuki? Czy markiza odwzajemnia uczucie Valmonta, czy tylko się nim bawi?

Reżyser Jacek Bunsch zdecydował się na postawienie na scenie luster, w których bohaterowie mogą się do woli przeglądać. Ale, co ważniejsze, może się także przeglądać widownia. Zabieg prosty, efekt piorunujący. Patrząc w lustra widzimy bowiem samych siebie. My też gramy w tym spektaklu. „Nie igrajcie z miłością” – zdaje się przestrzegać reżyser.
I w tym sensie jest to, pomimo wszystko, przedstawienie o pozytywnym przesłaniu. Spektakl w Teatrze Miejskim w Gdyni warto zobaczyć. To klasyka zrealizowana z pomysłem, z dobrą grą aktorską i, co warto podkreślić z bardzo dobrą muzyką Janusza Grzywacza, scenografią Tadeusza Smolickiego i kostiumami Elżbiety Terlikowskiej.

Modliszka i blady amant

Modliszka i blady amant

Migotliwa gra luster, półmrok sypialni. Czasem w szklanej tafli pojawi się obraz kochanków w lubieżnym uścisku. Kiedy rozsuwa się szklana tafla, widać barokowy salon markizy de Merteuil. W Teatrze Miejskim premiera „Niebezpiecznych związków”. Ta zręczna adaptacja libertyńskiej powieści Choderlosa de Laclosa,jest jedną z najbardziej frapujących i zagadkowych historii miłosnych. Uwodzicielski markiz de Valmont (Piotr Michalski) pragnie pobożnej i cnotliwej pani de Tourvel (wzruszająca Ewa Andruszkiewicz-Guzińska). Romantyczny kawaler Danceny (Michał Buczek) ubóstwia młodziutką Cecylię Volanges (Katarzynę Ankudowicz) z wzajemnością. Dlaczego jednak markiz depcze serce ukochanej, stając się przyczyną jej śmierci? Czemu po drodze łamie życie małej Cesi i sam ginie?

To już tajemnica markizy de Merteuil (Elżbieta Mrozińska), w której rączce zbiegły się wszystkie nitki intrygi. Rudowłosa markiza to weteran, zahartowany jak stal w nieustannej wojnie miłosnej. Obiecuje Valmontowi nagrodę w postaci upojnej nocy… jeżeli dostarczy pisemnego dowodu na to, iż między nim a cnotliwą Madame de Tourvel doszło do zbliżenia. Cóż, okrucieństwo kobiet nie ma granic.

Ascetyczna przestrzeń oświetlona jedynie kryształowymi żyrandolami. Na pustej scenie skromne dekoracje – obite aksamitem krzesła, kanapa lub łoże. I ściana z luster, w której odbijają się postacie. Nic nie rozprasza uwagi. Na pierwszy plan w spektaklu wyłaniają się dwie postacie – Elżbieta Mrozińska jako markiza de Merteuil i wicehrabia de Valmont – Piotr Michalski – pozbawieni zasad, znudzeni i cyniczni gracze. Prym w tym duecie wiedzie markiza. Aktorka stworzyła postać kobiety – okrutnej, o żelaznej woli, ale jakże fascynującej. To modliszka. Piotr Michalski w roli markiza de Valmont – amanta pozbawionego skrupułów knuje intrygi, szepcze czułe słówka – wszystko po to, by uwieść piękne kobiety.

W spektaklu komizm przeplata się z powagą. W ostatnich scenach sztuka niebezpiecznie przechyla się w stronę tragedii, ale cóż, tak musi być, że zło zostaje ukarane. Spektakl utrzymany jest w znakomitym tempie. Reżyser Jacek Bunsch zrobił bardzo dobry spektakl. Wiele w nim pięknych plastycznie scen. Świetne są też kostiumy Elżbiety Terlikowskiej i pomysłowa scenografia Tadeusza Smolickiego. Bardzo dobra gra całego zespołu. Warto zobaczyć ten spektakl nie tylko dla markizy de Merteuil i wicehrabiego de Valmont – wyrachowanych graczy, czerpiących sadystyczną przyjemność z unieszczęśliwiania innych. Bohaterowie „Niebezpiecznych związków”, chociaż ubrani w historyczny kostium, są niezwykle współcześni

By żądz moc móc wzmóc

W świecie „Niebezpiecznych związków” liczy się tylko chuć i wyrachowanie, dla prawdziwych związków miejsca nie ma.

Mam dużo uznania dla twórców piątkowej premiery „Niebezpiecznych związków” Christophera Hamptona w gdyńskim Teatrze Miejskim im. W. Gombrowicza. Zespół pod kierunkiem reżysera Jacka Bunscha przygotował spektakl, który wart jest pochwały za kulturę inscenizacji i oszczędność formy. Tę ostatnią cenię najbardziej – opowiedzieć zawiłą historię salonowych intryg, rozgrywających się w tonącym w przepychu świecie barokowej arystokracji, i nie dać widzowi zagubić się w szczegółach – to duża sztuka. Dla osiągnięcia wymaganej przejrzystości twórcom potrzebna jest umiejętność selekcji – w tym przypadku jej nie zabrakło. Oszczędność inscenizacyjna zaczyna się od minimalistycznej scenografii (w zamyśle Tadeusza Smolickiego tworzą ją jedynie lustra, stylowe kandelabry i parę sprzętów) i muzyki (w kompozycji Janusza Grzywacza jak echo pobrzmiewa osiemnastowieczny klawesyn), a kończy na przejrzystości fabuły, której nie zakłócają akcenty nie wnoszące do akcji nic nowego.

W tak zorganizowanym świecie „Niebezpiecznych związków” widz ma dużą przyjemność koncentrowania się na psychologii postaci i smakowaniu aktorstwa. Numerem jeden wśród odtwórców głównych ról jest z pewnością Elżbieta Mrozińska, która stworzyła nietuzinkową kreację demonicznej markizy de Merteuil – motoru przedstawianych zdarzeń, ich obserwatora, komentatora, ale także… ofiary. W jej interpretacji markiza de Merteuil to kobieta – modliszka („Nie wolno poddawać się miłości! Trzeba jej używać jak narzędzia, inaczej ona pochłania”), która nawet nie podejrzewa siebie o ludzkie odruchy, i której resztki człowieczeństwa boleśnie uświadamiają w finale, że poza innymi skrzywdziła także siebie.

Mrozińskiej partneruje Piotr Michalski – cyniczny libertyn hrabia de Valmont, który w zamyśle Elżbiety Terlikowskiej, autorki kostiumów, ma przypominać obsesyjnie myślącego o swoich zdobyczach księcia Draculę. Ostatnią ofiarą Valmonta jest piękna prezydentowa de Tourvel (gościnnie występująca Ewa Andruszkiewicz-Guzińska) – wzór cnót i bastion niedostępności, którego zdobycie ma przynieść dandysowi laur zwycięstwa. Tylko że w tym świecie nikt nie zwycięża. Przegrywa każdy, kto choć na moment wejdzie do gry. Liczą się tylko zmysły i wyrachowanie, bo w „Niebezpiecznych związkach” dla prawdziwych związków miejsca nie ma.