Plakat POKOJÓWKI

Jean Genet

Premiera

POKOJÓWKI

Dziś autor tego tekstu znalazłby się na okładkach wszystkich kolorowych pism, a jego twórczość sprzedawałaby się w tysiącach egzemplarzy. Skandalista i wyrzutek, który zmienił oblicze współczesnego teatru. Pokojówki zaś mają tę zaletę, że skupią uwagę każdego. Rozśmieszą. Bo jak to? Faceci przebierają się za kobiety? Zawsze śmieszne. Rozgrzeją. Bo podejrzane napięcie erotyczne buzuje w nich od pierwszych scen i słów. Utrzymają w napięciu. Bo uknuli misterny plan zbrodni, która… No właśnie. Francuski thriller erotyczny ze skomplikowaną zbrodnią w tle. Można powiedzieć, klasyka współczesnego dramatu, ale i scenariusz na hollywoodzki hit. Sprawdźcie Państwo sami!

Realizacja

Przekład: Jan Błoński
Reżyseria: Krzysztof Babicki
Scenografia i kostiumy: Sławomir Smolorz
Światła: Marek Perkowski
Asystent reżysera: Andrzej Redosz

Miejsca są nienumerowane, spektakl odbywa się na małej scenie.
W spektaklu wykorzystano fragmenty utworów zespołu Nirvana „The Man Who Sold the World” oraz „All Apologies”, a także fragmenty „Wstępu do Pokojówek” autorstwa Jeana Geneta.


Czas trwania: 70 minut bez przerwy

Występują

Recenzje

Genet występuje w swojej sztuce

Mężczyźni poniżani przez kobietę w inscenizacji „Pokojówek” w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Czytaj więcej

Genet występuje w swojej sztuce

Genet występuje w swojej sztuce

Mężczyźni poniżani przez kobietę w inscenizacji „Pokojówek” w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Krzysztof Babicki myślał o wystawieniu „Pokojówek” Jeana Geneta od dawna. Realizując spektakl w Teatrze im. Gombrowicza w Gdyni, jako jeden z nielicznych skorzystał z sugestii autora, by role tytułowych bohaterek powierzyć mężczyznom. Z pewnością wniosło to do spektaklu dodatkową nutę perwersji.

Duet: Solange – Cleare – w interpretacji Dariusza Szymaniaka i Szymona Sędrowskiego – odreagowując stres związany z poniżającym zajęciem pokojówek, utrzymuje dramatyczne napięcie gry miłości i nienawiści. Oto jesteśmy świadkami precyzyjnie odegranego misterium poniżenia i panowania; królewskości i podwładności. Obaj aktorzy robią to z klasą, chwilami nawet niebezpiecznie balansując na krawędzi szaleństwa, ale nigdy nie przekraczając granicy dobrego smaku.

Na drugim biegunie emocji jest Pani grana przez Beatę Buczek-Żarnecką. To dama olśniewającej urody, pełna niedomówień i tajemnic. Skrywany obiekt lęku i uwielbienia.

W spektaklu rozgrywającym się na kameralnej scenie, otoczonej z czterech stron widownią, jesteśmy świadkami misterium zła, ale też komedii pozorów. W tej opowieści jednego ze skandalistów światowej literatury trudno oddzielić prawdę od fałszu, postawę od pozy, przeżycie autentyczne od wyobrażonego.

W inscenizacji Babickiego pojawia się też grany przez Andrzeja Redosza sam Genet. Francuski skandalista wprowadza widzów w prezentowany świat. Szkoda, że po obejrzeniu z balkonu całego spektaklu nie zwraca się do widowni słowami: „Teraz wracajcie do domu, gdzie wszystko (…) będzie jeszcze bardziej fałszywe niż tutaj”.

Wystawianie tej sztuki Geneta ma w Polsce wieloletnią tradycję. Wprowadził ją na scenę Konrad Swinarski w Starym Teatrze z kreacjami Ewy Lassek, Anny Polony i Mirosławy Dubrawskiej w 1966 roku. Następne lata potwierdziły, że utwór stanowi dla aktorów i aktorek spore wyzwanie.

Pokojówki, czyli kamerdynerzy

Pokojówki Jeana Geneta to z pewnością jeden z najbardziej legendarnych utworów dramatycznych ubiegłego stulecia.

Czytaj więcej

Pokojówki, czyli kamerdynerzy

Pokojówki Jeana Geneta to z pewnością jeden z najbardziej legendarnych utworów dramatycznych ubiegłego stulecia.

Jednoaktówka została napisana w więzieniu w 1946 roku (co ciekawe, w tym samym czasie Witold Gombrowicz rozpoczął w Argentynie pracę nad Ślubem). Polską legendę Pokojówek ustanowiło przede wszystkim przedstawienie Konrada Swinarskiego w krakowskim Starym Teatrze w 1966 roku – z Mirosławą Dubrawską, Ewą Lassek i Anną Polony. Tak, to bardzo aktorska sztuka. Zygmunt Hűbner w Sztuce reżyserii utrzymywał, że ustalenie obsady to decyzja najważniejsza, trzy czwarte pracy reżysera. Cóż, w przypadku Pokojówek chyba nawet więcej. Zaufanie do aktorów musi być bezwzględne, bo niczego nie da się tu zamaskować inscenizacyjnym rozmachem, zwłaszcza gdy widzowie mają aktorów na wyciągniecie ręki, jak to ma miejsce w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Krzysztof Babicki wstawia akcję dramatu w trzy ramy – pierwszą jest naturalna przestrzeń foyer teatru, drugą – klamra muzyczna, a trzecią nazwijmy ramą „odautorską”. Scena jest małym kwadratem, wyznaczonym przez rzędy krzeseł. Usadzeni po czterech stronach widzowie siłą rzeczy przyglądają się sobie nawzajem, tworząc układ zwierciadlany, z którego nie sposób się wyrwać. Oprawa scenograficzna ogranicza się do niezbędnych sprzętów: toaletka z lustrem, szezląg, stolik, dwa krzesła – białe meble z pretensjami do arystokratycznego buduaru.

Przedstawienie zaczyna się dźwiękami The Man Who Sold The World w nagraniu Nirvany, ale to autorska kompozycja Davida Bowie’go, piosenkarza, który wniósł do popkultury aurę androgyniczności czy rozchwiania jednoznacznej płciowej indentyfikacji. A że i sama piosenka jest niepokojąco niejasna, widzowie otrzymują pierwszą, jeszcze dyskretną sugestię odbioru. Drugą są kostiumy. Pani (Beata Buczek-Żarnecka) ubrana w jasne spodnium, mogłaby wejść na scenę wprost z gdyńskiej ulicy. Ubiory pokojówek, a właściwie pokojowców (Dariusz Szymaniak i Szymon Sędrowski), chociaż prosto skrojone, są jednak jak najdalsze od zwyczajowo zapiętych po szyję uniformów służby – równie dobrze mogliby je nosić barmani w gejowskim klubie, a z pewnością trudno byłoby wyjść w takim stroju na miasto bez ryzyka zaczepki. Kamerdynerzy są w tych kostiumach niejako uwięzieni czy naznaczeni.

Początkowa scena, z Kurtem Cobainem w tle, rozgrywa się bez słów: pierwszy pokojowiec masuje kark Pani, ale ta kapryśnie zmienia położenie, prowokacyjnie wpija się w usta drugiego pokojowca i niemal równocześnie go policzkuje, po czym wychodzi. Obaj kamerdynerzy, trochę jak dzieci uradowane kolejną okazją do niekontrolowanej zabawy, rzucają się w upragnioną grę. Tymczasem z balkonu (no tak, Balkon!) rozlega się głos aktora podającego się za autora sztuki. Andrzej Redosz z nadekspresją ucieleśnia Geneta instruującego aktorów i reżysera „jak grać Pokojówki”. Od czasu, gdy Genet spisywał swoje zalecenia dla inscenizatorów, wiele się jednak w praktyce teatralnej zmieniło, teatr przeszedł niejedną rewolucję i mieszczański teatr bulwarowy, przeciwko któremu występował autor dramatu, definitywnie przestał być dominującym wzorem (o czym przypomina na koniec perory uderzenie w staromodny gong teatralny). „Jedno musi zostać powiedziane: nie staję w obronie służby”. A więc nie ma to być polityczny spektakl o uciśnionych-oburzonych. Akcent pada zdecydowanie na konfigurację aktorów: pokojówki powinni grać mężczyźni!

W efekcie to, co wedle Geneta miało być teatralnie sztuczne, staje się ostentacyjnie cielesne, seksualne, a seks ma tu mroczne oblicze, eros łączy się ze śmiercią. Tak zresztą niejednokrotnie w dziejach scenicznych bywało, a zawirowań obsadowych nie brakowało też na polskich scenach. W przedstawieniu Jacka Zembrzuskiego w Starej Prochowni (1980) w roli Pani występował Jerzy Kryszak (pokojówkami były Anna Chodakowska i Krystyna Janda). Z kolei zupełnie bez postaci Pani rozegrał swoje Pokojówki Krzysztof Nazar w Teatrze Wybrzeże (1997) z Dorotą Kolak i Joanną Kreft-Baką. Jeszcze inny pomysł miał Józef Opalski – przeniósł akcję do służbówki i wszystkie trzy aktorki ubrał jak służące. Były również Pokojówki z Solange i Claire w męskiej obsadzie – ostatnio bodaj w 2009 roku Grzegorz Wiśniewski w ten sposób obsadził dyplomowe przedstawienie w Teatrze Studyjnym łódzkiej filmówki. Rzecz w tym, że intencją Geneta było, aby role pokojówek wykonywali przebrani w suknie młodzi chłopcy, co – poza homoerotycznym podtekstem – miało wzmagać sztuczność gry pozorów (pisał o tym już Sartre w swoim Świętym Genecie). W przedstawieniu Babickiego są to jednak dojrzali mężczyźni i bynajmniej nie chodzą na wysokich obcasach, chociaż przerzucają się imionami Solange i Claire niczym bohaterowie Lubiewa Michała Witkowskiego. Ba, momentami można wręcz odnieść wrażenie, że zza kamerdynerów Geneta prześwitują postaci AA i XX z Emigrantów Mrożka. Bo tak naprawdę figura Pani jest tylko pretekstem czy przykrywką dla męsko-męskiej gry przyciągania i odpychania, pożądania i pogardy, swoistego aktu przerywanego, jaki wciąż wznawiają obaj pokojowcy. Niemałą rolę w tym układzie odgrywa zapewne nieobecny na scenie, ale przywoływany w dialogach Mleczarz.

Dariusz Szymaniak i Szymon Sędrowski nie grają „chyłkiem”, jak zalecał z balkonu Andrzej Redosz jako Jean Genet. To aktorstwo chwilami wręcz fizjologiczne: aktorzy charczą, dyszą, ostrymi (czy nie nazbyt?) środkami wyrazu ogrywają zapamiętanie w odgrywaniu ról w swej pokątnej ceremonii. Z pewnością nie jest to gra „rozchwiana, nieprzytomna, jakby pijana”, za dużo tu dosłowności. W efekcie to, co wedle Geneta miało być teatralnie sztuczne, staje się ostentacyjnie cielesne, seksualne, a seks ma tu mroczne oblicze, eros łączy się ze śmiercią.

Claire przed ostatecznym samobójstwem mówi do Solange, która (który) nieuchronnie zostanie oskarżona (oskarżony) o morderstwo: „Tym razem dojdziemy do końca… W więzieniu nikt nie będzie wiedział, że jestem z tobą… wtedy gdy zapadnie wyrok, pamiętaj, że nosisz mnie w sobie”. Czy to jest teatr gejowski? Byłoby to uproszczenie, mimo że poniekąd w duchu Geneta. Miłość homoseksualna, słabiej obecna w kulturze, bo umieszczona poza normą, więc i mniej skonwencjonalizowana, mniej zbanalizowana, pozwala inscenizatorowi odsłonić pełniejszą prawdę o erotyce, o jej mrocznych skrajnościach. W finale przedstawienia Krzysztofa Babickiego ucieleśnia się na scenie fantazmat miłości doskonałej, usankcjonowanej przez śmiertelne zjednoczenie. Mnie ta ostatnia scena skojarzyła się z zakończeniem niezwykłego filmu Michaela Hanekego Miłość, w którym przejmujące kreacje stworzyli Emmanuelle Riva i Jean-Louis Trintignant.

I tu klamra spektaklu się domyka. Genet schodzi z balkonu na scenę, by „osobiście” zdmuchnąć płomień świecy, a Kurt Cobain śpiewa tym razem All Apologies: „What else should I be / All apologies / What else could I say / Everyone is gay”. Co może znaczyć: spójrzmy na siebie od innej strony.

A siostrą twą będzie Ułuda i Pozorność

Kto zna twórczość Geneta, wie, że stoi przed nim trudna, intelektualnie wymagająca przeprawa literacka. Babicki niczego nie upraszcza, ale posiłkując się sugestiami samego autora sztuki idzie w kierunku dyskursu tożsamościowego. W nim tkwi moc spektaklu.

Czytaj więcej

A siostrą twą będzie Ułuda i Pozorność

http://www.teatralia.com.pl/siostra-twa-bedzie-uluda-pozornosc-pokojowki/

9 października 2013 •
Kolejny sezon teatralny w gdyńskim Teatrze Miejskim zainaugurowała jednoaktówka Pokojówki Jeana Geneta w reżyserskim wizjerze Krzysztofa Babickiego. Twórca znakomitej adaptacji scenicznej Idąc rakiem i tym razem dał się poznać jako eksperymentator, zwłaszcza na płaszczyźnie charakterologii.
Kreacje aktorskie w teatralnej odsłonie dzieła Güntera Grassa olśniewały widza. W Pokojówkach triada artystów: Beata Buczek-Żarnecka, Dariusz Szymaniak i Szymon Sędrowski również absorbuje uwagę widza świetnie wyartykułowaną szermierką dialogów, kipiących emocjami i rodzącymi dreszcz podekscytowania niedopowiedzeniami.
Siostry Solange i Claire. Pokojówki, których codzienność wypełniona jest spełnianiem poleceń swej chlebodawczyni, a także przedziwnym rytuałem. Pod nieobecność Pani służące odgrywają krótkie etiudy, w których jedna wciela się w rolę Jaśnie pani, druga w swoją siostrę. Odrywając się od tego, co realne, czyli od rutyny, pokory i posłuszeństwa, niejednokrotnie również i upokorzenia, chętnie uczestniczą w tej grze pozorów i ułudy. Ta daje im sposobność mentalnej i słownej zemsty, krótkiej, jak dzwonek budzika, który przywołuje je do rzeczywistości i oznajmia nadejście Pani, poczucia triumfu.
Nakładanie sukni, biżuterii czy choćby szminki właścicielki domu to nie tylko ostentacyjne okazanie wzgardy, ale i chęć zaskarbienia sobie jej emblematów kobiecości, ostatecznie zaś fascynacja jej osobą, element mrocznego, podszytego aurą erotyki uwielbienia. Na rozdrożach tak silnych namiętności musi czaić się śmierć. Solange i Claire wciąż na nowo odgrywają swój intymny spektakl, który każdorazowo kończy się symulacją morderstwa na swojej Pani. Pragnienie jej zguby jest potężne, ale w kulminacyjnym punkcie wydarzeń żadna z sióstr, nawet gdy ma ku temu sposobność, nie jest w stanie dokonać zabójstwa. To, co nie zaistnieje w rzeczywistości, będzie miało swój wydźwięk w grze, w której pokojówki ochoczo uczestniczą. Pozory i ułuda prysną i staną się emanacją rzeczywistych pragnień, gdy Thanatos rozłoży swe skrzydła wraz z ostatnim łykiem zatrutego ziołowego naparu, który wypije Solange.
Babicki dużo uwagi poświęca psychologicznej randze rozgrywki toczonej między siostrami i jej podmiotem – Panią. Na owo wchodzenie w rolę, podszywanie się pod cudzą osobowość reżyser nakłada jeszcze jedną warstwę interpretacyjną. Wedle wskazówek samego Geneta, które zawarte są we wstępie do dramatu, główne role powierza mężczyznom. Konglomerat femininum z pierwiastkiem męskim nastręczający trudności w wyłonieniu prawdziwej tożsamości postaci ma swój wydźwięk choćby w celowym ciągłym zamiennym stosowaniu rodzajników męskich i żeńskich w bezpośrednich zwrotach sióstr. To zawirowanie sprzyja również konsekwentnie budowanej konwencji dramatu, opartej na strategii teatru w teatrze. Chwytem iście dekonstrukcyjnym jest tutaj postać Autora (Andrzej Redosz), pojawiającego się w prologu przedstawienia, który demaskuje reguły gry i obecność aktorów męskich wcielających się w postaci żeńskie.
Ascetyzm scenograficzny (sofa, toaletka i krzesło na scenie otwartej okolonej publicznością) podkreśla umowność pomieszczenia. To, co w rzeczywistości ma wypełniać przestrzeń sztuki, to właśnie gra, psychologiczna rozgrywka Solange i Claire. Role pokojówek zostały poświęcone Szymonowi Sędrowskiemu i Dariuszowi Szymaniakowi, którzy rewelacyjnie gestem, zwłaszcza zaś mimiką i dykcją pokazali zmienny charakter tych słownych przepychanek. Synonimem scenicznego wcielenia Beaty Buczek-Żarneckiej jako Pani jest kobiecość. W swej beztrosce, kaprysach i jednocześnie uwodzicielsko mrocznej i nieprzeniknionej postaci jawi się jako fascynująca i prowokacyjna. Cała trójka na scenie daje popis wspaniałego aktorstwa, doskonale podnoszącego poziom emocji na widowni.
Kto zna twórczość Geneta, wie, że stoi przed nim trudna, intelektualnie wymagająca przeprawa literacka. Babicki niczego nie upraszcza, ale posiłkując się sugestiami samego autora sztuki idzie w kierunku dyskursu tożsamościowego. W nim tkwi moc spektaklu.

Gorzkie ziółka Solange

W Teatrze Miejskim w Gdyni parzą ziółka. Nie jestem jednak pewna, czy będą każdemu smakowały. W sobotę na Małej Scenie teatru przy Bema odbyła się premiera „Pokojówek” Jeana Geneta. Ten zaskakujący thriller napisał jeden z największych twórców teatru światowego, dramaturg...

Czytaj więcej

Gorzkie ziółka Solange

Sztuka Geneta stawia przed aktorami nie lada zadanie. To prawdziwy pojedynek aktorskich możliwości. W Gdyni zwycięsko wychodzi z niego Dariusz Szymaniak. Zachwyca artykulacja, rytm, modulacja – to, jak podaje tekst. Płynnie przeskakuje od szeptu do krzyku, od strachu do nienawiści – z emocji do emocji. Mówi tak, że wszystko dociera do widza, ale to nie tylko sprawa dykcji i warsztatu, on wie, co mówi, bo wie, kogo gra.
Szymon Sędrowski (…) jedynie w finale wyciszony, skupiony, pokazał, jakie drzemią w nim możliwości.

Scenografię i kostiumy zaprojektował Sławomir Smolorz. Widzowie w foyer otaczają scenę z czterech stron. Aktorzy są na wyciągnięcie ręki, nie ma scenicznej rampy. Jest pokój, w nim stylowe meble, toaletka z lustrem – to tu za zamkniętymi drzwiami domu odbywa się przedziwny spektakl, który odgrywają pokojówki, a raczej pokojowcy: Claire (Szymon Sędrowski) i Solange (Dariusz Szymaniak). Gdy jedna wciela się w postać Jaśnie Pani ( w tej roli Beata Buczek-Żarnecka), wdziewając na siebie jej stroje i biżuterię, druga odgrywa pokojówkę i odwrotnie. To powtarzany rytuał – ceremonia. Próby mają doprowadzić do finału, w którym Pani znienawidzona i uwielbiana jednocześnie zostanie zamordowana…

Do zbrodni jednak nie dochodzi. Jaśnie Pani na wiadomość o warunkowym zwolnieniu Pana z więzienia, którego pokojówki pomogły wsadzić za kratki swoimi donosami, wybiega z domu na spotkanie. Nie zdążyła wypić ziółek, które w paradnej filiżance zaparzyła Solange, dodając do nich pastylki gardenalu.
Jak kończy się sztuka, widzowie dowiedzą się na spektaklu.

Reżyser Krzysztof Babicki zgodnie z sugestiami Geneta role pokojówek powierzył mężczyznom. Wprowadził też na scenę samego autora (Andrzej Redosz) (…)Gdyńskie „Pokojówki” to rzetelnie zbudowany spektakl, pełen zaskakujących zwrotów akcji (…) to teatr przemieniający się w rzeczywistość, kreujący rzeczywistość, w której jedna z pokojówek „zagrywa się na śmierć”, na śmierć „rzeczywistą”.
Genet we wstępie do sztuki napisał: „Idę do teatru, aby na scenie zobaczyć siebie – siebie, którego bym nie potrafił lub nie odważył się zobaczyć czy wyśnić; siebie jednak takiego, jakim wiem, że jestem”. Czy widzowie zobaczą siebie, oglądając gdyńskie „Pokojówki”?

Labirynt intryg

Spragnieni klasycznie budowanego teatru opartego na grze z partnerem i psychologizmie postaci w „Pokojówkach” znajdą pozycję dla siebie. Spektakl Teatru Miejskiego to przede wszystkim gra pozorów, której sens widoczny jest dopiero po dłuższej chwili.

Czytaj więcej

Labirynt intryg

Krzysztof Babicki, reżyser premiery inaugurującej nowy sezon artystyczny Teatru Miejskiego, sięgnął po tekst Jeana Geneta, który chętnie portretował wykluczonych i odrzuconych. Genet misternie zapętlał akcję dramatów, by odsłaniać fałsz i obłudę, jednocześnie zamazując granice między fikcją a rzeczywistością. Podobnie jest w „Pokojówkach” – dramacie ułożonym na trzech bohaterów (czwartego, Autora, dołożył reżyser spektaklu, by przedstawić didaskalia sztuki). Tu wszystko opiera się na niuansach i aż prosi się o silny sceniczny wyraz. Kim są i dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej pokojówki Claire i Solange? Dlaczego pragną śmierci swojej pracodawczyni? Czemu wysłały jej partnera do więzienia? Po co odgrywają swój upiorny teatrzyk – czy to forma odreagowywania swojej pracy czy przygotowanie do zbrodni?

Odpowiedzi jakie wyłaniają się z tekstu są nieoczywiste. Widz obserwuje teatr w teatrze – scenki odgrywane między pokojówkami (zgodnie z instrukcjami Geneta, w gdyńskiej inscenizacji granymi przez mężczyzn). Ich upiorna psychodrama z pozoru wygląda na niewinną zabawę – Claire ubiera suknię Pani, używa jej kosmetyków, stara się naśladować jej władczy ton i zachowanie. W tym czasie Solange ją oskarża, stara zdominować, by wywołać jej strach, przerażenie i wyrzuty sumienia. Pokojówki pod nieobecność Pani wciąż powtarzają tę zabawę, zamieniając się rolami. Tym razem jednak rytuał zostanie zakłócony telefonem od Pana, który wyszedł już na wolność. Nie ma już czasu na zabawę…

W centrum spektaklu reżyser umieścił Szymona Sędrowskiego (Claire) i Dariusza Szymaniaka (Solange), którzy często grają w jego spektaklach istotne role. Ich gra w „Pokojówkach” przypomina słowną szermierkę. Z czasem aktorstwo [Sędrowskiego] jest coraz bardziej przekonujące, a uwagę budzi poprzez drobne gesty, spojrzenia, postawę, zachowanie. W efekcie jego Claire jest bardziej intrygująca (…)

Babicki podobnie jak w „Idąc rakiem” wprowadza do spektaklu postać Autora. Grany przez Andrzeja Redosza Jean Genet instruuje na początku spektaklu pokojówki jak grać, a na koniec przedstawienia symbolicznie zdmuchnie świeczkę. (…) Reżyser wnikliwie rozpracowuje detale tekstu i bardzo precyzyjnie buduje dramaturgię spektaklu (…) Powstała spójna, rzetelnie przygotowana, zamknięta jak dramaty Ingmara Villqista opowieść o losie uciśnionych, którzy marzą o buncie i zemście za doznane upokorzenia (…) W repertuarze Miejskiego sztuki psychologicznej bez komediowego zacięcia od dawna nie było. A umieszczenie sceny pomiędzy widzami na ciasnym foyer teatru, pozwala niemal na uczestnictwo w dramacie każdemu z widzów (…)