

Volker Schmidt
Premiera
Rowerzyści
Komediodramat o poszukiwaniu balansu i miłości. Współczesne średnie pokolenie dorosłych i dwójka nastolatków – ich dzieci. Z pozoru harmonijny obrazek: prestiżowe zawody, luksusowe domy, sport (w wolnym czasie rowerowe wyjazdy w góry, siłownie, fitness). Ale – wewnątrz każde z nich odczuwa ogromny głód spełnienia i głębszych relacji. Próbując je osiągnąć skomplikują życie sobie i bliskim. Czy można wyplątać się z wieloletniego oszukiwania siebie, partnerów, przyjaciół? A może już tylko młodzi mają szansę?
Prawa autorskie do utworu reprezentuje w Polsce Agencja ADiT.
Realizacja
Reżyseria i światło: Krzysztof Rekowski
Przekład: Jack St. Buras
Scenografia i kostiumy: Robert Woźniak
Kompozytor: Sławomir Kupczak
Projekcje: Emilia Sadowska
Asystent reżysera: Krzysztof Berendt
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Tomasz Czajka
Producentka: Ewa Szulist/ Marta Pałubicka
W spektaklu wykorzystywane są głośna muzyka oraz migające światła. Osoby wrażliwe na ten rodzaj oświetlenia prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności. W niektórych scenach spektaklu pojawia się dym papierosowy.
Czas trwania: 1 h 40 minut (bez przerwy)
Występują
Recenzje
Rowerzyści – na poważnie i współcześnie
Gorzko komentuje współczesność Volker Schmidt w komediodramacie „Rowerzyści”. Uwaga autora tego sprawnie napisanego tekstu koncentruje się na kryzysie relacji w związku i rodzinie, niespełnieniu i poszukiwaniu doznań uzupełniających życie bohaterów. Podkreślone w scenografii słowa „niewiele brakuje” komentują ich życie wewnętrzne, ale skierowane są też do widzów.
Po serii lekkich komedii Teatr Miejski w Gdyni powrócił do poważniejszej tematyki. Zaproszenie do współpracy (nie po raz pierwszy zresztą) reżysera Krzysztofa Rekowskiego zaowocowało udaną premierą na małej scenie. „Rowerzyści” to sztuka napisana nowocześnie, poruszająca współczesne tematy i przejmująca. Od reżysera oraz aktorów tekst wymaga utrzymania proporcji między tym co poważne, a momentami przerysowanymi i zabawnymi. Nie brak tu skrajnych emocji i głębszej refleksji.
– Wybrałem dla tego spektaklu małą scenę, ze względu na bezpośredni kontakt widzów z aktorami, która pozwala na pewną powściągliwość gry – zaznacza Krzysztof Rekowski. – Przestrzeń nie jest jednak łatwa, występuje tu dużo różnych miejsc, siłą rzeczy umownie tylko zarysowanych.
Zmiany miejsc akcji bywają tu rzeczywiście wręcz filmowe. Wielokrotnie wychodzimy poza przestrzeń czterech ścian gabinetów i pokojów. Fakt, że wciąż pozostajemy jednak w zamkniętej przestrzeni teatru wydaje się oddziaływać na widza dodatkowo – zostaliśmy tu przecież (wciąż w ograniczonej przestrzeni) z problemami, z którymi borykają się oglądane przez nas postaci.
– To bardzo dobry tekst – mówi Piotr Michalski, grający jedną z głównych ról (Manfreda). – Niezwykle precyzyjny i dobrze przetłumaczony.
– Mała scena pozwala na utrzymanie intymności z aktorami i utożsamienie się z postaciami – dodaje Martyna Matoliniec, obsadzona w roli córki Manfreda, Liny.
Nieszczęśliwi w rodzinnych i osobistych relacjach bohaterowie „Rowerzystów” szukają skrajnych doznań, bronią się przed pustką w sposób nieetyczny, egoistyczny, krzywdzący dla innych, przechodzą przez trudne doświadczenia. Warto przeżyć je oglądając spektakl, zanim staną się naszym doświadczeniem.
Wyobcowani
„Rowerzyści” Volkera Schmidta w reż. Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Małgorzata Zalewska w Teatrze Dla Wszystkich.
Dziwne uczucie niedosytu, znaku zapytania i bezradności towarzyszy mi od momentu zakończenia spektaklu pt. „Rowerzyści” Volkera Schmidta. Premierę miałam przyjemność oglądać 8 lutego na deskach, a właściwie w foyer Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Zwykle powieści, sztuki teatralne, opowiadania, filmy są zwieńczone puentą, zakończeniem, dobrym lub złym, ale zawsze rozwiązującym problemy bohaterów i pozostawiającym czytelnika lub widza w błogim przekonaniu, że oto był świadkiem życia bohaterów, ale nie musiał w nim uczestniczyć. Był świadkiem i doczekał się rozwiązania. Tym razem jest inaczej. Zostaliśmy zaproszeni do „tu i teraz” bohaterów i w nim zostajemy.
Po „Rowerzystów”, ciekawy tekst o kondycji współczesnego człowieka autorstwa Volkera Schmidta, sięgnął Krzysztof Rekowski. Volker Schmidt, pisarz, reżyser i aktor, za „Rowerzystów” w 2007 roku otrzymał główną nagrodę i nagrodę publiczności na festiwalu w Heidelbergu – Heidelberger Stuckemarkt. I bardzo słusznie, bo tekst jest znakomity, w sposób nienachalny porusza problemy współczesnego człowieka na każdym etapie jego rozwoju, analizuje wzajemne relacje, poddaje ocenie kondycję rodziny w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie. Wśród bohaterów znajdujemy małżeństwo Manfreda i Anny, ich nastoletnią córkę Linę, przyjaciela rodziny Alberta oraz Justynę, rozwiedzioną i samotnie wychowującą syna Tomka. Jak to w życiu bywa, ich losy krzyżują się i przeplatają. I tak Justyna, mająca romans z Manfredem, wchodzi w relację z Alfredem, Anna deprawuje syna Justyny, Manfred z uporem maniaka uprawnia swój ogród i modernizuje dom, próbując w ten sposób uszczęśliwić bliskich, Lina stara się nawiązać bliższą relację z Tomkiem. A wszystkich łączy jedno – jazda na rowerze. To antidotum na stres, kłopoty, frustracje i wszelkiego rodzaju trudności. Jazda na rowerze, drogim oczywiście, w odpowiednio dobranym stroju jest antidotum na całe zło, niemoc i brak więzi. Autor sięga jeszcze głębiej i w pozornie błahych dialogach ukazuje nam zawiłości wzajemnych relacji: płytkich, zogniskowanych na sobie i choć pozornie dedykowanych najbliższym, tak naprawdę uspakajających własne sumienie (Manfred). Brak zrozumienia drugiego człowieka, brak odpowiedzi na jego potrzeby przy zaspokojeniu własnych (Anna w relacji z córką). Anna w ogóle jest postacią destrukcyjną, wnoszącą niepokój i burzącą uporządkowany świat innych. Sama odrzuca wszelkie konwenanse i zmusza wszystkich do zastanowienia się nad sensem życia. Niemożność przebaczenia samej sobie śmierci syna i próba zrzucenia odpowiedzialności na innych doprowadzają do tragedii. Odpowiedzialność – to słowo klucz i każdy z bohaterów o niej mówi. To nie tylko heroiczne poświęcenie dla innych, to także wzięcie odpowiedzialności za własne życie, za własne decyzje (Albert). Gdy chłopak postanawia porzucić życie beztroskiego singla, okazuje się, że go to przerasta. I wreszcie przykład postawy życiowej pokazującej, że można być dorosłym człowiekiem, a jednocześnie kompletnie niedojrzałym emocjonalnie, zagubionym i wiecznie szukającym „swojego szczęścia” kosztem najbliższych (Justyna). Na tle dorosłych widzimy dwoje dzieci zostawionych samym sobie, bez wzorców i kontroli. Zgubiona, niepewna, pusta emocjonalnie Lina i nad wyraz dojrzały i lekko zdziwaczały Tomek. Obserwujemy sześciorga bohaterów „tu i teraz”. Żadne okoliczności zewnętrzne, uwarunkowania historyczne czy nadzwyczajne zdarzenia nie mają miejsca, ot zwykłe życie klasy średniej. Jak w soczewce pokazana kondycja współczesnego społeczeństwa, powierzchownego i zagubionego, płytkiego i merkantylnego. To wszystko obserwujemy i tego doświadczamy na spektaklu „Rowerzyści”, znakomicie wyreżyserowanym przez Krzysztofa Rekowskiego, który wykorzystał walory tekstu i wspaniale poprowadził aktorów przez jego meandry. Brawo! To wielka umiejętność, wielki dar i talent, który – mam nadzieję – jeszcze rozkwitnie.
Zresztą brawa należą się całemu zespołowi realizatorów: Robertowi Wożniakowi za minimalistyczną acz sugestywną scenografię i kostiumy, Sławomirowi Kupczakowi za muzykę doskonale budującą nastrój, Emilii Sadowskiej za stonowane projekcje video, a także Oldze Barbarze Długońskiej, Beacie Buczek-Żarneckiej, Martynie Matoliniec, Rafałowi Kowalowi, Piotrowi Michalskiemu i Krzysztofowi Berendtowi za świetne kreacje aktorskie. Wymieniam wszystkich jednym tchem, ponieważ wszyscy zasługują na gratulacje, nie potrafię wymienić lepszej lub gorszej roli, każda została zbudowana i zagrana bardzo solidnie i wnikliwie, każda wzbudzała emocje i na długo została w mojej pamięci. Bardzo się cieszę, że byłam świadkiem tego wspaniałego wydarzenia artystycznego i zachęcam do jego obejrzenia.
A wracając do poczucia zawodu, o którym pisałam na początku, to przecież „tu i teraz” trwa i bywa bolesnym doświadczeniem. Sugestywność przedstawienia spowodowała, że gdy biłam brawo na zakończenie, miałam wrażenie, jakbym właśnie przejrzała się w lustrze, a w głowie złowieszczo brzmiały mi słowa Mikołaja Gogola: „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”.
Tak niewiele im brakuje
Tak niewiele im brakuje. Po premierze „Rowerzystów” w Teatrze Miejskim w Gdyni
Teatr Miejski w Gdyni przełamał złą passę całkiem udanym kameralnym dramatem „Rowerzyści” w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego.
Szczęściarze – wydawać by się mogło. Mają rodziny, pracę, pieniądze, własne pasje, są zdrowi, mieszkają w dobrej dzielnicy.
Kostiumografka Justyna (Olga Barbara Długońska), mama nastoletniego syna (Krzysztof Berendt) właśnie zrywa wieloletni romans z lekarzem Manfredem (Piotr Michalski), by związać się z Albertem (Rafał Kowal), szefem agencji reklamowej, dla której pracuje.
Manfred i jego żona Anna (poruszająca rola Beaty Buczek-Żarneckiej), choć od śmierci ich syna minęło siedem lat, pewnie utknęliby w traumie, gdyby nie mieli jeszcze córki Liny (Martyna Matoliniec). Lina i Tomek z czasem się zaprzyjaźnią. On pedantyczny, zafiksowany na własnym hobby – portretowaniu nieboszczyków, ona uczy go otwartości na świat i ludzi, żywych ludzi.
Wszystkich łączy pasja do pedałowania na rowerze. To ich hobby i sposób na relaks, Jednak dla Manfreda rower jest czymś więcej – nie tylko okazją do ucieczki od kłopotów, ale także zatracenia się w sporcie i balansowania na granicy ryzyka.
Najciekawszą postacią tej historii jest Anna – kobieta wewnętrznie złamana, żyjąca bez celu, która nie widzi dla siebie miejsca ani zadania. Radość życia uleciała z niej wraz ze śmiercią syna, teraz raczej egzystuje. Na przekór wszystkim także ona lubi ryzykować, to jedyny rodzaj aktywności, jaki jeszcze przejawia. Może tylko wtedy naprawdę jest sobą?
Spektakl według tekstu Volkera Schmidta i w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego (wcześniej zrealizował w Teatrze Miejskim „Czar molekuły”), z minimalistyczną scenografią Roberta Woźniaka i oprawą dźwiękową Sławomira Kupczaka, pokazuje współczesny świat ludzi zagubionych, złamanych, z podciętymi skrzydłami.
Na ile skrzywdził ich los, a na ile sami go sobie zgotowali – na te pytania widz musi odpowiedzieć sobie sam.
Volker Schmidt „Rowerzyści”, reżyseria i światło Krzysztof Rekowski, przekład Jack St. Buras, scenografia i kostiumy Robert Woźniak, kompozytor Sławomir Kupczak, projekcje Emilia Sadowska. Obsada: Olga Barbara Długońska, Rafał Kowal, Beata Buczek-Żarnecka, Piotr Michalski, Martyna Matoliniec, Krzysztof Berendt. Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni (Mała Scena), premiera 8 lutego 2025 r.
Rozczarowanie, niespełnienie, poczucie, że jest się obok, a nie razem – z takimi emocjami mierzą się m.in. Anna (Beata Buczek Żarnecka) i Manfred (Piotr Michalski), bohaterowie „Rowerzystów”.
Na pozór szczęśliwi i spełnieni ludzie w rzeczywistości skrywają traumy i życiową nieporadność, która prowadzi do cierpienia, wyobcowania i myśli depresyjnych. Nieumiejętność bycia „tu i teraz” oraz pułapki konsumpcyjnego stylu życia punktuje przenikliwy komediodramat „Rowerzyści”, który z powodzeniem w Teatrze Miejskim w Gdyni wystawił Krzysztof Rekowski.
Poznajemy dwie rodziny z jednej ulicy. Oni i córka oraz ona i syn. Do tego przyjaciel domu jednych i – niebawem – częsty gość w domu drugich. Wydaje się, że wszystko jest poukładane i na swoim miejscu. Manfred i Anna pracują by stać ich było na odrobinę luksusu. Oboje mają prestiżowe zawody i poukładane życie. Ich córka Lina ma wszystko, poza ciepłą rodzinną atmosferą. Nie umiemy już ze sobą rozmawiać – stwierdza jednak w pewnym momencie Anna.
Z kolei Justyna, matka 15-letniego Tomka, stara się spełniać oczekiwania Alberta, właściciela agencji reklamowej. Będzie to o tyle łatwe, że zainteresował się on właśnie nie tyle jej pracą, co nią samą. Na kolejny romans matki z niesmakiem patrzy jej syn, który „wychowuje się” sam i rozwija upiorne hobby – rysowanie nieboszczyków.
Czy w takim świecie młodzi są w stanie zbudować nową jakość czy powielą błędy rodziców?
Słowa, która padają zaraz na początku – „niewiele brakuje” – definiują całą sztukę Volkera Schmidta „Rowerzyści”. Każdy z dorosłych dokądś pędzi – podąża za własnymi oczekiwaniami. Jednak w końcu zmuszony jest skonfrontować się z niewygodną prawdą o sobie i swoim życiu oraz odkrywa jak cienka granica oddziela dobre samopoczucie od poczucia życiowej klęski.
Mottem sztuki „Rowerzyści” jest slogan reklamowy „niewiele brakuje”.
Tytułową jazdę na rowerze widzowie Małej Sceny na foyer Teatru Miejskiego obserwują w projekcjach wideo przygotowanych przez Emilię Sadowską) na umieszczonej centralnie ścianie scenografii. Tę prostą, funkcjonalną przestrzeń stworzył odpowiadający również za ciekawe kostiumy Robert Woźniak).
Nasi rowerzyści, bohaterowie sztuki, „pedałują” równolegle dla scenicznej. Ta jazda obrazują emocje pomiędzy bohaterami w poszczególnych scenach. Niekiedy staje się formą ucieczki od problemów czy formą rozładowania negatywnych emocji.
Relacje, które dotąd łączyły bohaterów, wyraźnie ulegają korozji. Dotychczasowe układy przestają funkcjonować, pojawiają się nowe, zupełnie nieoczekiwane, które przynoszą więcej cierpienia niż spełnienia.
„Rowerzyści” to właściwie dwa światy – świat dorosłych i świat nastolatków. Ci ostatni spotykają się przy wiacie śmietnikowej. Ekscentryczny, pedantyczny Tomek od razu zaciekawia zbuntowaną Linę. Przez moment zdaje się, że w świecie powierzchownych emocji, kłamstw i półprawd, wreszcie wydarzy się coś autentycznego.
Spektakl z dużym wyczuciem reżyseruje specjalista od pogodno-melancholijnych komediodramatów Krzysztof Rekowski, którego wyreżyserowane w Teatrze Wybrzeże „Zwyczajne szaleństwa” należały do najdłużej granych przedstawień w Trójmieście.
Świat pędzi coraz szybciej, jednymi z ofiar permanentnego pośpiechu są dzieci, które „wychowują się same”.
Pustka egzystencjalna, potrzeba przeżycia czegoś prawdziwego, jakiś niewysłowiony głód życia także w „Rowerzystach” znakomicie rezonuje. Podobnie zresztą jak humor, którego tu nie brakuje.
Reżyser zadbał o gęstą dramaturgię, a autor warstwy brzmieniowej Sławomir Kupczak bardzo oszczędnie dokłada pojedyncze dźwięki, świetnie wkomponowane przez akcję spektaklu. Opłaciło się zawierzyć aktorom. Nie ma tu zdecydowanego lidera, ale jest wiele szczerych emocji.
Najciekawszą postać Tomka, bardzo nietypowego nastolatka, gra Krzysztof Berendt. Tomek wydaje się najluźniej związany ze światem bohaterów. To pogrążony we własnym świecie autsajder o wrażliwości artysty, nieco zdziwaczały i jeszcze bardziej zagubiony, a przy tym zawadiacko bezczelny dzieciak.
Szeroką gamę zachowań zbuntowanej nastolatki w postaci Liny pomieściła Martyna Matoliniec. Wiarygodnie emocje samotnej, poszukującego poważnego partnera kobiety oddaje Olga Barbara Długońska w roli Justyny. Również Piotr Michalski jako Manfred i Rafał Kowal w roli Alberta kreślą autentyczne portrety współczesnych 50-latków, którzy muszą dokonać nieprzyjemnej weryfikacji swoich przekonań z rzeczywistością.
Jedynie Anna grana przez Beatę Buczek-Żarnecką na tym tle wypada nieco słabiej. Aktorka wydaje się zdystansowana do roli kobiety, która rezygnuje z życia pod dyktando innych. Jej kwestie pełne są goryczy, szczególnie wtedy, gdy ukazuje bezradność swojej bohaterki, dokonującej kolejnych przekroczeń (znakomita scena w sklepie z córką). Jednak blado wypada kluczowy monolog, który brzmi po prostu mało wiarygodnie.
„Rowerzyści” nie dają łatwych diagnoz, lecz w przystępny sposób ukazują człowieka w kryzysie. Każdy z bohaterów czuje się wybrakowany. Wszystkim „niewiele brakuje”, co bardzo umiejętnie i bez dosłowności wydobył z tekstu Krzysztof Rekowski. To jeden z tych spektakli, który rezonuje na długo po ustaniu gorących, zasłużonych braw.