Karol Olgierd Borchardt
Premiera
Znaczy Kapitan
Kultowa pozycja w Gdyni. Słynni kapitanowie, statki parowe, transatlantyki i legendarne żaglowce. Morze, humor, kobiety. Po prostu „Znaczy kapitan”
Pełen radości i humoru hołd złożony legendarnemu kapitanowi floty morskiej Mamertowi Stankiewiczowi. Porywająca kronika pionierskiej epoki w dziejach naszej floty morskiej. Głęboka woda, wielka przygoda i piękne kobiety. Obowiązkowa pozycja nad morzem.
Realizacja
Adaptacja: Paweł Huelle
Reżyseria: Krzysztof Babicki
Scenografia: Marek Braun
Projekcje: Wojciech Kapela
Kostiumy: Jolanta Łagowska-Braun
Muzyka: Marek Kuczyński
Choreografia: Katarzyna Maria Migała
Światło: Marek Perkowski
Asystent reżysera: Maciej Wizner
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Krzysztof Dąbek
Producentka: Ewa Szulist
Czas trwania: 1h 40 min (bez przerwy)
Występują
Recenzje
Znaczy, idziemy do teatru!
Zabawne, wzruszające morskie opowieści, pogmatwane polskie losy, a w tle międzywojenne szlagiery i Gdynia, czyli prapremiera sztuki Pawła Huelle (adaptacja książki Karola Olgierda Borchardta) – „Znaczy kapitan” w reżyserii Krzysztofa Babickiego.
Czytaj więcejZnaczy, idziemy do teatru!
Borchardt na morzu spędził 35 lat. W 1928 roku ukończył Szkołę Morską w Tczewie. Służbę rozpoczął będąc jeszcze studentem na żaglowcu „Lwów”. Pływał na wielu statkach, w tym na pasażerskich transatlantykach. Podczas wojny walczył na morzu, przeżył zatopienie statków „Piłsudskiego” i „Chrobrego”. Po wojnie w 1941 roku zamieszkał w Gdyni na Kamiennej Górze. Tu powstawały jego książki: „Szaman morski”, „Kolebka nawigatorów”, „Znaczy kapitan” i inne.
Zbiór barwnych opowieści
Należę do gorących miłośniczek jego prozy. „Znaczy kapitan” to nie tylko wspaniałe morskie opowieści, ale też wzruszający portret czasów entuzjastów walczących o polską flotę, czasy budowania naszej morskiej potęgi, gdy słowo patriotyzm tak wiele znaczyło. Jednak adaptacja tej książki dla teatru wydawało mi się zadaniem karkołomnym, bo jest to raczej materiał na serial. Ciekawa byłam ogromnie, jak Paweł Huelle poradzi sobie z tym tekstem. Poradził sobie wybornie, sprytnie wprowadzając do sztuki narratora, dyskretnie przeprowadzającego nas przez zawiłości akcji, gra go Dariusz Szymaniak. To chyba najciekawsza rola w tym spektaklu. Losów Borchardta nie śledzimy w porządku chronologicznym. Wędrujemy w czasie i z miejsca na miejsce, raz jesteśmy na „Piłsudskim”, raz na polskim żaglowcu szkolnym „Lwów”, aby po chwili trafić na „Polonię”. Postacie pojawiające się na scenie budzą naszą niekłamaną sympatię. Świetni są aktorzy: Maciej Wizner, Szymon Sędrowski i Krzysztof Berendt wcielający się w bohaterów tej opowieści, szkolnych kolegów czy oficerów marynarki.
Statek za 10 groszy
Uśmiechamy się, gdy pojawia się Grzegorz Wolf jako Profesor czy Rabin usiłujący za 10 groszy kupić od kapitana Mamerta statek. Dlaczego? Wielbiciele książki znają odpowiedź. Nawet Maciej Sykała w niewielkiej roli starszego oficera Konstantego budzi nasz uśmiech.
Oczywiście, głównymi bohaterami sztuki są Karol Olgierd Borchardt, w tej roli Mariusz Żarnecki oraz kapitan Mamert Stankiewicz („znaczy kapitan”) – gra go Piotr Michalski, który
zbudował tę postać oszczędnymi środkami wyrazu.
Ukochana Wileńszczyzna
Największy ciężar spoczywa na Mariuszu Żarneckim, który robi wszystko, abyśmy pokochali jego bohatera. Mówi z lekko wileńskim akcentem,
bo też w sztuce nie mogło zabraknąć nostalgicznych scen związanych z ukochanym Wilnem Borchardta. Są wzruszające chwile, jak ta, kiedy Karol Olgierd Borchardt, zjawia się na małym szkockim cmentarzu, gdzie został pochowany Mamert Stankiewicz. Rozmawia ze swoim dowódcą. Mówi, jak ważnym był dla niego człowiekiem: „Nie chciałbym, żeby to, co mówię, wydawało się Panu przemówieniem nad trumną. Przyjechałem powiedzieć, że nigdy o Panu nie zapomnę. Dla mnie pozostanie Pan wiecznie żyjącym. Teraz właśnie rozumiem w pełni legendę, według której dobrzy żeglarze nigdy nie umierają”. I… obiecuje kapitanowi, że opisze jego losy.
Scenografia Marka Brauna to pusty pokład, na którym rozgrywa się akcja. Ciekawe są wizualizacje Wojciecha Kapeli (udane prezentacje elementów żeglarskiego olinowania czy morskich fal). Ktoś może zdziwić się, że pojawiły się tu róże, tymczasem wielbiciele Borchardta wiedzą, że kapitan kochał kwiaty. Spektakl wzrusza i bawi, akcja utrzymana jest w dobrym tempie, sceny zmieniają się płynnie, a my wkraczamy w romantyczną epokę żaglowców i transatlantyków, męskiej przyjaźni wierności i honoru. Dobrze, że teatr sięgnął po ten tekst, a że każdy ma własne wyobrażenie jaki był Karol Olgierd Borchardt – więc widzowie będą zapewne gorąco się spierać, czy jest to postać wiernie ukazana. Cóż, mogę jeszcze dodać? Znaczy, idziemy do teatru!