Plakat OŻENIĆ SIĘ NIE MOGĘ

Aleksander Fredro

Premiera

OŻENIĆ SIĘ NIE MOGĘ

Sława, błysk fleszy, news, moda i wielka gra.

Czy chodzi o to, żeby się ożenić zdobywając serce i rękę ukochanej, czy raczej o to, by choć na jeden dzień być gwiazdą plotkarskich portali. Pieniądze, znajomości, szantaże i kompromitujące listy, to narzędzia do osiągnięcia tego celu. Ale, czy w sieci kłamstw, intryg i zamiany ról, gdzie paparazzi nie odstępują bohaterów na krok, wszystko dobrze się skończy?

„Ożenić się nie mogę” Fredry to nie tylko napisana z humorem, brawurą i przewrotnością komedia o miłosnych perypetiach kilkorga bohaterów, ale przede wszystkim zaskakująco aktualna rzecz o tym, że głupota i próżność się nie starzeją. To klasyka w dizajnerskim kostiumie.

 

Spektakl bierze udział w Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa” realizowanym dla uczczenia przypadającego w 2015 roku jubileuszu 250-lecia teatru publicznego w Polsce. Konkurs organizuje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego
Spektakl zagrany zostanie w dniu finału Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej KLASYKA ŻYWA w ramach obchodów 250-LECIA TEATRU PUBLICZNEGO W POLSCE. O godzinie 19:00 zapraszamy widzów na ogłoszenie werdyktu, którego emisja poprzedzi spektakl.

Realizacja

Reżyseria, scenografia i opracowanie muzyczne: Grzegorz Kempinsky
Kostiumy: Barbara Wołosiuk
Światło: Maria Machowska
Asystent reżysera: Rafał Kowal


Czas trwania: 100 minut z przerwą

Występują

Recenzje

Parcie na szkło

„Ożenić się nie mogę” to powrót Teatru Miejskiego do świetnej formy i świetny sposób na jesienną melancholię.

Czytaj więcej

Parcie na szkło

To Aleksander Fredro powinien być naszym wieszczem narodowym, a nie pesymiści: Mickiewicz, Słowacki i Norwid. Niestety my Polacy tak mamy, że łatwiej nam narzekać na wszystko niż cieszyć się z drobnych nawet sukcesów.
Najnowszy spektakl Teatru Miejskiego w Gdyni w reż. Grzegorza Kempinskyego w pomyśle inscenizacyjnym przypomina gdyńskiego „Chorego z urojenia” w reż. Tomasza Mana – jednak przewyższa go na każdym polu. Zdecydowanie lepsza jest gra aktorów, zachwyca zwłaszcza Beata Buczek-Żarnecka, która rolą Hermenegildy udowadnia, że jest największą aktorką Teatru Miejskiego. W spektaklu jest divą, która obawia się kompromitacji poprzez ujawnienie jej listów miłosnych przez dawnego kochanka. W tej roli jak zawsze rewelacyjny Szymon Sędrowski.
Gra aktorów doskonale uzupełniona jest przez piękne kostiumy autorstwa Barbary Wołosiuk oraz scenografię autorstwa reżysera. Wizualną oprawę spektaklu określić można jako wyważoną elegancję. W centrum sceny umieszczono wybieg, po którym przechadzają się niczym podczas pokazu mody aktorzy. Niektóre stroje wyglądają zresztą jakby wyszły spod ręki sławnego stylisty – uwagę przykuwa zwłaszcza kostium Szymona Sędrowskiego. Z kolei strój Rafała Kowala, który wciela się w rolę Floriana, jest skomponowany z przesadnej ilości kontrastujących wzorów i faktur. Jego strój wzmacnia komediowy charakter postaci.
Aktorzy pokazali umiejętności komediowe na najwyższym poziomie, sięgając często do gagów i farsy – co w sztuce Fredry jest jak najbardziej na miejscu. Rafał Kowal rozśmiesza widownię próbując znaleźć sobie miejsce do siedzenia na której znajduje się tylko jeden fotel. Zza kulis wynosi coraz to nowe, absurdalne rekwizyty. Świetny jest także Piotr Michalski w roli służącego (ale noszący strój matadora), który przypominającą telewizyjny talk-show dyskusję o wdowcach próbuje przetłumaczyć na język migowy. W czasie spektaklu widownia kilkakrotnie nagradza aktorów, nie czekając na kurtynę.
Aktorzy raz po raz przerywają grę i ustawiają się na tle ustawionych z boku sceny banerów z logo Teatru. Jak podczas konferencji prasowej udzielają wywiadu nie zwracającej na nich zbytniej uwagi dziennikarce (Marta Kadłub). W sztuce sporo jest odniesień do współczesnego świata mediów i gwiazd seriali. Wszystkich bohaterów sztuki, mimo ich różnych charakterów i motywacji, łączy jedno – każdy chce na chwilę stanąć w błysku fleszy. Nawet policjant (Mariusz Żarnecki) ma swoje pięć minut przed kamerą. Aktorzy wypowiadając swoje role co chwilę zastygają w bezruchu, ze sztucznym uśmiechem na twarzy, by zapozować do zdjęcia. Pragnienie bycia zauważonym i docenionym przysłania im ich pierwotne cele. Puenta spektaklu jest słodko-gorzka. Zamiast słuchać siebie nawzajem, wolimy mówić – zwłaszcza gdy mamy okazję powiedzieć coś do obiektywu.
Inscenizacja Kempinsk’yego sprawia, że archaiczny język Aleksandra Fredry zyskuje nowe życie. Sztuka jest zagrana z dużą werwą, skrzy się dowcipem – zarówno słownym jak i sytuacyjnym. Dawno już tak dobrej komedii w trójmiejskim teatrze nie było. „Ożenić się nie mogę” to powrót Teatru Miejskiego do świetnej formy i świetny sposób na jesienną melancholię.
Katarzyna Gajewska

Nie wszystko na sprzedaż

Jeśli już uda mi się was zanęcić na ten spektakl, zobaczycie tak równe i dynamiczne przedstawienie, jakiego ja sama dawno, oj za dawno nie widziałam!

Czytaj więcej

Nie wszystko na sprzedaż

Istnieje pewna kategoria reżyserów, na których premiery przemierzę osiem i pół godziny pociągiem – bo wiem, że warto, że trzeba, że powinnam. Najpierw jest frajda, że spotykam kogoś „z mojej chmurki”. Potem radość z cudzych owoców trudu, potu, łez i krwi – ozdobiona wybuchami mojego śmiechu na widowni. Wreszcie to najważniejsze: refleksja, pytania, znaki zapytania… Kocham ten stan, kiedy wychodzę z widowni i mam więcej pytań niż odpowiedzi!
Dla najnowszego „dziecka teatralnego” na scenie gdyńskiego Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza – czyli „ Ożenić się nie mogę” Aleksandra Fredry w reżyserii Grzegorza Kempinsky’ego – przemierzyłam najpierw pół Polski, potem pół Trójmiasta; ale warto było!
Kiedyś, czyli w 1856…
Zamożny kupiec Grzegorz Gdański pojął za żonę piękną arystokratkę Hermenegildę. Siłą rzeczy zostawił handel, zmienił klasę społeczną, styl życia, status społeczny. Nie zmienił jednak nawyków i charakteru: kto raz zajrzał w oczy Zielonego Potwora Zazdrości i Niepewności, na zawsze jest już Jego! Zmorą Grzegorza stał się były epuzer jego żony, niejaki pan Milder. Przez dwa lata małżeństwa przydawał żonie wszechobecny cień Macieja – swego totumfackiego – śledził każdy jej krok, sprawdzał, nie dowierzał.
Na dodatek sam ciż aniołem nie był: jakoś tak zapomniało mu się uwiadomić małżonkę, że kiedyś był żonaty, jest wdowcem i ma dorosłą córkę. Taki drobiazg, no banał po prostu. Obecna małżonka wdowców bowiem uważa za gorszy gatunek mężczyzn, a już ci z dziećmi, którzy chcą się powtórnie żoną obdarzyć, to dla niej istne wynaturzenie! Żona znowuż sama święta nie jest – jakieś listy, wielbiciele, gierki w bogatą wdowę, romansik tu czy tam, flircik… Jakby bycie wierną mężczyźnie poślubionemu było hańbiące?!
W to wszystko jeszcze dwa grzyby do barszczu: dorosła już córka Julia, która się chce wydać (właściwie to już jest mężatką, a od ojca zamierza uzyskać przyrzeczony jej kiedyś posag)… No i na domiar złego (alboż i dobrego) matołkowato-pechowaty przyjaciel pana domu, Florian Florek. Nic on ciż nie zawinił, on się tylko po prostu wreszcie i raz na zawsze ożenić chciał! Ogólnie mówiąc, w wersji teatralnej zwano takie coś farsa alboż burlesque; Aleksander hrabia Fredro był niekoronowanym mistrzem tego gatunku.
Teraz, czyli w 2014 roku…
Potentat biznesowy bierze za żonę piękną gwiazdę sceny i filmu z arystokratycznym rodowodem. Siłą rzeczy musi unieść sławę i część wizerunku swej połowicy: dieta, fitness, dbanie o wizerunek, wygląd, stylizacja, nienaganna dykcja, życie w nieustannym dźwięku fleszy i winderów. Ciągłe uważanie na to, co się mówi, kiedy, do kogo, w jakim kontekście, co z tego wynika, no i wreszcie najważniejsze: jaki z tego kontekst wywleką wszechobecne i wszechwiedzące media?! Takie życie może stresować, takie życie wykańcza… Na pokaz, na sprzedaż, życie jak szyba, jak lustro dla gawiedzi i tabloidów…
(…) Kolejna strona: mieć czy być?
Czy Erich Fromm wiedział jak żyć?
W rzeczywistości ciągłej sprzedaży,
Gdzie „być” przestaje cokolwiek znaczyć. (…)”
Gdzieś pomiędzy, czyli gorzka prawda….
Nigdy bym nie przypuszczała, że tekst chłopaków z Mysłowic tak przystaje jak druga skóra do rzeczywistości hrabiego Fredry – ale taka jest prawda. Dzisiaj nie ma już śledzących służących – są programy szpiegujące, monitoring, agencje detektywistyczne, portale typu przylapgonazdradzie.pl… Nie ma kompromitujących listów i groźby męża, który się rozwiedzie i nie zostawi grosza – są zdjęcia na społecznościówkach, maile , SMS-y, podstawieni w ściśle określonym celu wielbiciele. Inna sprawa to to, że „w miarę jedzenia apetyt rośnie, a ludzie głupieją i tracą kontrolę nad sobą i swoim życiem”!
Tekst Fredry i spektakl Grzegorza Kempinsky’ego to zasadniczo farsa, ale podszyta grubo, oj grubo refleksją. Jacy jesteśmy, jak ogłupiają nas media, sława – zazwyczaj chwilowa podrasowana „sodówką” i przyprawiona sekundowo-fleszowym sukcesem Anno Domini 2014; jesteśmy i kim się stajemy, jeśli akurat Pani Fortuna czule nas w usta pocałuje i do łona utuli? No kim?
Tak na koniec…
Końcowa konkluzja nasuwa się sama – gorzka, prawdziwa do bólu, nieuchronna jak upływ czasu. Jak to się dzieje, że ludzie (zwłaszcza show business) pozostają ludzcy, logiczni, myślący i inteligentni do momentu, póki nasza kochana Stolyca ich w swe macki i szpony nie zwabi, no jak? Po takiej przeprowadzce, zmianie teatru, agencji aktorskiej itp. itd. w większości wypadków i karier (SIC?!) zaczyna się proces zwany „budowaniem wizerunku medialnego”. Czyli te wszystkie koszałki androny, które tak zwane gwiazdy i celebryci wszelkiej maści i wody wymyślają na okoliczność wywiadów w mediach wszelakich, daje się czytać TYLKO bezpośrednio na fotelu dentystycznym – celem śmierci ze śmiechu! Głupota bowiem nie boli, ale już Ezop wiedział, że uleczalna to ona też nie jest.
Kropka nad I…
Jeśli już uda mi się was zanęcić na ten spektakl, zobaczycie tak równe i dynamiczne przedstawienie, jakiego ja sama dawno, oj za dawno nie widziałam! Jednak dwie perły z tej aktorskiej kolii to ja jednak wysupłać muszę. Po pierwsze: szanowny Szymonie Sędrowski, kiedy ostatnio któryś dyktator mody chciał, żebyś u niego chodził w finale pokazu? Jak to dobrze, że tym razem zyskuje Teatr, a traci Design! Pan Milder jest przekomiczny, pozostając stylowym i dynamicznym. Po drugie: to, co Piotr Michalski jako Maciej, lokaj i kamerdyner Gdańskich wyczynia i wyrabia ze swymi kończynami i całą swoją postacią, to już wyższa szkoła jazdy. Na dodatek genialnie uzdolniony w kwestii języka migowego! Reszta do samodzielnego oglądu i osądu, tudzież śmierci ze śmiechu na widowni – gwarantuję, nie pożałujecie ani sekundy!

Perypetie pechowca Floriana Florka

Sezon w Teatrze Miejskim w Gdyni rozpoczęła rzadko grywana komedia hrabiego Aleksandra Fredry Ożenić się nie mogę, jedna z ostatnich, jakie napisał. Nie była ona w Trójmieście wystawiana, a w Polsce chyba raz po wojnie. Być może teatrom wydawało się,...

Czytaj więcej

Perypetie pechowca Floriana Florka

Każda scena w tym spektaklu jest arcyzabawnie wymyślona i perfekcyjnie dopracowana, a każda rola zachwyca.
Ożenić się nie mogę to perypetie pechowca Floriana Florka, który bezskutecznie szuka żony – w tej roli Rafał Kowal (świetny jak zawsze). Niewątpliwie jednak najzabawniejszy jest Piotr Michalski, grający służącego Macieja, który niewiele mówi, a jednak samym swoim pojawieniem wzbudza salwy śmiechu. Jedną z najlepszych scen w spektaklu jest ta, gdy siada pomiędzy córką a żoną Pana Gdańskiego i przekłada ich rozmowę na język migowy – dostaje brawa przy otwartej kurtynie. Interesującą postać Pana Gdańskiego, wdowca uwikłanego w małżeństwo ze znacznie młodszą Hermenegildą (Beata Buczek – Żarnecka), stworzył Eugeniusz Krzysztof Kujawski. Ta para bawi widownię, jednocześnie znakomicie podając tekst Fredry. Córkę Gdańskiego z pierwszego małżeństwa, Julkę, leciutko i dowcipnie zagrała Monika Babicka – to jedna z najlepszych ról tej aktorki w ostatnim czasie.
Cała trójka sprawiła, że tekst brzmi absolutnie współcześnie. Ponadto bawił nas Szymon Sędrowski, który wczoraj został mistrzem mowy polskiej. Na scenie staje się mistrzem uwodzenia swoich partnerek. W tym spektaklu nawet postacie drugiego planu zwracają uwagę i pozostają w pamięci. Intryguje eteryczny listonosz (w tej roli Andrzej Redosz), śmieszy próżny i krygujący się policjant Mariusz Żarnecki. Pięknie ubrała panie Barbara Wołosiuk, podkreślając kostiumem ich wdzięk i jednocześnie charakter każdy postaci.
Ożenić się nie mogę jest spektaklem w pełni autorskim. Grzegorz Kempinsky nie tylko opracował tekst, wyreżyserował przedstawienie, ale jest także autorem scenografii i dowcipnej, efektownej ścieżki dźwiękowej.
Ta pozornie błaha komedyjka opowiada o tym, że głupota i próżność towarzysza ludziom w każdym czasie.
Na pewno sprawi, że współcześni widzowie będą chcieli przejrzeć się w tym Fredrowskim zwierciadle.

Celebryci u Fredry

Śmiech i brawa przerywały sobotnią premierę komedii „Ożenić się nie mogę” w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Czytaj więcej

Celebryci u Fredry

Celebryci u Fredry. Premiera „Ożenić się nie mogę” w gdyńskim Teatrze Miejskim

Śmiech i brawa przerywały sobotnią premierę komedii „Ożenić się nie mogę” w Teatrze Miejskim w Gdyni. Mimo, że tekst hrabia Aleksander Fredro napisał w połowie XIX wieku, reżyser Grzegorz Kempinsky spojrzał na sztukę okiem współczesnego człowieka. Wykorzystując pogoń za plotkami oraz doniesienia typu kto z kim się pokazał i jak był ubrany – przenosi fredrowską komedię do świata polskich celebrytów.
Głupota ludzka się nie starzeje. Im bardziej niektórzy się starają uchodzić w oczach innych „za lepszych”, tym śmieszniejsze są ich zachowania. Hermenegilda (w tej roli Beata Buczek Żarnecka) wychodzi za mąż za o wiele starszego od siebie Pana Gdańskiego (Eugeniusz Kujawski). Ona marzyła o poślubieniu kawalera, on ukrył, że jest wdowcem. Do tego dochodzi sprawa zapisu dużej sumki Hermenegildzie w razie separacji i nagłe pojawienie się córki Gdańskiego – Julii (Monika Babicka) oraz jego przyjaciela Floriana Florka (Rafał Kowal), który marzy tylko o ożenku, ale trudno mu znaleźć wybrankę. Jak to u Fredry bywa – akcja toczy się wartko, następują nagłe zmiany i tylko jedno jest niezmienne. Śmiech z ludzkiej głupoty.
Grzegorz Kempinsky wzbogacił tekst o prawdziwe wywiady „gwiazdek”. Teksty te wręcz porażają swoją infantylnością i doskonale są wplecione w napisane ponad 250 lat temu słowa. Konwencja świata celebrytów spowodowała pojawienie się „ścianki”, na tle której pozują główni bohaterowie. Jest stylizowany fotel ze złoceniami, kamery pokazują głównych bohaterów jakby występowali w telewizji. Scena momentami zamienia się w wybieg dla modeli, są błyski fleszy i oczywiście grono paparazzi. Pojawia się też dziennikarka (Marta Kadłub) szczerząca się do kamery i bardziej zajęta swoim wyglądem niż osobą, z którą rozmawia.
Bycie śmiesznym to jedno z najtrudniejszych zadań aktorskich. Członkowie zespołu Teatru Miejskiego poradzili sobie z tym znakomicie. Beata Buczek Żarnecka jako Hermenegilda jest typową celebrytką, błyszczącą i jednocześnie chcącą uchodzić za wzór cnót. Z prawdziwą przyjemnością ogląda się także Szymona Sędrowskiego w roli modela-amanta pana Mildena. Szczególnie bawi jego walka z mikrofonem w drugiej części sztuki, grymasy twarzy typu „jaki jestem piękny” i stylizowane „r” w oficjalnych wypowiedziach. Natomiast hiperpoprawność językowa to pomysł na Julię w wykonaniu Moniki Babickiej, która wygląda jak laleczka Barbie. Jedyną osobą, która w tym kolorowym towarzystwie jest najbardziej „fredrowska” to Pan Gdański Eugeniusza Kujawskiego. Widać, że wyłamuje się z bycia celebrytą. Dzięki temu mamy punkt odniesienia jak mogłaby wyglądać ta sztuka w klasycznym wydaniu.
Najlepsze zostawiam na koniec. Warto wybrać się na „Ożenić się nie mogę” choćby dla jednej sceny. Wyśmienity jest pokaz z udziałem Piotra Michalskiego, czyli Macieja, służącego Pana Gdańskiego. Komentuje swoimi gestami i mimiką dyskusję Hermenegildy z Julią o wychodzeniu za mąż. Widownia premierowego spektaklu reagowała śmiechem, a na koniec rozległy się gromkie brawa.

link do źródła: