„Sammy ma kłopoty”
„Sammy” w reż. Andrzeja Mańkowskiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej – Trójmiasto.
Czytaj więcej„Sammy ma kłopoty”
Rafał Kowal z Teatru Miejskiego w Gdyni to aktor z niewykorzystywanym przez lata potencjałem. Za sprawą Andrzeja Mańkowskiego, adaptatora i reżysera spektaklu „Sammy”, najnowszej premiery gdyńskiej sceny, dostał wreszcie pole do popisu
Rafał Kowal (niezapomniany Książe Filip w spektaklu „Iwona, księżniczka Burgunda”, Anioł w „Anioł zstąpił do Babilonu”, Segismundo w „Życie jest snem”, Nikos w „Zorbie” na plaży w Orłowie), dawno nie miał w Teatrze Miejskim porządnej dużej roli na miarę swoich możliwości. W ostatnich latach pojawiał się albo w epizodach, albo jako autor kompozycji i opracowań muzycznych spektakli sceny na Bema. A szkoda, bo to aktor o niewykorzystanym potencjale.
Szansę na popisowy monodram dał mu dopiero Andrzej Mańkowski, gdyński reżyser kojarzony dotąd z produkcjami filmowymi albo sceną młodzieżową, który na małej scenie Teatru Miejskiego wystawił tragikomedię zmarłego w 2001 r. Kena Hughesa „Sammy”.
„Sammy” to historia kilku godzin życia niespełnionego londyńskiego muzyka Sammy’ego Ellermanna (ciekawie poprowadzona, pełna napięć i odcieni rola Rafała Kowala), który przepuściwszy gotówkę na wyścigach konnych próbuje pieniądze pożyczyć, zarobić, wyłudzić…, byle tylko nie ruszając się z domu zdobyć dwa tysiące funtów, po które za chwilę zapuka macedońska mafia.
„Sammy” to tytuł rzadko w Polsce wystawiany, choć przed laty w przedstawieniach Teatru Telewizji w tytułowej roli wystąpili Zbigniew Cybulski i Roman Wilhelmi. Tekst był też zaadaptowany dla potrzeb Teatru Polskiego Radia, co akurat zrozumiałe, bo jest idealnie skrojony dla potrzeb słuchowiska. Składa się bowiem z telefonicznych rozmów głównego bohatera, przeplatanych skomponowaną przez niego piosenką.
Andrzej Mańkowski, reżyser gdyńskiego spektaklu i autor opracowania tekstu, dodał do tego jeszcze trzeci element: kapitalnie zainscenizowane przerywniki, które są ilustracją a to radiowej relacji z wyścigów konnych, a to paru popularnych piosenek, a to… Nie, finałowej końcówki nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy.
Ramą tych przerywników (w dosłownym słowa znaczeniu) jest scenograficzny pomysł Sabiny Czupryńskiej (autorki kostiumów i scenografii), która ten zabieg wpisuje w zabawny nawias. A w nim znajdziemy dwie przekomiczne figury: Szymona Sędrowskiego (ten aktor aż prosi się o dużą komediową rolę!) i Macieja Wiznera, którzy przeistaczają się w kolejne postaci pop kultury. Jedyną damą w tym towarzystwie jest jak zwykle świetnie wykonująca solowe partie wokalne Dorota Lulka jako Patsy, która zostawia męża, by być z Sammym. O muzykę w spektaklu zadbał Tomasz Stroynowski – pianista, kompozytor i nauczyciel muzyki, któremu Mańkowski poświęcił wcześniej dwa filmy dokumentalne.
Sobotnia premiera „Sammy’ego”, która może się podobać ze względu na porządne wykonawstwo i konwencję „pół żartem, pół serio”, to kolejna po „Kolacji dla głupca” czy „Chorym z urojenia” propozycja repertuarowa, która ma zapewnić Miejskiemu pełną widownię. Niezbyt wyrafinowana, niestawiająca widzowi dużych wymagań, ale lekka, niepozbawiona uroku i sprawnie poprowadzona dramaturgicznie. Dobry pomysł na wieczorny relaks.