Plakat URODZINY STANLEYA

Harold Pinter

Premiera

URODZINY STANLEYA

Urodziny Stanleya (1957) Harolda Pintera to jeden z pierwszych dramatów tego autora, który do dziś uznawany jest za jedno z najwybitniejszych dzieł noblisty. Oto drobnomieszczański pensjonat w nadmorskiej miejscowości, w którym zamieszkuje tytułowy Stanley – nie wiadomo czym się zajmuje, skąd przybywa i jaka jest jego przeszłość. Pewnego dnia do pensjonatu przybywają dwaj tajemniczy panowie – Goldberg i McCann. Wraz z gospodynią postanawiają wyprawić mu przyjęcie urodzinowe. Stanley czuje się zagrożony, wyzwalają się jego kompleksy i obawy. Akcja błyskawicznie posuwa się naprzód. Doskonale skonstruowane postaci, atmosfera napięcia i grozy, naturalne dialogi i zaskakujące zakończenie – Urodziny Stanleya – jak pisał profesor Bolesław Taborski – są tworem niezwykłej teatralnej wyobraźni, sztuką dobitnie ukazującą złudność ludzkiego poczucia bezpieczeństwa, zagrożenie, które może nadejść z każdym dobrodusznym przybyszem, łatwość, z jaką można ulec dezintegracji, groteskowość – ponurą śmieszność – ludzkiej egzystencji.

Realizacja

Reżyseria świateł: Wiesław Zdort
Muzyka: Michał Lorenc
Scenografia: Paweł Dobrzycki
Producentka: Celina Zboromirska – Bieńczak/ Ewa Szulist


Czas trwania: 2,5 godziny z przerwą

Występują

Recenzje

W pułapce niepewności i osaczenia

Czas – ponad pół wieku od premiery sztuki – bynajmniej nie stępił jej ostrza. Gdyńska wersja w reżyserii Barbary Sass oddaje niespieszny rytm Pinterowskiej frazy, nieoczekiwanie wpędzającej świadomość widza w pułapkę niepewności i osaczenia.

Czytaj więcej

W pułapce niepewności i osaczenia

Zmarły niedawno angielski dramaturg, literacki noblista z 2005 r., był mistrzem niedopowiedzeń. Stawiał znacznie więcej pytań, niż podsuwał odpowiedzi – znakomicie pobudzając wyobraźnię i intelekt widza. Nabrzmiałe znaczeniami pauzy jego pierwszej pełnospektaklowej sztuki „Urodziny Stanleya” z 1957 r. zdają się więcej mówić niż słowa, które tylko z rzadka odsłaniają skrywane intencje bohaterów.
Czas – ponad pół wieku od premiery sztuki – bynajmniej nie stępił jej ostrza. Gdyńska wersja w reżyserii Barbary Sass oddaje niespieszny rytm Pinterowskiej frazy, nieoczekiwanie wpędzającej świadomość widza w pułapkę niepewności i osaczenia.
Główny bohater Stanley (Piotr Michalski) to rozleniwiony, niespełniony pianista pod czterdziestkę. Od roku jest jedynym gościem Petera i Meg (Eugeniusz K. Kujawski i Małgorzata Talarczyk), sześćdziesięcioletnich właścicieli podupadającego nadmorskiego pensjonatu. Traktują go jak syna, co pozwala mu żerować na pobłażliwości gospodarzy – zwłaszcza pani domu, która obdarza go też uczuciem zgoła niematczynym.
Banał codziennego bytowania trojga ludzi przerywa nagłe wkroczenie niejakich Goldberga i McCanna (Grzegorz Wolf i Rafał Kowal), którzy wynajmują pokój. Na wieść o tym Stanley wpada w dziwny popłoch, szybko udzielający się i widzom.
Tajemniczy osobnicy, o manierach ugrzecznionych speców od mokrej roboty, urządzają bohaterowi przyjęcie z okazji urodzin, choć sam zainteresowany twierdzi, że ma je dopiero za miesiąc. Podczas pijatyki – z udziałem także Meg oraz seksownej dwudziestolatki z sąsiedztwa Lulu (Katarzyna Bieniek) – Stanley zostaje poddany brutalnemu praniu mózgu. Obaj przybysze przebierają go – bezwolnego jak kukłę – w garnitur biznesmena i wywożą nad ranem w niewiadomym kierunku.
Barbara Sass sprawia, że rachunek win, który Pinter wystawia współczesnemu światu, ożył na scenie w najlepszym wydaniu. Wszystkich nas może nieoczekiwanie dopaść przypadek wtłoczenia – bez udziału naszej woli – w ten czy inny uniform. Wysłannicy bliżej nieokreślonych mocodawców tylko czyhają, żeby nas ukarać za niesprecyzowane winy i narzucić nam nieoczekiwane role. „Będziesz rozkazywał. Będziesz decydował. Będziesz magnatem. Będziesz mężem stanu” – kuszą bluźnierczą litanią obietnic nie do spełnienia, niby z przedwyborczych mityngów lub telewizyjnych reklam.
Nikt nie potrafi równie bezlitośnie ukazać opresyjności naszego „najlepszego ze światów” niż Pinter. Barbara Sass dzięki grze całego zespołu wspaniale wydobyła ów podskórny lęk przed niepewnym jutrem.
Tkwi on na dnie naszych dusz i pęta wolę, szczególnie dziś, kiedy zewsząd jesteśmy bombardowani sensacjami o ogólnoświatowym kryzysie.
Rewelacją widowiska okazał się Eugeniusz K. Kujawski. Jako odtwórca roli Petera miał do przekazania najmniej tekstu. Swoim wymownym milczeniem wyraził jednak więcej, niż pozostali aktorzy nieustanną gadaniną. Niesamowita, zapadająca w pamięć, przejmująca rola. Już dla niej warto wybrać się na to przedstawienie.

Obnażone urodziny

Barbara Sass pokazała gdyńskiej publiczności Harolda Pintera zgodnie z duchem jego już ponad 50-letniej wizji teatru i słowa na scenie. Wybrała klasyczną konwencję wierności tekstowi, choć wydaje się, że postaciom kobiecym dodała własnej energii…

Czytaj więcej

Obnażone urodziny

Barbara Sass pokazała gdyńskiej publiczności Harolda Pintera zgodnie z duchem jego już ponad 50-letniej wizji teatru i słowa na scenie. Wybrała klasyczną konwencję wierności tekstowi, choć wydaje się, że postaciom kobiecym dodała własnej energii. Aktorzy świetnie poradzili sobie z pinterowskimi wystudiowanymi i teatralnymi osobami dramatu. Piotr Michalski jako Stanley dał popis możliwych stanów psychicznych człowieka w obliczu nudy, małostkowości, schematów i czyhającego zagrożenia. Był autentyczny w dochodzeniu do niebycia w skrojonym, kukiełkowym uniformie, który przywdział po wcześniejszym obnażeniu ( i chwała mu za odwagę).
Grzegorz Wolf jako Goldberg i Rafal Kowal jako Mc Cann bawili się przednio na scenie, korzystając z wielu okazji konfrontacji z innymi postaciami. Wolf w ciągłym scenicznym napięciu, zmuszał do uwagi, Kowal powściągliwy w gestach urzekał konsekwencją sceniczną. Małgorzata Talarczyk ( Meg ) zagrała swoją postać jako ciepłą, zagubioną w konwenansach i własnych tęsknotach starszą kobietę, ubarwiając i ożywiając pinterowską Meg, kobietę bez wyraźnej osobowości. Mnóstwo życia na scenę wprowadziła uwodzicielska Katarzyna Bieniek, grając młodą bezpruderyjną pannę.