Plakat FANTAZY

Juliusz Słowacki

Premiera

FANTAZY

Dzieło najwybitniejszego poety epoki romantyzmu piętnujące materializm i obłudę, a do rangi sacrum podnoszące znaczenie szczerej i głębokiej miłości.
Historia upadającego rodu, który by ratować swoją wątpliwą pozycję postanawia poświęcić szczęście córki. Diana ma wyjść za hrabiego Fantazego dla jego majątku. Zaślepionych rządzą pieniądza rodziców nie interesują prawdziwe uczucia córki, która kocha Jana- młodego uczestnika powstania listopadowego oraz miłość Fantazego do innej kobiety. Ratunkiem dla prawdziwej miłości okazuje się być samobójstwo jednego z bohaterów dramatu, a odziedziczone w ten sposób przez Jana pieniądze mają stać się szansą na jego szczęście z Dianą.

 

Realizacja

scenografia: Andrzej Witkowski
muzyka: Paweł Czepułkowski
realizator dźwięku: Marek Piotrowski
asystentka reżysera: Olga Barbara Długońska


Czas trwania: 2 godziny z przerwą

Występują

Recenzje

Szacun!

«W Gdyni „Lalka” z „Fantazym”, czyli ciąg dalszy sporu o klasykę Chwała im, że sięgają po XIX-wieczne „starocie”, rozumieją ich wagę, rangę, sens. Jakże jednak mają pod górkę! Nie ubiorą przecież aktorów w surduciki i tużurki. Nie osadzą opowieści w...

Czytaj więcej

Szacun!

«W Gdyni „Lalka” z „Fantazym”, czyli ciąg dalszy sporu o klasykę
Chwała im, że sięgają po XIX-wieczne „starocie”, rozumieją ich wagę, rangę, sens. Jakże jednak mają pod górkę! Nie ubiorą przecież aktorów w surduciki i tużurki. Nie osadzą opowieści w zapomnianej epoce, nie poprowadzą starej fabuły scena po scenie, w jednolitej konwencji. To dziś obciach, wiadomo.
(…) w Teatrze imienia Gombrowicza, idzie „Fantazy” zainscenizowany na… słuchowisko radiowe. Dlaczego tak? Z podobnej konieczności sięgania prawą ręką do lewego ucha. Piotr Cieplak wiedział, że nie postawi na scenie realistycznych dekoracji, wśród których wbite w kostium osoby zagadają trudnym wierszem. Wolał, by widzowie domyślali sobie scenerię w głowach, przed oczami mając jedynie technikę: mikrofony, maszyny do efektów, prywatność czekających na swoje wejścia aktorów.
Jakoś to działa. Otoczka „Radia Gombrowicz” z wesołkowatym prowadzącym (autentycznym!) może irytować, lecz wiadomo: coś za coś. Widz zaciekawiony formą, nierozpraszany inscenizacyjnymi dygresjami zaczyna słuchać. I po jakimś czasie tkwi już w środku opowieści, gdzie uczucia zderzają się z cynizmem, dobre intencje owocują głupstwem tragicznym i śmiesznym, a pod polo-rem wyszukanej konwersacji kryje się lichota charakterów. Wyrafinowany język Słowackiego – „kasza z gwiazd, dyjamentów, kwiatów” – przestaje być barierą. Odkrywa moc sceniczną, dramatyczność, żar.

Słowacki w teatrze wyobraźni

Ramą Fantazego w reżyserii Piotra Cieplaka jest audycja radiowa. Spektakl rozpoczyna wystąpienie dziennikarza (Mateusz Ławrynowicz), który rzuca kilka lekkich komentarzy, osadzających audycję w lokalnym kontekście.

Czytaj więcej

Słowacki w teatrze wyobraźni

Ramą Fantazego w reżyserii Piotra Cieplaka jest audycja radiowa.
Spektakl rozpoczyna wystąpienie dziennikarza (Mateusz Ławrynowicz),
który rzuca kilka lekkich komentarzy, osadzających audycję
w lokalnym kontekście. To gdyńskie Radio Gombrowicz, ale nadawany
tu program mógłby pojawić się w każdej niemal komercyjnej stacji,
jest typowym melanżem informacji bez znaczenia, wypowiedzianych
z charakterystyczną manierą – półprywatnie, na luzie, jakby każde
zdanie było przednim dowcipem. Dziennikarz zapowiada radiową
adaptację Fantazego poprzez Gombrowiczowski dylemat „zachwyca
czy nie zachwyca”, który w publicznym obiegu stał się bardziej sztampowy
niż najbardziej upraszczające szkolne interpretacje dramatów
Słowackiego. Można czynić z tego zarzut, bo wymuszanie podziwu dla
wieszcza przestało być kwestią wartą uwagi od czasu „szkoły szyderców”,
ale nie można zignorować faktu, że Cieplak wprowadza tę scenę
ironicznie, choć nie z intencją prostej negacji. Reżyser kpi z konwencji
narzucanych przez komercyjne stacje, a zarazem podejmuje pytania
o Słowackiego, choć przesuwa akcenty, gdzie indziej widzi problematyczność
sięgania po jego utwory przez współczesnych inscenizatorów.
Spektakl Cieplaka to teatralny test. Reżyser poddaje Fantazego
próbie sceny, a dokładniej – próbie języka, sprawdza nośność samego
tekstu, obrazowość stylu, dzisiejszą aktualność pisarskiego idiomu Słowackiego.
Po rocznicowym sezonie pytanie to zasadne, ale kłopotliwe,
bo czy dramaty autora Kordiana przylegają do współczesnej wrażliwości
w sposób niekwestionowalny? Wszak i obraz podmiotowości, który
się z nich wyłania, i narracja o narodowej tożsamości jest niepokojąco
ambiwalentna, a sam język chyba nie w pełni przyswojony, daleki
od przystępności, której domaga się komercyjne medium radiowe.
Pomysł Cieplaka był ryzykowny, bo choć nietuzinkowy, to – wydawałoby
się – starczy na pięć minut spektaklu. A jednak z powodzeniem
wypełnia dwie i pół godziny. Aktorzy gdyńskiego teatru tworzą
słuchowisko radiowe, grają samych siebie w niecodziennej dla nich
sytuacji twórczej. Spektakl rodzi się ze zdarzenia niemal prywatnego
– w zwyczajnych ubraniach, ze scenariuszem w ręku wchodzą niespiesznie
do radiowego studia, są zamyśleni, sporadycznie wymieniają
luźne uwagi. Prywatność tej sytuacji utrzymana zostaje do końca spektaklu.
Czekając na swoją scenę, aktorzy przesiadują na rozstawionych
po bokach krzesłach lub przechadzają się po studiu, ich codzienne gesty
i zachowania są wyciszone, stonowane. Prawdziwy teatr rozgrywa
się w słowie. Cieplak przyznawał w wywiadzie, że inspiracją stał się
zorganizowany w Instytucie Teatralnym cykl spektakli-wykładów Słowacki.
Dramaty wszystkie, które pokazywały teatralność samego tekstu,
a także sposób, w jaki w sytuacji spotkania aktora ze słowem ów teatr
zaczyna się snuć. W gdyńskiej inscenizacji artyści pozostawieni zostali
z dramatem Słowackiego. Wizualne środki są bezużyteczne, wszystkie
napięcia i niuanse znaczeniowe muszą wybrzmieć w sposobie podania
przez nich tekstu. I to się rzeczywiście udaje: mówią Słowackim, wygrywając
wieloznaczności Fantazego, uwypuklając sugestywność i obrazowość
kolejnych sekwencji, odsłaniając ukryty w słowie teatr. Pomysł
ze słuchowiskiem radiowym pokazał, jak silnie w tym dramacie
słowo sczepia postaci, jak otwiera je na siebie wzajemnie, jak pogłębia
i komplikuje łączące je relacje. Teatr w teatrze jest, oczywiście,
skrajnie umowny, nie tylko dlatego, że rozgrywa się w wyobraźni widza,
ale również z tego powodu, że widzimy kulisy tworzenia słuchowiska.
Aktorzy szurają po piasku albo głośno tupią, zaznaczając kolejne
wejścia i wyjścia, pukają we framugę ustawionych na środku studia
drzwi, które obowiązkowo skrzypią, by sygnalizować zmiany w personalnej
konfiguracji. Uciszają się wzajemnie, by prywatne szepty czy
śmiechy nie poszły w eter. Wytwarzają całą warstwę dźwiękową, która
uwiarygodnia radiową adaptację, przydaje jej realizmu, prowokuje
wyobraźnię słuchacza.
W gdyńskim spektaklu najbardziej zastanawia to, co nie jest dyktowane
konwencją słuchowiska: sceniczny naddatek, którego medium
radiowe nie może oddać. Aktorzy budują spektakl poprzez słowo,
a jednocześnie obdarzają swoje postaci gestami i mimiką, które
znaczą w planie wizualnym. Dlaczego? Bo oglądanie sytuacji ze studia
radiowego w skali jeden do jednego byłoby na granicy wytrzymałości? Żeby uruchomić dialektykę identyfikacji i wyobcowania,
skoro nie tylko prywatność aktora bierze w nawias
istniejącą w słowie postać, ale też sugestywność kreacji narzuca
się aktorom do tego stopnia, że zaczynają grać ciałem,
wprowadzają swojego bohatera głębiej? A może to po prostu
przeoczenie twórców spektaklu, którzy włączyli doń rozwiązania
aktorskie niekomunikatywne w medium radiowym? Jestem
zdania, że ów sceniczny naddatek przydaje bohaterom
Słowackiego wiarygodności. W gdyńskiej inscenizacji słowo
Fantazego okazuje się nie tylko przejrzyste, ale też niezwykle
sugestywne, zniuansowane psychologicznie, jak najdalsze
od retoryczności, przez co narzuca się aktorom, prowokuje
do uwewnętrznienia. Rozwarstwienie spektaklu powoduje,
że jest on zarazem umowny i realistyczny, oparty zarówno
na grze wyobraźni, jak i dosłowności scenicznych rozwiązań.
Bez wątpienia przyjęty przez Cieplaka klucz inscenizacyjny
mógłby otworzyć także inne dramaty Słowackiego, jednak
wybór Fantazego wydaje się nieprzypadkowy. Kontekst komercyjnego
radia, konkursy dla słuchaczy, niewybredne komentarze
prowadzącego audycję dobrze przystają do utworu,
który traktuje o spsiałym, małostkowym świecie, degradowanym
przez rosnącą siłę pieniądza. Słowacki uchwycił
moment rodzenia się kapitalizmu, w którym uczucia i ludzie
zyskują konkretną, choć rzadko wypowiadaną wprost, wartość
rynkową. Fantazy (Dariusz Siastacz) za pół miliona złotych
„kupuje” sobie narzeczoną (Olga Barbara Długońska),
córkę zbiedniałego powstańca, który w intratnym mariażu
widzi ostatnią szansę odzyskania dawnej świetności. Słowacki
bierze w nawias ironii nie tylko zdegradowany świat pieniądza,
ale także romantyczne ideały i wzorce zachowań, kiedy
wystylizowanemu literacko samobójstwu Fantazego przeciwstawia
prawdziwe, nieszukające rozgłosu poświęcenie Majora
(Eugeniusz Krzysztof Kujawski), które kładzie kres personalnym
zapętleniom. Fantazy jest utworem wyjątkowo niejednoznacznym,
historycy literatury wciąż spierają się o jego
status i przynależność, niektórzy proponują nawet, by przesunąć
go w stronę twórczości genezyjskiej poety, ze względu
na obecną tu koncepcję ofiary, poświęcenia, odkupienia poprzez
krew. Trzeba przyznać, że aktorom gdyńskiego teatru
udało się oddać ową wieloznaczność i tajemniczość dramatu.
Świetnie radzi sobie Olga Barbara Długońska, wygrywając
dumę, upokorzenie i wyższość swojej bohaterki, uwagę przyciąga
Idalia Doroty Lulki, bardzo dobry jest Major Kujawskiego,
do którego należy przejmujący, gorzki finał spektaklu.
Piotr Cieplak zaproponował dość szczególny sposób
uwspółcześnienia twórczości romantycznego poety. Dobry,
choć jednorazowy, pomysł zaaranżowania sytuacji teatralnej
w studiu radiowym wydobył nośność Fantazego i przejrzystość
języka Słowackiego. Oczywiście, można mieć wątpliwości
dotyczące samego chwytu teatralnego i sprowokowanego
przezeń rozwarstwienia scenicznej rzeczywistości. Motyw
teatru w teatrze to niewątpliwie pomysł bardzo skonwencjonalizowany.
Jednak Cieplak używa go nie po to, by podkreślić
teatralność świata czy marionetkowość ludzkiej egzystencji;
chodzi mu tylko o wypreparowanie sytuacji, w której słowo
dramatu będzie musiało samo się obronić. A to robi nadspodziewanie
dobrze.

Słowacki w teatrze wyobraźni

Ramą Fantazego w reżyserii Piotra Cieplaka jest audycja radiowa. Spektakl rozpoczyna wystąpienie dziennikarza (Mateusz Ławrynowicz), który rzuca kilka lekkich komentarzy, osadzających audycję w lokalnym kontekście.

Czytaj więcej

Słowacki w teatrze wyobraźni

Ramą Fantazego w reżyserii Piotra Cieplaka jest audycja radiowa.
Spektakl rozpoczyna wystąpienie dziennikarza (Mateusz Ławrynowicz),
który rzuca kilka lekkich komentarzy, osadzających audycję
w lokalnym kontekście. To gdyńskie Radio Gombrowicz, ale nadawany
tu program mógłby pojawić się w każdej niemal komercyjnej stacji,
jest typowym melanżem informacji bez znaczenia, wypowiedzianych
z charakterystyczną manierą – półprywatnie, na luzie, jakby każde
zdanie było przednim dowcipem. Dziennikarz zapowiada radiową
adaptację Fantazego poprzez Gombrowiczowski dylemat „zachwyca
czy nie zachwyca”, który w publicznym obiegu stał się bardziej sztampowy
niż najbardziej upraszczające szkolne interpretacje dramatów
Słowackiego. Można czynić z tego zarzut, bo wymuszanie podziwu dla
wieszcza przestało być kwestią wartą uwagi od czasu „szkoły szyderców”,
ale nie można zignorować faktu, że Cieplak wprowadza tę scenę
ironicznie, choć nie z intencją prostej negacji. Reżyser kpi z konwencji
narzucanych przez komercyjne stacje, a zarazem podejmuje pytania
o Słowackiego, choć przesuwa akcenty, gdzie indziej widzi problematyczność
sięgania po jego utwory przez współczesnych inscenizatorów.
Spektakl Cieplaka to teatralny test. Reżyser poddaje Fantazego
próbie sceny, a dokładniej – próbie języka, sprawdza nośność samego
tekstu, obrazowość stylu, dzisiejszą aktualność pisarskiego idiomu Słowackiego.
Po rocznicowym sezonie pytanie to zasadne, ale kłopotliwe,
bo czy dramaty autora Kordiana przylegają do współczesnej wrażliwości
w sposób niekwestionowalny? Wszak i obraz podmiotowości, który
się z nich wyłania, i narracja o narodowej tożsamości jest niepokojąco
ambiwalentna, a sam język chyba nie w pełni przyswojony, daleki
od przystępności, której domaga się komercyjne medium radiowe.
Pomysł Cieplaka był ryzykowny, bo choć nietuzinkowy, to – wydawałoby
się – starczy na pięć minut spektaklu. A jednak z powodzeniem
wypełnia dwie i pół godziny. Aktorzy gdyńskiego teatru tworzą
słuchowisko radiowe, grają samych siebie w niecodziennej dla nich
sytuacji twórczej. Spektakl rodzi się ze zdarzenia niemal prywatnego
– w zwyczajnych ubraniach, ze scenariuszem w ręku wchodzą niespiesznie
do radiowego studia, są zamyśleni, sporadycznie wymieniają
luźne uwagi. Prywatność tej sytuacji utrzymana zostaje do końca spektaklu.
Czekając na swoją scenę, aktorzy przesiadują na rozstawionych
po bokach krzesłach lub przechadzają się po studiu, ich codzienne gesty
i zachowania są wyciszone, stonowane. Prawdziwy teatr rozgrywa
się w słowie. Cieplak przyznawał w wywiadzie, że inspiracją stał się
zorganizowany w Instytucie Teatralnym cykl spektakli-wykładów Słowacki.
Dramaty wszystkie, które pokazywały teatralność samego tekstu,
a także sposób, w jaki w sytuacji spotkania aktora ze słowem ów teatr
zaczyna się snuć. W gdyńskiej inscenizacji artyści pozostawieni zostali
z dramatem Słowackiego. Wizualne środki są bezużyteczne, wszystkie
napięcia i niuanse znaczeniowe muszą wybrzmieć w sposobie podania
przez nich tekstu. I to się rzeczywiście udaje: mówią Słowackim, wygrywając
wieloznaczności Fantazego, uwypuklając sugestywność i obrazowość
kolejnych sekwencji, odsłaniając ukryty w słowie teatr. Pomysł
ze słuchowiskiem radiowym pokazał, jak silnie w tym dramacie
słowo sczepia postaci, jak otwiera je na siebie wzajemnie, jak pogłębia
i komplikuje łączące je relacje. Teatr w teatrze jest, oczywiście,
skrajnie umowny, nie tylko dlatego, że rozgrywa się w wyobraźni widza,
ale również z tego powodu, że widzimy kulisy tworzenia słuchowiska.
Aktorzy szurają po piasku albo głośno tupią, zaznaczając kolejne
wejścia i wyjścia, pukają we framugę ustawionych na środku studia
drzwi, które obowiązkowo skrzypią, by sygnalizować zmiany w personalnej
konfiguracji. Uciszają się wzajemnie, by prywatne szepty czy
śmiechy nie poszły w eter. Wytwarzają całą warstwę dźwiękową, która
uwiarygodnia radiową adaptację, przydaje jej realizmu, prowokuje
wyobraźnię słuchacza.
W gdyńskim spektaklu najbardziej zastanawia to, co nie jest dyktowane
konwencją słuchowiska: sceniczny naddatek, którego medium
radiowe nie może oddać. Aktorzy budują spektakl poprzez słowo,
a jednocześnie obdarzają swoje postaci gestami i mimiką, które
znaczą w planie wizualnym. Dlaczego? Bo oglądanie sytuacji ze studia
radiowego w skali jeden do jednego byłoby na granicy wytrzymałości? Żeby uruchomić dialektykę identyfikacji i wyobcowania,
skoro nie tylko prywatność aktora bierze w nawias
istniejącą w słowie postać, ale też sugestywność kreacji narzuca
się aktorom do tego stopnia, że zaczynają grać ciałem,
wprowadzają swojego bohatera głębiej? A może to po prostu
przeoczenie twórców spektaklu, którzy włączyli doń rozwiązania
aktorskie niekomunikatywne w medium radiowym? Jestem
zdania, że ów sceniczny naddatek przydaje bohaterom
Słowackiego wiarygodności. W gdyńskiej inscenizacji słowo
Fantazego okazuje się nie tylko przejrzyste, ale też niezwykle
sugestywne, zniuansowane psychologicznie, jak najdalsze
od retoryczności, przez co narzuca się aktorom, prowokuje
do uwewnętrznienia. Rozwarstwienie spektaklu powoduje,
że jest on zarazem umowny i realistyczny, oparty zarówno
na grze wyobraźni, jak i dosłowności scenicznych rozwiązań.
Bez wątpienia przyjęty przez Cieplaka klucz inscenizacyjny
mógłby otworzyć także inne dramaty Słowackiego, jednak
wybór Fantazego wydaje się nieprzypadkowy. Kontekst komercyjnego
radia, konkursy dla słuchaczy, niewybredne komentarze
prowadzącego audycję dobrze przystają do utworu,
który traktuje o spsiałym, małostkowym świecie, degradowanym
przez rosnącą siłę pieniądza. Słowacki uchwycił
moment rodzenia się kapitalizmu, w którym uczucia i ludzie
zyskują konkretną, choć rzadko wypowiadaną wprost, wartość
rynkową. Fantazy (Dariusz Siastacz) za pół miliona złotych
„kupuje” sobie narzeczoną (Olga Barbara Długońska),
córkę zbiedniałego powstańca, który w intratnym mariażu
widzi ostatnią szansę odzyskania dawnej świetności. Słowacki
bierze w nawias ironii nie tylko zdegradowany świat pieniądza,
ale także romantyczne ideały i wzorce zachowań, kiedy
wystylizowanemu literacko samobójstwu Fantazego przeciwstawia
prawdziwe, nieszukające rozgłosu poświęcenie Majora
(Eugeniusz Krzysztof Kujawski), które kładzie kres personalnym
zapętleniom. Fantazy jest utworem wyjątkowo niejednoznacznym,
historycy literatury wciąż spierają się o jego
status i przynależność, niektórzy proponują nawet, by przesunąć
go w stronę twórczości genezyjskiej poety, ze względu
na obecną tu koncepcję ofiary, poświęcenia, odkupienia poprzez
krew. Trzeba przyznać, że aktorom gdyńskiego teatru
udało się oddać ową wieloznaczność i tajemniczość dramatu.
Świetnie radzi sobie Olga Barbara Długońska, wygrywając
dumę, upokorzenie i wyższość swojej bohaterki, uwagę przyciąga
Idalia Doroty Lulki, bardzo dobry jest Major Kujawskiego,
do którego należy przejmujący, gorzki finał spektaklu.
Piotr Cieplak zaproponował dość szczególny sposób
uwspółcześnienia twórczości romantycznego poety. Dobry,
choć jednorazowy, pomysł zaaranżowania sytuacji teatralnej
w studiu radiowym wydobył nośność Fantazego i przejrzystość
języka Słowackiego. Oczywiście, można mieć wątpliwości
dotyczące samego chwytu teatralnego i sprowokowanego
przezeń rozwarstwienia scenicznej rzeczywistości. Motyw
teatru w teatrze to niewątpliwie pomysł bardzo skonwencjonalizowany.
Jednak Cieplak używa go nie po to, by podkreślić
teatralność świata czy marionetkowość ludzkiej egzystencji;
chodzi mu tylko o wypreparowanie sytuacji, w której słowo
dramatu będzie musiało samo się obronić. A to robi nadspodziewanie
dobrze.

„Fantazy” z Gdyni w TR Warszawa

«Czy Słowacki rzeczywiście wielkim poetą był? Według profesora Bladaczki z „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza – niewątpliwie. Dla współczesnych reżyserów – już chyba niekoniecznie, jeśli ubiegły rok Słowackiego zaowocował zaledwie kilkoma realizacjami jego dramatów. Narodowy wieszcz sprawia najwyraźniej trudności dzisiejszym odbiorcom. Jednym...

Czytaj więcej

„Fantazy” z Gdyni w TR Warszawa

«Czy Słowacki rzeczywiście wielkim poetą był? Według profesora Bladaczki z „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza – niewątpliwie. Dla współczesnych reżyserów – już chyba niekoniecznie, jeśli ubiegły rok Słowackiego zaowocował zaledwie kilkoma realizacjami jego dramatów. Narodowy wieszcz sprawia najwyraźniej trudności dzisiejszym odbiorcom. Jednym z większych przedsięwzięć zorganizowanych z tej okazji okazał się cykl Instytutu Teatralnego „Słowacki. Dramaty wszystkie”, w ramach którego reżyserzy realizowali czytania sztuk autora „Balladyny”. Co ciekawe, cieszy! się ogromną popularnością wśród widzów – na prezentacjach pojawiały się tłumy.
Cykl ten powoli zbliża się ku końcowi, ostatnie z czytań „Złota czaszka” w reżyserii Moniki Strzępki zostanie pokazane w instytucie 27 maja. A już dziś wieczorem w TR Warszawa (ul. Marszałkowska 8, bilety: 30 – 60 zł, rezerwacje tel. 22 480 80 08, godz. 18) wydarzenie specjalne, a w jego ramach: gościnny spektakl z Teatru Miejskiego w Gdyni „Fantazy”, wyreżyserowany przez Piotra Cieplaka.
Z jednym z najbardziej ironicznych dramatów Słowackiego Cieplak postąpi! równie przewrotnie co wieszcz z ideami romantyzmu, bezlitośnie wyśmianymi przez niego w „Fantazym”. Z Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza reżyser zrobił Radio Gombrowicz, gdzie na naszych oczach aktorzy przygotowują słuchowisko radiowe oparte na dramacie. I choć wydawać by się mogło, że ten pomysł grozi szybkim znużeniem widzów, Piotrowi Cieplakowi udało się utrzymać ich uwagę nawet mocniej niż w wielkich widowiskach.
W ciasnym studiu radiowym aktorzy nie tylko mówią swoje kwestie do mikrofonów, ale też imitują wszystkie dźwięki tła: szuranie kroków czy skrzypienie drzwi. Za towarzysza mają natomiast radiowego DJ-a, który realizuje misję kulturalną szefów, swoimi monologami pokazując jednocześnie stopień ogłupienia współczesnych mediów.
W swojej realizacji Cieplak, jak sam przyzna! przed premierą spektaklu, zainspirował się właśnie czytaniami przygotowywanymi w instytucie. A skupiając się z wraz z aktorami na tekście dramatu, pokazał przede wszystkim fantastycznie przenikliwą i gorzką ironię Słowackiego. Być może profesor Bladaczka nie byłby do końca zadowolony z takiego odczytania wieszcza. Ważniejsze jest chyba jednak to, że my mamy okazję przekonać się, jakim poetą pozostaje Słowacki.»

Gdyński „Fantazy” wg Cieplaka

Piotr Cieplak, sięgając po ten dramat wierszem napisany przez Juliusza Słowackiego – jak szacują badacze literatury – między 1841 a 1845 r., nieukończony i wydany dopiero po śmierci poety, akcję spektaklu umieścił współcześnie w studiu radiowym.

Czytaj więcej

Gdyński „Fantazy” wg Cieplaka

Piotr Cieplak, sięgając po ten dramat wierszem napisany przez Juliusza Słowackiego – jak szacują badacze literatury – między 1841 a 1845 r., nieukończony i wydany dopiero po śmierci poety, akcję spektaklu umieścił współcześnie w studiu radiowym. Obserwujemy aktorów, którzy przygotowują słuchowisko według „Fantazego”. Widzimy, jak na żywo tworzą wszystkie efekty dźwiękowe, jak próbują dziś zmierzyć się z tym tekstem.
„Wpisując Fantazego w konwencję słuchowiska, reżyser nadał tekstowi współczesny nawias, a wykorzystując umowność radiowej realizacji, dodatkowo zabarwił go lekkością i dowcipem” – pisano na łamach trójmiejskiego dodatku „Gazety” po marcowej premierze. „Zabieg ten nie tylko ciekawie i zarazem ostrożnie wpisuje tekst sztuki we współczesne realia, ale też pozwala przede wszystkim wybrzmieć samemu tekstowi”.
– Ten utwór jest nowoczesny, ironiczny, nie ma nic wspólnego z kliszami, stereotypami romantycznymi – mówił Piotr Cieplak. – Miesza się w nim hipokryzja z prawdziwą wiarą i uczuciem. Jest w tym tekście masa cierpkich słów o Polsce, o polskiej mentalności, ale też o miłości, a wszystko kończy się moralitetem.

„Fantazy” Cieplaka w TR Warszawa

Spektakl „Fantazy” Juliusza Słowackiego w reżyserii Piotra Cieplaka – jedna z najnowszych produkcji Teatru Miejskiego im. Gombrowicza w Gdyni – pod koniec kwietnia pokazany zostanie w Warszawie.

Czytaj więcej

„Fantazy” Cieplaka w TR Warszawa

«Prezentacja przedstawienia Teatru Miejskiego zamknie roczny projekt „Słowacki. Dramaty wszystkie”, prowadzony przez Instytut Teatralny im. Raszewskiego. W ramach cyklu, przygotowanego z myślą o Roku Słowackiego, konfrontowane są ze sobą różne odczytania dzieł tego autora – oraz innych polskich dramaturgów romantycznych – przez współczesnych polskich reżyserów.
Premiera gdyńskiego „Fantazego” odbyła się 5 marca bieżącego roku. Piotr Cieplak (…) akcję sztuki umieścił… w radiowym studiu. Przez szklaną szybę obserwujemy aktorów, którzy właśnie przygotowują słuchowisko radiowe, będące adaptacją dramatu Słowackiego. Widzimy ich, jak na żywo tworzą wszystkie efekty dźwiękowe – skrzypienie drzwi, tętent końskich kopyt, ćwierkanie ptaków. Reżyser nie tworzy jednak dwóch równoległych „akcji” – czyli napisanej przez Słowackiego i współczesnych wydarzeń w studiu radiowym – zdecydowanie skupia się na samym tekście dramatu, prezentując go prawie bez żadnych skrótów. (…)
Gdyński „Fantazy” zaprezentowany będzie 28 kwietnia w warszawskim Teatrze Rozmaitości.

Hrabia Fantazy nie ma już serca tylko interesy

Piotr Cieplak, reżyser, chwycił się bardzo ryzykownej metody. Oglądamy nie widowisko, tylko słuchowisko. Aktorzy zamiast grać jak należy, mówią swoje kwestie do mikrofonów, imitując przy tym różne dźwięki, w kółko skrzypiąc i trzaskając drzwiami albo chodząc po żwirze. Reżyser w...

Czytaj więcej

Hrabia Fantazy nie ma już serca tylko interesy

Piotr Cieplak, reżyser, chwycił się bardzo ryzykownej metody. Oglądamy nie widowisko, tylko słuchowisko. Aktorzy zamiast grać jak należy, mówią swoje kwestie do mikrofonów, imitując przy tym różne dźwięki, w kółko skrzypiąc i trzaskając drzwiami albo chodząc po żwirze. Reżyser w drukowanym programie tłumaczy, że pomysłem natchnęły go realizowane w minionym roku, jubileuszowym Roku Słowackiego, czytane wersje dramatów Słowackiego w warszawskim Instytucie Teatralnym. Taka prowizorka mogła być jakoś usprawiedliwiona jubileuszem, ale teraz? W repertuarowym teatrze? Jak długo można oglądać aktorów, robiących szur, szur po żwirze? Na piątkowej premierze okazało się, że można do samego końca przedstawienia, z rosnącym napięciem.

Spektakl jest więc, po pierwsze, sukcesem samego Słowackiego, jego tekstu. Wystarczy go dobrze wyrecytować, by słuchało się bez znużenia. Ale, po drugie, wyrecytować trzeba go dobrze, a to już zasługa reżysera i aktorów. Jeden z piękniejszych fragmentów „Fantazego” to monolog Dianny, wydawanej za mąż za hrabiego Fantazego za pół miliona ówczesnych złotych polskich. To po tym monologu Fantazy rzuca słynne zdanie: duchowi memu dała w pysk i poszła. Olgę Barbarę Długońską, grającą Diannę, ktoś ubrał do tej roli najgorzej, jak tylko było można: staropanieński, rozpinany czarny sweterek, do tego koszmarna, wyciągnięta z dna szafy spódnica. Polonistka z głębokiego PRL-u, żyjąca samotnie za paręset złotych pensji. Ale wygłasza swój monolog z taką dumą, że zapominamy o całym tym jej przywiędłym inteligenckim staropanieństwie. To samo można powiedzieć właściwie o każdej postaci. Dzięki aktorom zapominamy o tym, że oglądamy aktorów, nagrywających słuchowisko. Bez kostiumów, bez odgrywania scen, a jednak stają się na naszych oczach bohaterami dramatu Słowackiego. Duża sztuka.

Gdyby Piotr Cieplak przenosił „Fantazego” do studia radiowego po to tylko, żeby wystawić Słowackiego we współczesnych dekoracjach, nic by mu to jednak nie dało. Jego przedstawienie brzmi bardzo współcześnie z innego powodu. Tak naprawdę oglądamy w Teatrze Miejskim nie nagrywanie słuchowiska w stylu dawnego Teatru Polskiego Radia, tylko realizowany na żywo program Radia Gombrowicz. Bossowie tej wymyślonej stacji uznali, że i dzięki kulturze wysokiej da się powiększyć słupki słuchalności, tylko trzeba to zrobić z głową i jajem. Program, który oglądamy, z luzackim DJ-em, witającym po przerwie publiczność tekstem: Odsikani? Po kawce i serniczku? No to lecimy dalej – to groteskowa krzyżówka Radia RMF Classic i Radia Hit. W takiej to oprawie Juliusz Słowacki, który wielkim poetą był, jest nam sprzedawany.

Ale dzisiaj inaczej klasyki sprzedać przecież się nie da, prawda? Mam wrażenie, że Piotr Cieplak w swoim „Fantazym” stawia nam przed oczy nas samych, nasze schematy myślenia. Pokazuje, jak przez te dwadzieścia lat wolności zidiocieliśmy. Pokazuje kraj, w którym dziennikarze Programu II Polskiego Radia puszczają przez cały dzień ptaszki, bo nie wiedzą już, jak inaczej zaprotestować przeciwko bankructwu stacji. I pokazuje nas, publiczność, jako takich samych Respektów z dramatu Słowackiego, którzy kiedyś mieli górne marzenia, a dzisiaj żyją w zaprzęgu komercji. Wszyscy odbijamy się w wielkiej tafli z pleksi, oddzielającej scenę od widowni. Możemy sobie na samych siebie do woli popatrzeć.

Tak wystawiony, dramat Juliusza Słowackiego, napisany w pierwszej połowie lat 40. XIX wieku, ściśle przylega do naszych przełomowych czasów. A może nawet coś zapowiada? Zastanowiła mnie w przedstawieniu postać hrabiego Fantazego, grana przez Dariusza Siastacza. Eugeniusz Kujawski, Dorota Lulka, Katarzyna Bieniek, Małgorzata Talarczyk ze Sławomirem Lewandowskim do pary, wszyscy tworzą żywe, prawdziwe postacie. A Siastacz jakby był ponad tym. Ubrany też inaczej, w garniturek jak z Peek&Cloppenburg, wydaje się z innej bajki.

Czy ty masz serce? – pyta go w jednej ze scen Sławomir Lewandowski. A Siastacz, żeby mu to udowodnić, wali dłonią w pierś, bum, bum. Żaden dowód. Zdaje mi się, że Hrabia Fantazy Siastacza nie ma już serca. On ma tylko interesy. Nie zdziwiłbym się, gdyby wprost z nagrania wsiadał do swojego lexusa, zaparkowanego pod teatrem, i jechał na plan jakiegoś sit-comu, gdzie inaczej płacą.

Po jednej stronie sceny jest ta płyta z pleksi, w której odbijamy się my, słuchacze głupkowatego Radia Gombrowicz. Na scenie jest pięknie podawany przez aktorów tekst Słowackiego. A po drugiej stronie, za sceną, mamy jeszcze jeden widok – udający okno ekran, na którym wyświetlana jest gdyńska ulica. Ktoś tam chodzi, wieczorem przejeżdżają samochody, może to właśnie Fantazy śmiga lexusem na plan sit-comu. Widać, że tam już kompletnie, ale to kompletnie, Słowacki nikogo, ale to nikogo nie obchodzi.

Fantastyczny „Fantazy” w Teatrze Miejskim

«Znakomity spektakl w reżyserii Piotra Cieplaka w Teatrze Miejskim w Gdyni. Tekst Słowackiego pisany wykwintną polszczyzną, szeleszczący krynoliną, podszyty melodramatem reżyser podaje w formie współczesnego słuchowiska radiowego. Lekko, dowcipnie, z naciskiem na urodę tekstu.

Czytaj więcej

Fantastyczny „Fantazy” w Teatrze Miejskim

«Znakomity spektakl w reżyserii Piotra Cieplaka w Teatrze Miejskim w Gdyni. Tekst Słowackiego pisany wykwintną polszczyzną, szeleszczący krynoliną, podszyty melodramatem reżyser podaje w formie współczesnego słuchowiska radiowego. Lekko, dowcipnie, z naciskiem na urodę tekstu.
Piotr Cieplak, jedna z czołowych postaci polskiej reżyserii teatralnej, kolejny raz zabłysnął oryginalnym pomysłem na spektakl. Wziął na warsztat zakurzoną tragikomedię Słowackiego „Fantazy” – tekst niedokończony, lecz świetnie skomponowany i napisany wyszukaną polszczyzną. Przez lata rzadko z nim obcowaliśmy, bo – zważywszy, że od jego powstania minęło już 170 lat – historii młodej hrabianki, sprzedanej bogatemu kawalerowi za pół miliona na spłatę rodzinnego długu – nie da się wystawiać „po bożemu”. Rozgrywające się w miejskim blokowisku współczesne odczytanie Słowackiego, z odwołaniami do polityki i bieżących spraw społecznych, zaproponował w 2005 r. Jan Klata, wystawiając „Fanta$y” w gdańskim Teatrze Wybrzeże.
Piotr Cieplak też postawił na współczesność, ale ten zamysł zaprowadził go w inną stronę. Cieplaka nie interesują „palące problemy współczesności”. Wpisując „Fantazego” w konwencję słuchowiska (wcześniej sam zrealizował ten tytuł w Teatrze Polskiego Radia) nadał tekstowi współczesny nawias, a wykorzystując umowność radiowej realizacji dodatkowo zabarwił go lekkością i dowcipem. I na tym – poza świetnym aktorstwem i wyeksponowaniem językowej warstwy tekstu – zasadza się uroda inscenizacji Cieplaka.
Dzięki takim zabiegom odczytanie „Fantazego” odbywa się jednocześnie na kilku poziomach. Robi to za nas epatujący radiowym bełkotem i ignorancją dla literatury Ławryn – spiker „Radia Gombrowicz”, które nadaje słuchowisko na żywo. Ławryn co prawda nie czytał „Ferdydurke”, ale stwierdza: „Polską rządzą późne wnuki Gałkiewicza, których nie dość, że nic nie zachwyca, to jeszcze nic nie czytały!”.
Na drugim poziomie odbioru mamy słuchowisko, którego realizatorzy – posługując się perfekcyjną dykcją i szacunkiem dla słowa – odsłaniają przed nami urodę tekstu Słowackiego. Każdy z radiowych aktorów stojących przed mikrofonem prowadzi swą rolę z największą starannością (przy okazji imitując dźwięki, ujawniają przed nami kulisy radiowego warsztatu, czym wywołują salwy śmiechu na widowni). Tu nie ma ról słabych ani nieprzemyślanych, ale na króla przedstawienia wyrasta Eugeniusz K. Kujawski w fenomenalnym monologu Majora w ostatniej scenie.
(…)

Wyobraź sobie „Fantazy”

Najnowszy spektakl Teatru Miejskiego „Fantazy” łączy dwa rodzaje teatru – teatr dramatyczny i słuchowisko radiowe. Ten niecodzienny związek nie jest jednak mezaliansem, a nadspodziewanie zgodnym małżeństwem.

Czytaj więcej

Wyobraź sobie „Fantazy”

Najnowszy spektakl Teatru Miejskiego „Fantazy” łączy dwa rodzaje teatru – teatr dramatyczny i słuchowisko radiowe. Ten niecodzienny związek nie jest jednak mezaliansem, a nadspodziewanie zgodnym małżeństwem.

Piotr Cieplak, reżyser gdyńskiego przedstawienia, jest gwarancją rzetelnego i niesztampowego spektaklu. Tym razem zaproponował klasykę – mało znany tekst Juliusza Słowackiego „Fantazy”, przeczytany przez niektórych aktorów z kartką w ręku, bardzo wiernie i bez większych skrótów. Efekt? – najlepszy spektakl Teatru Miejskiego od kilku lat.

Tekst Słowackiego od współczesnej polszczyzny oddziela „ściana lasu”. Cała sztuka polega więc w tym, aby losy Respektów, Fantazego, Idalii, Jana i Dianny przedstawić w sposób czytelny dla widza, nie gubiąc przy tym urody języka użytego przez naszego narodowego wieszcza. Dlatego zamiast inscenizacji dramatu, oglądamy inscenizację słuchowiska transmitowanego przez Radio Gombrowicz.

Za szybami studia nagrań obserwujemy nieśpieszną krzątaninę grupki ludzi, którzy najwidoczniej zbyt wcześnie rano musieli przyjść do pracy. Witają się, ziewają, szwendają po studiu radiowym, piją kawę. Ożywienie w ich poczynania wprowadza zapowiedź zbliżającego się słuchowiska przez (znajdującego się w przyległej do studia budce) spikera radiowego (Mateusz Ławrynowicz). Okazuje się, że nie ma jednego z biorących udział w słuchowisku bohaterów – Kajetana. Spiker stara się zyskać na czasie sprzedając słuchaczom nieświeże grepsy, a rolę Kajetana bierze na siebie Major (Eugeniusz Krzysztof Kujawski), zawodząc kwestie służącego Respektów falsetem.

Aktorzy wyglądają zwyczajnie (z wyjątkiem Małgorzaty Talarczyk – Respektowej, której włosy, mówiąc delikatnie, pozostają w artystycznym nieładzie). Stoją przed nami w normalnych ubraniach i odgrywają „Fantazego” w na wpół surowej wersji – głównie wypowiadając swoje kwestie do mikrofonów. Ten nietypowy rodzaj aktorstwa, sprowadzonego do deklamacji wiersza Słowackiego i imitowania dźwięków, jakie wydobywane są podczas dramatu przez bohaterów (otwieranie skrzypiących drzwi, kroki po dziedzińcu i po posadzce), sprawdza się doskonale. Tym bardziej, że aktorzy przełamują ascetyczną formę recytacji i odgrywają niekiedy gesty swoich postaci, wzbogacając spektakl o dodatkową ekspresję.
Cieplak wydobywa bogactwo fraz Słowackiego, a aktorzy Teatru Miejskiego zaskakują świetną dykcją i przejmującą interpretacją. Dzięki muzycznemu wręcz wyczuciu tekstu i rewelacyjnej intonacji, Dorota Lulka z dość płaskiej u Słowackiego intrygantki Idalii tworzy pełnokrwistą, złożoną postać upokorzonej, kochającej, pełnej ludzkiego ciepła kobiety. Długo brzmi w uszach pełen pasji monolog zhańbionej, przehandlowanej za pieniądze Fantazemu Dianny (Olga Barbara Długońska), wypowiedziany przez aktorkę do mikrofonu ponad niewzruszonym Fantazym (Dariusz Siastacz). Swobodna i naturalna w roli energicznego podlotka – Stelli – jest Katarzyna Bieniek. Wreszcie zapatrzeni w pieniądze i zanurzeni w hipokryzji do końca spektaklu są Respektowie (Sławomir Lewandowski i Małgorzata Talarczyk).

Klasą dla siebie pozostaje jednak Eugeniusz Krzysztof Kujawski. Rola Majora jest kreacją mistrzowską, jakiej nie powstydziłyby się największe tuzy polskiej sceny. Kujawski nie tylko świetnie radzi sobie z „gadżetami” wywołującymi efekty dźwiękowe, ale też rewelacyjnie interpretuje tekst Słowackiego. Finałowy monolog Majora Kujawski podaje z mocą doświadczonego, w pełni świadomego, gasnącego człowieka. Prostym gestem i precyzyjnie zaakcentowanym słowem podkreśla piękno języka Słowackiego i jego ogromne emocjonalne bogactwo.

Jednym przykrym zgrzytem „Fantazego” jest jego radiowa rama. Reżyser chciał skonfrontować świat Słowackiego z naszą rzeczywistością (widocznym za wielkim „oknem” w tle sceny), która w tym zestawieniu nie wytrzymuje porównania, bo też w spektaklu Cieplaka nie ma na to szans. Radio Gombrowicz jest nie tylko tandetne, ale też prostacko banalne (nawiązania do „Ferdydurke”, zagadywanie słuchaczy o „herbatkę, kawkę i siku”). Interesujący pomysł na konkurs „o co chodzi w pierwszej kwestii dramatu?” rozgrywany jest na żenującym poziomie. Mateusz Ławrynowicz jako spiker dostał więc niewdzięczną rolę niezbyt śmiesznego błazna.

Najnowszy spektakl Miejskiego jest popisem aktorskim, bo mimo nietypowego, „radiowego” grania cały zespół radzi sobie bardzo dobrze. „Fantazy” przekonuje, że XIX-wieczny tekst może brzmieć aktualnie, przejmująco i mieć wielką siłę rażenia bez specjalnych uwspółcześnień. Trzeba po prostu wiedzieć jak to zrobić. Tylko (i aż) tyle.