Plakat Kopenhaga

Michael Frayn

Premiera

Kopenhaga

Sensacyjna historia częściowo oparta na faktach. W atmosferze zakulisowych rozmów spotyka się dwóch wybitnych naukowców: Niemiec Werner Heisenberg i Duńczyk Niels Bohr, przed wojną przyjaciele, w jej trakcie – po dwóch stronach frontu. Czy ich rozmowy i decyzje zmieniły bieg II wojny światowej? Czy jeden człowiek jest w stanie uratować świat?
Sprawdźcie, czy rozwiążemy zagadkę tego spotkania…

Realizacja

Przekład: Małgorzata Semil
Reżyseria: Krzysztof Babicki
Scenografia: Marek Braun
Kostiumy: Jolanta Łagowska – Braun
Projekcje: Wojciech Kapela                                                                                                                                                                                                                                                                                            Światła: Marek Perkowski
Muzyka: Marek Kuczyński
Asystent reżysera: Dariusz Szymaniak


Czas trwania: 1 h 30 min

Występują

Recenzje

„Kopenhaga” w Teatrze Miejskim w Gdyni

Krzysztof Babicki, reżyser i dyrektor teatru w Gdyni lubi wracać do tytułów, z którymi już kiedyś zmierzył się scenicznie. Ma ich kilka m.in. Pułapkę Tadeusza Różewicza, mickiewiczowskie Dziady, Irydiona Krasińskiego, Idiotę Dostojewskiegoczy Z życia glist Enquista. Te powroty zazwyczaj były...

Czytaj więcej

„Kopenhaga” w Teatrze Miejskim w Gdyni

Polską prapremierę „Kopenhagi” Babicki wyreżyserował w 2002 roku w Teatrze Wybrzeże na Scenie Kameralnej w Sopocie. Sztuka Frayna trafiła do Polski po sukcesach na Broadwayu i West Endzie. Na sopockiej scenie pojawiła się niemal równolegle z otwarciem archiwum i publikacją nieznanych dotąd listów dwóch wybitnych fizyków: Duńczyka Nielsa Bohra i Niemca Wernera Heisenberga. Było tych listów dziesięć, w tym ten jeden, nigdy nie wysłany przez Bohra. Miał w nim wyjaśniać powód wizyty u niego niemieckiego fizyka w czasie II wojny światowej. To spotkanie dwóch tuzów fizyki szeroko dyskutowali historycy.

Odbyło się ono we wrześniu 1941 roku w Kopenhadze. Dania była pod okupacją niemiecką. Do swego mistrza i promotora Nielsa Bohra, badacza struktury atomu przyjeżdża Werner Heisenberg, współtwórca mechaniki kwantowej, wykładowca na znaczących uniwersytetach, który w czasach nazistowskich uczestniczył w hitlerowskim programie budowy bomby atomowej. Obaj naukowcy byli już laureatami Nagrody Nobla. Czy Heisenberg zaproponował Bohrowi współpracę nad niemieckimi badaniami jądrowymi? – to pytanie nurtowało wielu badaczy. Stało się też jednym z ważniejszych pytań w sztuce Frayna „Kopenhaga”. Jest ona gęsta od znaczeń, w których ważne rozważania o odpowiedzialności etycznej uczonych przeplatają się z niedopowiedzeniami o grze wojennej, z krytyką nazizmu i próbą choć częściowego rozwikłania niewyjaśnionej do dzisiaj tajemnicy dotyczącej spotkania wybitnych fizyków.

W spektaklu prapremierowym w 2002 roku Nielsem Bohrem był Jerzy Kiszkis, aktor w sile wieku, a Wernera Heisenberga grał Dariusz Szymaniak wówczas trzydziestolatek. W roli żony Nielsa Bohra wystąpiła znakomita aktorka Halina Winiarska. Tamten spektakl Babicki przygotował na dwudziestolecie swojej pracy scenicznej. I teraz po kolejnych, tym razem dwudziestu jeden latach, reżyser ponownie zaprosił do „Kopenhagi” dwóch tych samych aktorów do tych samych ról. Ale nie jest to żadna kalka tamtego spektaklu. Wiem, bo pisałam recenzję z prapremiery „Kopenhagi”.

Jerzy Kiszkis ma dzisiaj 85 lat i na scenie Teatru Miejskiego w Gdyni gra gościnnie, a Dariusz Szymaniak jest aktorem gdyńskiej sceny. Żonę Bohra – Margarethe w nowej „Kopenhadze” zagrała Beata Buczek-Żarnecka. I jest to spektakl, w którym trudno znaleźć zbędny oddech, który wciąga w grę racji i interesów obu uczonych ważniejszych niż ich wiedza i doświadczenie. Gdzie są granice lojalności Heisenberga wobec nazistowskiego systemu, czy Bohr zrozumie postępowanie swego faworyzowanego ongiś ucznia, czy żona Bohra choć na chwilę potrafi opanować nieukrywaną niechęć wobec nazistowskiego gościa, czy znakomici fizycy rozstaną się jak wrogowie? Pytań w tej sztuce wiele, każde ważne. Ogląda się ten spektakl bardzo dobrze, dzięki świetnej obsadzie i wyważonej ingerencji reżyserskiej w tekst sztuki. Publiczność ma aktorów na wyciągnięcie ręki, bo spektakl przygotowano w bardzo kameralnej formule, na scenie zorganizowanej we foyer Teatru Miejskiego w Gdyni. Skromna, ale w pełni wystarczająca scenografia Marka Brauna: na środku stylizowanego saloniku stolik kawowy i krzesła, z boku fotel, w tle lustrzana ściana, które daje złudzenie powiększonej przestrzeni. To miejsce głównej rozmowy, w której Bohr będzie zadawał najważniejsze pytania Heisenbergowi, a ten spokojnie, z dziwnym skupieniem będzie analizował, ale też obnażał swoje nazistowskie uzależnienie i tłumaczył koneksje, w których się znalazł. Ważną uczestniczką tej rozmowy staje się żona Bohra – naprawdę magnetyczna Beata Buczek-Żarnecka, urodziwa, świetnie ubrana (dobre, stylowe kostiumy przygotowała Jolanta Łagowska-Braun), a równocześnie zimna i nieprzyjazna wobec niespodziewanego gościa, obojętna wobec tzw. etykiety grzecznej pani domu, natomiast czuła i troskliwa wobec męża, który czasami wydaje się zakłopotany „bezkompromisowością” swego dawnego ucznia.

Babicki jest rozważny i powściągliwy w tej realizacji, zadbał o tempo spektaklu, zrezygnował z celebry sytuacyjnej. Pytania w spektaklu padają wprost, riposty są niemal natychmiastowe. Wartka rozmowa obu dojrzałych i świadomych bohaterów sztuki dotyczy odpowiedzialności nauki za groźne badania i jest przejmująca. Czy nauka jest bez grzechu, w jakich okolicznościach i komu należy ulegać świadcząc „usługi” wynikające z wiedzy geniuszy? Zarówno Bohr – Jerzy Kiszkis jak i Heisenberg – Dariusz Szymaniak wiodą ten dialog znakomicie, wplatając niby od niechcenia wątki osobiste postaci. Jerzy Kiszkis rolą Bohra wraca na scenę po wielu latach. Wielka klasa aktora, jego niezwykła umiejętność skupiania na sobie uwagi tembrem głosu, spokojnymi gestami, choć kiedy trzeba również kontrolowaną nerwowością, hipnotyzuje. Kiszkis ma teatr we krwi i w sobie, a przy tym ma nieśmiałą delikatność i pewną ostrożność, żeby nie zagarniać przestrzeni i zostawiać również miejsce partnerom na scenie. To niezwykle ujmujące. Dariusz Szymaniak jako Heisenberg to świadomy, dojrzały partner bardzo trudnych rozmów. Jest w nim siła postaci, spokój wykorzystuje z mocą aktorskich umiejętności i doświadczeń. Brawo. Zmaganiom bohaterów prezentowanych w sztuce Frayna towarzyszy dyskretna muzyka Marka Kuczyńskiego, spływająca fragmentami niczym krople deszczu, albo też delikatnie podprowadzająca rodzące się napięcie między Bohrem i Heisenbergiem. Ten spektakl w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni to dobra robota teatralna, warto taką „Kopenhagę” obejrzeć.

Co się zdarzyło w Kopenhadze?

  Kiedy 21 lat temu otwierano archiwa z dokumentami, które miały odpowiedzieć na pytanie, po co Werner Heisenberg przyjechał w czasie wojny do Nielsa Bohra, a na ekrany kin wchodził brytyjski film w reżyserii Howarda Daviesa, Krzysztof Babicki zrealizował po...

Czytaj więcej

Co się zdarzyło w Kopenhadze?

Po 21 latach sztuka, w tej samej reżyserii Krzysztofa Babickiego, powraca na inną trójmiejską scenę, w formie bardzo podobnej, poza znacznymi skrótami tekstu. Ograniczyły one mocno rozmowy na tematy stricte naukowe, co zadziałało na korzyść wątków psychologicznych, skupionych wokół relacji między bohaterami i bliskości w związku Nielsa i Margrethe. Reżyser zaprosił ten sam team realizatorów i, poza nieżyjącą Haliną Winiarską, pozostał przy tej samej obsadzie głównych ról. Inne są okoliczności zewnętrzne – premierze w Teatrze Miejskim towarzyszą w tle prowadzona przez Rosję wojna na Ukrainie oraz konflikt pomiędzy Żydami z Izraela a Palestyńczykami ze Strefy Gazy. W kinach rekordy popularności bije Oppenheimer w reżyserii Christophera Nolana. Pytania o możliwość użycia broni atomowej powracają.

W 1941 roku Werner Heisenberg, Niemiec pracujący nad stworzeniem bomby atomowej, przyjechał do Kopenhagi odwiedzić swojego nauczyciela Nielsa Bohra, duńskiego Żyda. Dwaj bliscy współpracownicy i przyjaciele, także w życiu prywatnym, stali wtedy po dwóch stronach barykady. Czy Heisenberg próbował namówić Bohra na współpracę oraz jak mogło wyglądać spotkanie dwóch wybitnych fizyków w tak niesprzyjających okolicznościach – na tym zagadnieniu koncentruje się sztuka Michaela Frayna.

Bohaterowie spotykają się już po śmierci, więc wiedzą, jakie były konsekwencje ich działań, co zyskali, co stracili, czy było warto. Ta zaskakująca perspektywa to znakomity zabieg dramaturgiczny – próbując odtworzyć zdarzenie sprzed dziesięcioleci, znają już cenę, jaką zapłacili za swoje decyzje i wybory. To jednak prowokuje także do własnych interpretacji wydarzeń i bywa powodem tuszowania czy rozmywania niewygodnych zachowań, zasłaniania się niepamięcią. Do końca nie wiadomo, która wersja jest prawdziwa.

Jerzy Kiszkis powrotem do roli Nielsa Bohra świętuje 85 urodziny i aktorsko jest wciąż w znakomitej formie. Jego Bohr w 1941 roku ma niespełna sześćdziesiąt lat i pracuje w Instytucie Fizyki, siłą rzeczy jednak, jako Żyd w okupowanej Danii, funkcjonuje poza głównym nurtem świata. Odwrotnie Heisenberg – on ma poczucie, że wygrana Niemiec jest kwestią czasu. Do Kopenhagi przyjechał na tygodniową konferencję. W Niemczech jest gwiazdą – młody noblista, który pracuje dla Hitlera nad produkcją bomby, która może wpłynąć ostatecznie na losy wojny.

 

 

Przed spotkaniem ze swoim byłym współpracownikiem Bohr obiecuje żonie Margrethe (Beata Buczek-Żarnecka), że nie będzie rozmów o polityce. W przeciwieństwie do jej otwartej niechęci i sceptycznego podejścia do wizyty Heisenberga, on sam cieszy się na spotkanie. Jest otwarty i serdeczny, ze smutną wyższością bycia po stronie ofiar niemieckiego reżimu. To czterdziestoletni Heisenberg (Dariusz Szymaniak) jest zakłopotany i skrępowany. To on próbuje narzucać treść rozmowy, szukać bezpiecznych tematów. Siedząc przy stole, pijąc kawę, krążąc po mieszkaniu, czasem już z perspektywy zaświatów, a czasem w Kopenhadze w 1941, bohaterowie próbują ustalić przebieg tamtego spotkania. Po co tak naprawdę Heisenberg przybył? Czy namawiał Bohra do współpracy? A może potrzebował rozgrzeszenia dla swoich działań? Czy chciał sprawdzić, czy alianci pracują nad podobnym zagadnieniem? I wreszcie, czy byli na spacerze, jak to pamiętał, czy cała rozmowa odbyła się w gabinecie Bohra?

Każdy z wariantów zaczyna się od początku, który obaj pamiętają tak samo – chwili, kiedy witają się na progu mieszkania. Wszystko odbywa się w bardzo prostej scenografii Marka Brauna, w centrum której ustawiono stół i krzesła. Potrójne wielkie lustro w dalszym planie odbija fragmenty postaci, czasem złapie pod nieco innym kątem twarz, sylwetkę, podkreślając nieoznaczoność sytuacji, różne ujęcia tej samej sceny. Wysoko usytuowany duży ekran stwarza możliwość wykorzystania multimediów, ale realizatorzy unikają efektów specjalnych – jedyne, co się tam pojawia kilkakrotnie, to spokojna tafla morza i trzy odwrócone sylwetki, jak na starej fotografii, na której powoli zaciera się obraz.

W Kopenhadze w 1941 Margrethe jest nieprzyjazna i nieufna, i ani na chwilę nie przestaje być po stronie swojego męża. Stoi z boku, ale choć jest zaangażowana emocjonalnie, potrafi bardzo celnie ocenić motywy i intencje kierujące interlokutorami. Bohr zaczyna spotkanie serdecznie i przyjaźnie, ale szybko staje się zirytowany i wściekły, pozwala sobie na zjadliwe i złośliwe uwagi („Czy jeszcze jeździsz na nartach?”, „Tak, poprosiłem Margrethe, żeby naszyła mi na skafander żółta gwiazdę”). Heisenberg na zmianę usiłuje przekonywać Bohra o szczerości swoich intencji i próbuje przełamać dystans. On jest w najtrudniejszej sytuacji, jemu bowiem najbardziej zależało na spotkaniu, o którym potem będą dywagować historycy. Aktorzy toczą mistrzowski dialog, budując napięcie pomiędzy kwestiami i wygrywając pauzy. To opowieść o relacji – żeby przekonać się nawzajem i Bohr, i Heisenberg odwołują się do tego, co wiedzą o sobie, na zmianę raniąc się i przywołując wspólne doświadczenia. Gesty, załamania i drżenie rąk, gwałtowne ruchy, mowa ciała – wszystko to powoduje, że mamy wrażenie podglądania i podsłuchiwania kogoś w bardzo osobistej, ważnej sytuacji.

Wszystko w tym spektaklu jest podporządkowane rozmowie. Znakomita, dyskretna muzyka Marka Kuczyńskiego pełni funkcję ilustracyjną, podobnie światło, którego zadaniem jest po prostu dobrze oświetlić aktorów i scenę.

Nic nie jest w Kopenhadze jednoznaczne, nie ma tu prostej oceny. Jeśli Heisenberg chciał skonstruować bombę, to ostatecznie tego nie zrobił, podkreślając zresztą często po wojnie, że sabotował nazistowski program. Czy celowo mylił się w obliczeniach? Bohr, który z kolei podczas spotkania twierdził, że nie wie nic o pracy prowadzonej nad atomem w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, od 1943 roku pracował w Los Alamos nad bombą, której użyto do uderzenia na Hiroszimę.

„Co pozostanie, kiedy nas już nie będzie?” pyta Margrethe w jednej z ostatnich scen, bardzo intymnej i czułej, gdy małżonkowie podsumowują swoje wspólne życie. Z perspektywy czasu ostatecznie i tak najważniejszym i najbardziej znaczącym życiowym doświadczeniem jest śmierć syna, który zginął wypadku żeglarskim. W rozmowie pada pytanie, czy tamto kopenhaskie spotkanie być może uratowało świat? Na jak długo? Nic nie jest dane na zawsze.

Minęło ponad 80 lat. Od napisania sztuki ćwierć wieku. Ciekawe, jak z perspektywy dzisiejszej kondycji świata oceniliby swoje decyzje wybitni fizycy. Siłą spektaklu jest to, że nie jest opowieścią o tym jednym, tajemniczym spotkaniu, tylko pokazuje, jak jedno zdarzenie, jak koło zamachowe, może wpływać na losy świata, zwłaszcza kiedy dotyczy ludzi, którzy mają w rękach bardzo niebezpieczne narzędzie. Fundamentalne pytania o moralność, odpowiedzialność, ciężar podejmowanych decyzji i wyborów nie znikają.

Jerzego Kiszkisa brawurowy powrót na scenę

Na przedstawienie „Kopenhagi” Michaela Frayna w Teatrze Miejskim w Gdyni trudno jest dostać bilety, nie tylko dlatego, że to znakomity spektakl, ale także dlatego, że widzowie chcą zobaczyć Jerzego Kiszkisa, który po długiej przerwie brawurowo wrócił na scenę. Ten  wybitny ...

Czytaj więcej

Jerzego Kiszkisa brawurowy powrót na scenę

Groźny anarchista

Oprócz wspaniałych ról, pamiętać też trzeba o jego politycznej działalności, związkach z pierwszą Solidarnością. Było to działanie na rzecz przyszłej, wolnej Polski. W sierpniu 1980 r. z grupą aktorów z Trójmiasta Halina Winiarska i Jerzy Kiszkis wspierali strajkujących w Stoczni Gdańskiej występami w słynnej sali BHP. Jesienią uczestniczyli w strajku okupacyjnym.

Miałam to szczęście pracować w Teatrze Wybrzeże, gdy grał w nim Jerzy Kiszkis. W czasach, gdy teatr rozmawiał ze swoją publicznością. Próby dramatu Karola Wojtyły „Przed sklepem jubilera” zaczęto w październiku 1981 roku. Wszystko zmierzało do premiery. Robiono dekoracje, ustawiano światła. Stan wojenny przerwał przygotowania. To wtedy Halina Winiarska i Jerzy Kiszkis zostali internowani.

„Pozostawanie na wolności obywatela Kiszkisa Jerzego Kazimierza zagrażałoby bezpieczeństwu Państwa i porządkowi publicznemu przez to, że podejmuje działania o skutkach anarchizujących życie społeczeństwa wojew. gdańskiego” – taka była decyzja Komendy Woj. MO.

Próby wznowiono, kiedy wrócili, choć towarzysze z Komitetu Wojewódzkiego Partii obawiali się, co będzie, jeśli zaczną się owacje na ich cześć. A ludzie zachowywali się wspaniale. Kiedy Halina Winiarska i Jerzy Kiszkis pojawiali się na scenie, towarzyszyła im taka cisza, że wydawało się, że nikogo nie ma. To było fascynujące. Często po spektaklu widzowie zjawiali się za kulisami, aby podziękować, przynosili kwiaty. Na jednym z przedstawień były tzw. żabie oczy, czyli generał Jerzy Andrzejewski, który  podpisywał  decyzję o internowaniu Haliny Winiarskiej i Jerzego Kiszkisa. Pewnie przyszedł sprawdzić, jak reaguje widownia, ale ludzie nie dali się sprowokować.

Czy myśmy grali już tę scenę?

– Był taki moment w roku osiemdziesiątym drugim, kiedy Jerzy Kiszkis i Halina Winiarska zostali zwolnieni z internowania – wspomina Krzysztof Babicki. – Zacząłem właśnie próby „Kordiana”, a chwilę później „Hioba”.  W    „Kordianie” i „Hiobie” grali oboje, Jurek oczywiście, kreował rolę Hioba. Co ten tytuł znaczył w tamtych czasach, nie muszę mówić. Zrobiliśmy razem z Jurkiem kilkadziesiąt przedstawień w Teatrze Wybrzeże i w Teatrze Telewizji. Sukcesem była „Kobieta z morza”. Na III Międzynarodowym Festiwalu Ibsenowskim w Oslo spektakl spodobał się do tego stopnia, że organizatorzy wyprosili zagranie podwójnych przedstawień. Pamiętam do dzisiaj, że kiedy po dwóch dniach grania dwa razy Jerzy Kiszkis zszedł ze sceny, miał wchodzić za chwilę ponownie z Joanną Bogacką, zapytał: Joasia, a myśmy już tę scenę grali, czy jeszcze nie? Zrozumiałem wtedy, że nawet tacy aktorzy, jak Jerzy Kiszkis mają granicę wytrzymałości.

19 stycznia 2002 na scenie kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie Jerzy Kiszkis w spektaklu „Kopenhaga” Michaela Frayna w reżyserii Krzysztofa Babickiego zagrał profesora Bohra. Była to rola wybitna. Na II Festiwalu Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość Przedstawiona” w Zabrzu Jerzy Kiszkis i Dariusz Szymaniak otrzymali nagrody aktorskie. Postać profesora Bohra w „Kopenhadze” była ostatnia rolą Jerzego Kiszkisa w Teatrze Wybrzeże, tuż przed przejściem na emeryturę w 2003 roku. Na scenie pojawił się jeszcze w Teatrze Miejskim w Gdyni w „Biesach” w 2014 r.

 

Gdyńska „Kopenhaga” stanowiła dla aktora prawdziwe wyzwanie.

– Podziwiam wytrzymałość Jerzego Kiszkisa, plus jego ogromny warsztat i przede wszystkim potęgę intelektualną. Nie pamiętaliśmy przedstawienia sprzed 21 lat – mówi Krzysztof Babicki. – Powoli na próbach budowaliśmy ten nasz spektakl, ale to łączyło się z rozmowami o historii, o polityce. Kiedy robiliśmy tamtą Kopenhagę, słynna kwestia, że historia się skończyła, cały czas wisiała w powietrzu. Dzisiaj wiemy, że historia, niestety, nie skończyła się. Widzimy, co się dzieje na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, nadal istnieje widmo broni nuklearnej i nagle zrobił się spektakl przejmująco aktualny.

Na tle morza

Na Małej Scenie Teatru Miejskiego w Gdyni, jak przed 20 laty trójka aktorów: Dariusz Szymaniak, Jerzy Kiszkis i Beata Buczek-Żarnecka (wtedy Halina Winiarska) i niezwykłe spotkanie, które być może zaważyło na losach II wojny światowej. We wrześniu 1941 roku w okupowanej przez nazistów Kopenhadze doszło do spotkania dwóch światowej sławy fizyków, laureatów Nagrody Nobla – Nielsa Bohra i Wernera Heisenberga. O czym rozmawiali, duński naukowiec i jego najwybitniejszy uczeń, Niemiec pracujący w nazistowskich laboratoriach nad stworzeniem bomby, która dałaby Hitlerowi panowanie nad światem? Dla Michaela Frayna tajemnicze spotkanie z roku 1941 stało się pretekstem do napisania sztuki o odpowiedzialności naukowców za ich wynalazki.

W „Kopenhadze” obaj fizycy wskrzeszają, już w zaświatach, kilka możliwych wariantów owej rozmowy. Autor zastanawia się czy była to misja wywiadowcza? Czy Heisenberg chciał dowiedzieć się od swojego duńskiego kolegi, czy aliancki program atomowy istnieje, jeśli tak, na ile jest on zaawansowany, a może przekazać, że niemieccy fizycy będą świadomie opóźniać skonstruowanie broni atomowej dla Hitlera? Gasną światła, nad sceną wyświetla się ekran, na nim morze i trzy sylwetki patrzące w wody Bałtyku.

Akcji towarzyszy dyskretna muzyka Marka Kuczyńskiego. Za chwilę znajdziemy się w salonie państwa Bohrów, którzy czekają na gości z Niemiec. Margrethe zgadza się na tę wizytę tylko pod warunkiem, że panowie nie będą rozmawiać o polityce. – Tylko o fizyce – obiecuje mąż. Ale jak uniknąć polityki, gdy trwa wojna…

 

Zegarmistrz Babicki

Toczy się pojedynek na argumenty i emocje. Zachwyca wirtuozeria aktorska, ekspresja Beaty Buczek-Żarneckiej, głębia psychologiczna postaci kreowanych przez Jerzego Kiszkisa i Dariusza Szymaniaka. To dojrzałe świadome aktorstwo. Jerzy Kiszkis gra Bohra w sposób tak prosto, że aż wyrafinowany. Dariusz Szymaniak jako profesor Heisenberg próbuje nas przekonać, że intencje miał szlachetne. Wydawać by się mogło, że temat tak poważny znuży widza. Nic bardziej mylnego. Oglądamy spektakl jak historię sensacyjną, trzymającą w napięciu, są też momenty, kiedy uśmiechniemy się.

Precyzyjna jak szwajcarski zegarek reżyseria Krzysztofa Babickiego sprawia, że czas mija błyskawicznie i pytamy – to już? Przedstawienie nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, po co niemiecki naukowiec spotkał się ze swoim duńskim kolegą, czy rzeczywiście opóźniał stworzenie bomby atomowej dla Hitlera, czy też próbuje się wybielić? Atutem przedstawienia jest znakomite, najwyższej próby aktorstwo. Zachwycają kostiumy Jolanty Braun. Przemyślaną i piękną scenografię zaprojektował Marek Braun. – Mam nadzieję, że do naszej współpracy z Jerzym jeszcze nieraz uda się mi wrócić, bo taki aktor jak on musi być w teatrze wykorzystywany – mówi Krzysztof Babicki.

Ale na razie, wybierzmy się na „Kopenhagę” do Gdyni – to sztuka, którą na pewno warto zobaczyć.

Pojedynek dwóch geniuszy

Po ponad 20 latach Krzysztof Babicki wraca do sztuki „Kopenhaga”, którą wystawił w Teatrze Wybrzeże. Przed laty „Kopenhagę” – dramat oparty na faktach, opowieść o tajnym spotkaniu dwóch wielkich fizyków: Niemca Wernera Heisenberga i Duńczyka Nielsa Bohra – Krzysztof Babicki...

Czytaj więcej

Pojedynek dwóch geniuszy

Drugi raz w tej samej rzece

Po ponad dwóch dekadach Krzysztof Babicki, dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni, postanowił drugi raz wejść do tej samej rzeki i powtórzyć inscenizację „Kopenhagi” w swojej reżyserii z Kiszkisem i Szymaniakiem w rolach głównych, tym razem do roli Margaret zapraszając Beatę Buczek-Żarnecką. Powstała teatralna uczta, której największym atutem – poza znakomitym tekstem – jest świetne aktorskie rzemiosło.

„Kopenhaga” opowiada o spotkaniu dwóch genialnych noblistów zajmujących się rozszczepieniem jądra atomu, którzy na zasadzie mistrz-uczeń współpracowali ze sobą przed wojną, a teraz (akcja dzieje się we wrześniu 1941 r.), kiedy Dania jest pod niemiecką okupacją, znaleźli się po dwóch stronach wojennego dramatu. W jakim celu Werner Heisenberg przyjeżdża do okupowanej Kopenhagi i odwiedza dawnego mentora? Może chodzi o wyścig zbrojeń, którego celem jest zbudowanie bomby atomowej, bo ta rozstrzygnęłaby losy wojny? Może sprowadza go sentyment dla dawnego przyjaciela, z którym chce przedyskutować moralną odpowiedzialność za powstanie takiej broni? A może próbuje w jakiś sposób pomóc dawnemu mentorowi, dla którego obciążaniem jest jego żydowskie pochodzenie?

Dawną zażyłość i serdeczność zastępuje nieufność, więcej jest teraz podejrzliwości niż szczerości. Lepiej nie mówić zbyt dużo, zwłaszcza że pewnie są podsłuchiwani.

Spektakl wyjątkowo oszczędny w formie

Pełen napięcia tekst Michaela Frayna daje możliwość stworzenia ciekawych kreacji aktorskich i cała trójka tę szansę wykorzystuje w stu procentach. „Kopenhaga” to spektakl wyjątkowo oszczędny w formie (towarzyszy mu wyłącznie dyskretna muzyka Marka Kuczyńskiego oraz stół i kilka krzeseł w charakterze scenografii), za to daje pole do popisu aktorom, którzy tworzą role pogłębione psychologicznie, wiarygodne i poruszające, w dodatku pięknie podając tekst sztuki.

Kopenhaga – aktorska perełka w Teatrze Miejskim

Spotkanie po latach także w środowisku naukowym bywa trudne. Bohaterowie reprezentują dwa różne światy i próbują się zrozumieć, co nie jest łatwe w gąszczu sugestii i niedopowiedzeń.

Czytaj więcej

Kopenhaga – aktorska perełka w Teatrze Miejskim

Teatr Miejski w Gdyni kontynuuje prezentacje intrygujących opowieści z naukowcami w rolach głównych. „Kopenhaga” to przede wszystkim powrót sentymentalny, bowiem Krzysztof Babicki wraz z ekipą realizatorów oraz dwójką aktorów w kluczowych rolach spotkał się po przeszło 20 latach w pracy nad tym samym tytułem. I to z bardzo dobrym skutkiem.

Krzysztof Babicki sięgnął po tekst Michaela Frayna „Kopenhaga” po raz pierwszy wystawiony przez niego dokładnie 21,5 roku temu na sopockiej scenie Teatru Wybrzeże. Z rolami wybitnych fizyków kwantowych Nilsa Bohra i Wernera Heisenberga mierzyli się Jerzy Kiszkis oraz Dariusz Szymaniak. Wraz z reżyserem pracował duet realizatorów Marek Braun (scenografia) i Marek Kuczyński (muzyka).

 

Dwie dekady później cała piątka wróciła do pracy nad „Kopenhagą”, co wymagało przekonania Jerzego Kiszkisa, dziś statecznego emeryta z wielkim dorobkiem artystycznym, do powrotu na scenę w repertuarowym spektaklu.

Nie tak dawno oglądaliśmy w Miejskim „Czar molekuły” Petra Zelenki w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego, w którym chemik Antonín Holý stara się kontynuować eksperymenty nad molekułami, które mają doprowadzić do przełomu w nauce. „Kopenhaga” z kolei poświęcona jest drobnemu, owianemu tajemnicą epizodowi z biografii dwóch wielkich fizyków, laureatów Nagród Nobla w dziedzinie fizyki – Duńczyka Nilsa Bohra i Niemca Wernera Heisenberga.

Dlaczego pracujący dla Hitlera fizyk Heisenberg zjawił się w domu Duńczyka Nilsa Bohra, wybitnego fizyka kwantowanego, który później wziął udział w pracach Amerykanów nad bombą atomową? To tylko z pozoru wydaje się oczywiste.

Do dzisiaj nie wiadomo, czego dotyczyło ich nieoczekiwane spotkanie w 1941 roku w mieszkaniu państwa Bohrów, które położyło kres wieloletniej przyjaźni między oboma naukowcami.

Autor sztuki „Kopenhaga” Michael Frayn mnoży wątki, prezentując to spotkanie z wielu perspektyw, ukazując ten epizod na kilka sposobów. Te refreniczne powtórzenia za każdym razem wnoszą coś nowego, pozwalają wybrzmieć dylematom, obawom, wątpliwościom. Rekonstrukcja pozornie błahego epizodu, o którym właściwie nic konkretnego nie wiadomo, staje się pretekstem do stworzenia znakomitego, trzymającego w napięciu spektaklu.

Oczywiście niezwykle znaczący jest kontekst spotkania. Jest rok 1941, Dania jest okupowana przez hitlerowskie Niemcy, a Nils Bohr – emerytowany noblista i wybitny fizyk – jest poddany inwigilacji, ale jego częściowo żydowskie pochodzenie nie zagraża jeszcze jego życiu. Z kolei kariera niemieckiego fizyka Wernera Heisenberga pracującego na Uniwersytecie w Lipsku rozkwita.

Od niedawna Heisenberg znajduje się w tajnym zespole naukowców pracujących na zlecenie Adolfa Hitlera nad stworzeniem bomby atomowej. Jego wizyta u Bohra, uważanego nie tylko przez Heisenberga za ojca badań nad strukturą atomu i mechaniką kwantową, oczywiście nie jest czystą kurtuazją. Jednak obaj panowie nigdy później nie wracali do szczegółów spotkania, a w zdawkowych wspomnieniach ich relacje znacząco się od siebie różniły.

I tu dochodzimy do sedna sztuki Frayna, która przecież nie jest śledztwem w tej sprawie. To zestawienie dylematów wybitnych naukowców, którzy zdają sobie sprawę z wagi i możliwych konsekwencji wojny jądrowej. W 1941 roku projekty jądrowe hitlerowców i aliantów dopiero raczkowały. Wyścig zbrojeń w przypadku broni masowej zagłady to przecież także dylematy moralne. Dlatego pozornie zwyczajne pytanie Heisenberga „czy fizyk ma moralne prawo pracować nad praktycznym wykorzystaniem energii atomowej?” nabiera tutaj wielkiej wagi.

Spektakl Krzysztofa Babickiego to kameralne starcie nie dwóch, a trzech osobowości, bo ogromne znacznie ma również obecna od początku do końca sztuki na scenie ukochana żona Nilsa Bohra – Margrethe (świetna, wyważona w każdym geście Beata Buczek-Żarnecka). Chociaż Margrethe rzadko się odzywa i stara nie wtrącać w przebieg spotkania męża z dawnym przyjacielem i konkurentem, to każda jej uwaga ma ogromną wartość.

Atmosfera wokół obu panów jest bardzo gęsta, z każdym kolejnym wariantem ich spotkania jeszcze bardziej napięta. Kapitalnie długie pauzy wytrzymuje Dariusz Szymaniak jako Heisenberg, którego motywacja od początku do końca jest niejasna, podobnie jak wyjaśnienia, których ochoczo udziela. Cała sztuka bowiem jest retrospekcją spotkania, prowadzoną przez jej bohaterów z dystansu, po ich śmierci, o czym informują nas na samym początku. Wielkie słowa uznania należą się również 85-letniemu Jerzemu Kiszkisowi, pozostającemu w bardzo dobrej formie artystycznej. Cała trójka gra znakomicie.

Nastrój spektaklu kształtuje też dyskretna muzyka Marka Kuczyńskiego, zaś oszczędna scenografia Marka Brauna koncentruje się na ramowo naszkicowanym wnętrzu salonu państwa Bohrów, uzupełnionym o ekran projekcyjny nad ich głowami. Ulotność i niedookreśloność sytuacji scenicznej podkreśla projekcja Bałtyku w pogodny dzień (autorstwa Wojciecha Kapeli), z trójką bohaterów na pierwszym planie.

W chwili pojawienia się na scenie znikają oni z projekcji, ale na pewno w głowach widzów pozostaną na dłużej, bo znakomicie poprowadzony dramaturgicznie, precyzyjnie wyreżyserowany, kameralny spektakl Teatru Miejskiego, grany tuż przed widzami na Małej Scenie, to przede wszystkim znakomita współpraca aktorów i gęsty, udany teatr psychologiczny. Dla wielbicieli tego gatunku to pozycja obowiązkowa.