Plakat SZEWCY

Stanisław Ignacy Witkiewicz

Premiera

SZEWCY

Kilka prawd o rewolucji, człowieku i pracy w fantastycznej oprawie scenograficznej i muzycznej przygotowuje dyrektor Jacek Bunsch, którego „Wariat i zakonnica” do dziś cieszą się niesłabnącym powodzeniem u publiczności. „Szewcy” – najbardziej znany dramat Witkacego, mimo upływu lat, nie traci na aktualności i jak kameleon dostosowuje się do aktualnych warunków politycznych i społecznych. To plejada barwnych, czasem śmiesznych, czasem strasznych postaci uwikłanych w szereg zapętlonych układów, w których już prawie się nie orientują – Prokurator Robert Scurvy (Grzegorz Wolf) obezwładniony urokiem demonicznej Księżnej Iriny Wsiewołodowny Zbereźnickiej – Podberezkiej (Elżbieta Mrozińska) terroryzuje charyzmatycznego Sajetana Tempe (Juliusz Krzysztof Warunek) i jego Czeladników (Filip Frątczak i Rafał Kowal). Nie w ciemię bici szewcy zrywają się do rewolucji, w której szeregach znajduje się natychmiast zastęp barwnych witkiewiczowskich typów (m.in. Lokaj Ksieżnej Fierdusieńko, Hiper – Robociarz, Dygnitarze, Chłopi, Puczymorda i Chochoł).

A tradycyjnie? Namiętność, bunt, zamach stanu i pieśń na ustach!
Znakomita zabawa!

Realizacja

Scenografia: Tadeusz Smolicki
Muzyka: Janusz Grzywacz
Ruch sceniczny: Filip Szatarski
Korepetycje muzyczne: Barbara Czarkowska

Występują

Recenzje

Witkacy zatriumfował w Teatrze Miejskim

«Przypadek czy świadomy zabieg? „Szewcy”, najnowszy spektakl Teatru Miejskiego z Gdyni, to ogromne zaskoczenie. Z połączenia wielu nierównych elementów powstała całość, która dała znakomity efekt.

Czytaj więcej

Witkacy zatriumfował w Teatrze Miejskim

«Przypadek czy świadomy zabieg? „Szewcy”, najnowszy spektakl Teatru Miejskiego z Gdyni, to ogromne zaskoczenie. Z połączenia wielu nierównych elementów powstała całość, która dała znakomity efekt.
W literaturze nic się nie skończyło, ani nie wyczerpało, chciałoby się powiedzieć oglądając najnowszą premierę w reżyserii Jacka Bunsha. Witkacy w jego wykonaniu brzmi tak, jak powinien. Bez zbędnych udziwnień, przepisywania i dopisywania aktualnych kontekstów. Wystawiony „po bożemu”, zachwyca nowatorską formą i błyskotliwą diagnozą społeczną. Wyprzedza dokonania teatru niemieckiego niemal o wiek i wciąż wydaje się mieć znacznie więcej widzom dopowiedzenia, niż którykolwiek ze współczesnych dramatów.
Teatr to miejsce, w którym – na szczęście – wielu rzeczy nie sposób przewidzieć. Przerysowane gagi, kiepska scenografia, sztampowa reżyseria, to wszystko widzieliśmy już na gdyńskiej scenie wiele razy. Za każdym razem w równie niestrawnej formie. I nagle wszystko zaskoczyło. Posunięty do granic dobrego smaku obciach okazał się strzałem w dziesiątkę.
Na łamach miesięcznika „Teatr” Jagoda Hernik-Spalińska trafnie zauważa, że pozostawiony w spokoju Witkacy, spełnia wszystkie warunki teatru zaangażowanego społecznie. Po obejrzeniu gdyńskich „Szewców” pozostaje tylko przyklasnąć autorce. Bohaterowie sztuki żonglują konwencjami językowi również łatwo, jak refleksjami natury społeczno-filozoficznej. Popadają w przesadę, by po chwili poddać się wyrafinowanej autoanalizie. Z pozornego chaosu budują rzeczywistość, która można próbować odczytywać na każdym możliwym poziomie.
Niewątpliwie ogromna w tym zasługa samych aktorów. Wszyscy bez wyjątku grają znakomicie. Rzuceni na głęboką wodę, zmuszeni do przekroczenia wszelkich warsztatowych granic, instynktownie, niemal w każdym nadarzającym się momencie, próbują podszyć swoje sceniczne postacie choć odrobiną autentycznego człowieczeństwa. W konsekwencji partiom zagranym na tonach najwyższych towarzyszą momenty przepełnione absolutnym wyciszeniem, a nawet pełnym gorzkiej autorefleksji smutkiem.
Nie sposób nie wspomnieć o ogromnej pracy, jaką wykonał odpowiedzialny za ruch sceniczny Filip Szatarski. Gra Juliusza Warunka, Filipa Frątczaka, Elżbiety Mrozińskiej, Rafała Kowala czy Grzegorza Wolfa to w dużej mierze perfekcyjnie poprowadzony ruch. Co zaskakujące, wymyślony jakby wbrew aktorom, na przekór ich fizycznym możliwościom, uwierający równie mocno jak skomplikowany język ich scenicznych postaci.
Od lat nie widziałam na gdyńskiej scenie tak dobrego spektaklu.

Szewcy bez butów chodzą

Na scenie szewcy miarowo stukają młotkami w obcasy, a rytm ich pracy zaczyna idealnie zestrajać się z muzyką. W „Szewcach” Witkacego, najnowszej premierze Teatru Miejskiego w Gdyni, wszystko do siebie pasuje.

Czytaj więcej

Szewcy bez butów chodzą

Na scenie szewcy miarowo stukają młotkami w obcasy, a rytm ich pracy zaczyna idealnie zestrajać się z muzyką. W „Szewcach” Witkacego, najnowszej premierze Teatru Miejskiego w Gdyni, wszystko do siebie pasuje.

W inscenizacji Jacka Bunscha szewcy bez butów chodzą. Ale to nie jedyny niedostatek, który im doskwiera. Gniecie ich – a przede wszystkim Sajetana Tempe (doskonała rola Juliusza Krzysztofa Warunka) – trywialność ich żywota, konieczność pracy, brak szczególnych podniet, a nade wszystko obecność prokuratora Scurvy (Grzegorz Wolf), który unaocznia im, jak pięknie jest pławić się w beztrosce luksusu. Dla nich uosobieniem luksusu jest ekscentryczna i bezpruderyjna księżna Zbereźnicka – Podberezka (Elżbieta Mrozińska). I być może grupa szewców pod wodzą Sajetana Tempe spróbowałaby odmienić swój los, gdyby nie uprzedził ich w tym przebiegły Scurvy i skrzyknięta przez niego gromada Dziarskich Chłopców wykonujących jego rozkazy.

„Szewcy” Witkacego w interpretacji Jacka Bunscha są nie tylko spektaklem o kulisach zdobywania władzy i mechanizmach rewolucji, są przede wszystkim próbą odpowiedzi na pytanie: co dzieje się z człowiekiem, gdy już tę władze zdobędzie. Kim się staje?

Jacek Bunsch, który już po raz czwarty bierze na warsztat najbardziej znany dramat Witkiewicza, przenosi go na scenę z łatwością, tryskając pomysłami. (…) w gdyńskim przedstawieniu widać, że reżyser ma pomysł na każdą ze scen i postaci, że idealnie potrafi dopasować do nich scenografię, oprawę muzyczną i rozwiązania dramaturgiczne. Tu wszystko do siebie pasuje, elementy układanki idealnie wkomponowują się jedna w drugą. I za to chwała realizatorom. (…)