Plakat Marlena Dietrich. Iluzje

Jacek Bała

Premiera

Marlena Dietrich. Iluzje

Niekwestionowana gwiazda. Charyzma, osobowość, talent. Marlena Dietrich – ikona. Jej życie pełne było muzyki, kina, mężczyzn i skandali. Publicznie potępiła nazizm i wyjechała do Stanów Zjednoczonych, wspierała amerykańskich żołnierzy. Żyła tak jak chciała, a chciała wszystkiego i miała wszystko… Nasz spektakl przeniesie Państwa na umowny plan zdjęciowy filmu opowiadającego o jej burzliwym życiu i karierze. Marlena, jej rodzina, bliscy, kochankowie i współpracownicy, a w tle fascynujący czarno – biały świat kina, nieśmiertelne przeboje i historia XX wieku

Realizacja

Reżyseria i scenografia: Jacek Bała
Muzyka i aranżacje: Piotr Salaber
Choreografia: Michał Pietrzak
Kostiumy: Sabina Czupryńska
Przygotowanie wokalne: Barbara Czarkowska
Asystentka reżysera: Olga Barbara Długońska
Inspicjent: Krzysztof Dąbek

Nagrań muzycznych dokonano w Studio 124 w Warszawie pod dyrekcją Piotra Salabera

Mariusz “Fazi” Mielczarek – saksofony
Krzysztof Barcik – gitary
Chris Aiken – instrumenty perkusyjne
Piotr Salaber – fortepian

Realizacja nagrań – Chris Aiken


Czas trwania: 1h 45 min (bez przerwy)

Występują

Recenzje

Marlena Dietrich z morzem w tle, czyli „Iluzje”

Scena na plaży w Orłowie to teatr pod gołym niebem, więc aktorzy grają, gdy nie pada. W sobotni wieczór pogoda dopisała. W tytułowej roli zobaczyliśmy Beatę Buczek-Żarnecką, która fascynująco wcieliła się w postać Marleny Dietrich. Było zabawnie i wzruszająco, ale...

Czytaj więcej

Marlena Dietrich z morzem w tle, czyli „Iluzje”

Jacek Bała zaprosił nas na umowny plan filmowy, gdzie właśnie powstaje produkcja o burzliwym życiu Marleny.
– Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby diabeł odebrał od niej telefon i na mocy podpisanego własną krwią cyrografu, Marlena przybyłaby na plan taka, jak ją wszyscy zapamiętaliśmy… wiecznie młoda – mówi Krzysztof Berendt (aktor grający reżysera).
A, że teatr to iluzja, tak się stanie. Słuchając znanych piosenek, poznajemy tajemnice Dietrich, której karierę przerwał wypadek w Sydney, pijana upadła na scenie i złamała sobie kość udową. Nie chciała już występować. Wyjątek zrobiła w 1978 roku dla Filmu „Zwyczajny żigolo”. Scena, w której oparta o fortepian śpiewa tytułową piosenkę, to był jej ostatni występ na planie. Zamknęła się w Paryżu, niepogodzona z przemijaniem. Odmawiała występów, udziału w filmach.
„Nie pojawię się przed kamerą, proszę sobie nie wyobrażać, że dam komuś satysfakcję oglądania starej Marleny, a niestety, diabeł nie odbiera ode mnie telefonu”.
Marlena, w interpretacji Beaty Buczek-Żarneckiej to kobieta, której nie da się wtłoczyć w żadne ramy i schematy. Wspaniała i uwodzicielska, tragiczna, mocna i słaba, czuła i bezlitosna, grzeszna i powstająca z upadków – ta rola to kreacja.
Wśród słynnych przebojów, jakie aktorka zaśpiewała tego wieczoru nie mogło zabraknąć „Lili Marlene” – najsłynniejszego niemieckiego utworu z okresu II wojny, który śpiewany był po obu stronach frontu.
Cały zespół zasługuje na wielkie brawa, więc powinnam wymienić wszystkich, czego nie czynię, ale tylko z braku miejsca.

Znakomite są, jak zwykle, aranżacje Piotra Salabera i wysmakowane kostiumy Sabiny Czupryńskiej. Łatwo jest ubrać piękną aktorkę, ale sprawić, że panowie zachwycają wdziękiem i elegancją, a to już sztuka, więc wielkie brawa. Udany był kostium Hitlera (w tej roli zobaczyliśmy Małgorzatę Talarczyk). Przedstawienie wyreżyserował Jacek Bała.
Scenografia jak zwykle okazała się wyjątkowa – pusta scena, a za nią spokojne morze i zachodzące słońce. Podobała mi się choreografia Michała Pietrzaka, jedynie ruch sceniczny do piosenki „Nie opuszczaj mnie” był nieporozumieniem.
Przedstawienie „Marlena Dietrich. Iluzje” to znakomita letnia propozycja Teatru Miejskiego w Gdyni, a Beata Buczek-Żarnecka po raz kolejny udowodniła, że jest wybitną aktorką. Warto ten spektakl przenieść na scenę przy ulicy Bema.

Gwiazda w pełnym blasku

Nostalgiczną, bardzo dobrze skomponowaną premierą muzyczną „Marleny Dietrich. Iluzje” zespół Teatru Miejskiego w Gdyni 26 czerwca zainaugurował po roku przerwy Scenę Letnią w Orłowie. Na tle innych letnich produkcji Miejskiego ta niemal kameralna propozycja jest przede wszystkim okazją do podziwiania...

Czytaj więcej

Gwiazda w pełnym blasku

To kolejny z „pandemicznych” spektakli, których premiera została odłożona w czasie. Jednak „Marlena Dietrich. Iluzje” jest w Trójmieście jedną z rekordzistek. Na premierę czekała aż rok, bo pierwotnie spektakl miał inaugurować ubiegłoroczną Scenę Letnią, ostatecznie odwołaną. Spektakl więc powstawał przez wiele miesięcy, co na pewno miało wpływ na jego ostateczny kształt. Wszystko opiera się na historii angażu Marleny Dietrich do filmu pod koniec jej życia w latach 80. Gwiazda zaproszenie przyjęła, ale zastrzegła, że nie wystąpi przed kamerą, a jedynie użyczy swojego głosu w rozmowie telefonicznej.

W historii zaproponowanej przez Jacka Bałę poznajemy alternatywną wersję wydarzeń. Marlena godzi się osobiście wystąpić w produkcji filmowej. Co więcej, pozostaje wiecznie młoda, oszałamiająco piękna i seksowna. I taka Marlena jako główna bohaterka „filmu” wraz z Reżyserem oraz zespołem Miejskiego w rolach epizodycznych przybliża słodko-gorzką historię życia Marleny od jej dzieciństwa aż po zmierzch jej kariery.
W odróżnieniu od wielu produkcji letnich Teatru Miejskiego tym razem nie mamy programu piosenek z wypełniającymi przerwy między nimi anegdotami i skeczami. „Marlena Dietrich. Iluzje” to pełnowymiarowa sztuka, ukazująca tytułową bohaterkę z wielu perspektyw, nie tylko jako wyniosłą, posągową gwiazdę. Dietrich w sztuce Bały to kobieta pełna sprzecznych uczuć, niekiedy zagubiona i zdezorientowana, na pewno nieszczęśliwa, a przy tym bardzo silna artystka, niemająca obaw przed wyborem własnej drogi życiowej i artystycznej, w której było miejsce na dziesiątki skandali towarzyskich i tak niepopularne decyzje, jak sprzeniewierzenie się woli Adolfa Hitlera i zaangażowanie na froncie antynazistowskim pomimo świadomości, że represje mogą dotknąć najbliższą rodzinę.

Jacek Bała reżyserując swój tekst postanowił całość zogniskować na tej wielkiej artystce. To bardzo odpowiedzialne zadanie, bo od niego zależy powodzenie całego przedsięwzięcia i to nie tylko wtedy, gdy Marlena aktywnie uczestniczy w akcji, Bała powierzył Beacie Buczek-Żarneckiej. Już od pierwszych chwil, gdy Buczek-Żarnecka pojawia się i głębokim głosem rozstawia ekipę filmową po kątach, nie ma wątpliwości, że to pomysł udany. Marlena Dietrich w wykonaniu Beaty Buczek-Żarneckiej jest pełnowymiarową kreacją, w której aktorka zawarła nie tylko majestat gwiazdy i wyniosłość wielkiej artystki, umiejętnie dbającej o swój image niedostępnej, uwodzicielskiej seksbomby.

Buczek-Żarnecka jako Marlena często stoi dumnie na scenie, przysłuchując się bohaterom przeszłości swojej bohaterki, ale potrafi przy tym w jednym geście, albo pełnej ciepła i czułości piosence zawrzeć mnóstwo niewypowiedzianych wprost emocji. Tak jest gdy śpiewa w znakomitym duecie z Bogdanem Smagackim w roli jednego z najważniejszych mężczyzn w życiu Dietrich Jeanem Gabinem, w którym odkrywamy żar namiętności i wielką serdeczność albo w niezwykle lirycznej, mówiono-śpiewanej scenie z córką Marie (dobrze zagraną przez Monikę Babicką). Wtedy na pełną żalu, smutku i uwielbienia spowiedź Marie, Marlena odpowiada śpiewając po francusku „Marie Marie”. Równie przejmująco brzmi duet Marleny z Matką (Małgorzata Talarczyk).

„Marie Marie” to jedna z wielu piosenek wykonywanych przez Beatę Buczek-Żarnecką w obcym języku. Oprócz nastrojowych songów w języku polskim i francuskim, zdarza jej się śpiewać także po niemiecku i hebrajsku. Aktorka znakomicie czuje się w roli wielkiej divy, a pomagają jej w tym efektowne suknie Dietrich, przygotowane przez Sabinę Czupryńską, odpowiedzialną za stonowane, adekwatne do charakteru postaci kostiumy.

Wszyscy pozostali bohaterowie orbitują wokół Marleny Dietrich. W roli ekscentrycznego, nieco androginicznego Reżysera odnajduje się Krzysztof Berendt, dla którego to kolejna ciekawa rola w Miejskim. Jego bohater jest bezczelny, impertynencki i pomyślany został jako inicjator i w dużej mierze narrator przedsięwzięcia, nadający akcji bieg. Berendt w tej roli jest wyrazisty i intrygujący, co również podkreśla jego estradowy kostium.

Z wielu ról epizodycznych najbardziej zapada w pamięć znakomity Frank Sinatra ze świetnie zinterpretowanym przez grającego gościnnie Jakuba Kornackiego szlagierem „New York, New York” oraz znakomita w interpretacji „La foule” Edith Piaf Elżbieta Mrozińska. W epizodach aktorskich wyróżnił się Maciej Wizner jako wścibski dziennikarz John Lebowski oraz Weronika Nawieśniak w roli Pawełka. Satyryczny wydźwięk mają „streszczenia” filmów: „Maroko” i „Szanghaj Ekspres”, podczas których aktorzy mogą ujawnić swój potencjał komiczny.

Sukces artystyczny spektaklu nie byłby możliwy bez żywej, wpadającej w ucho, korespondującej z przywoływaną epoką muzyką Piotra Salabera. Nietypowy ruch sceniczny, zbudowany na powtarzanych przez wszystkich bohaterów gestach stworzył Michał Pietrzak (w premierowym spektaklu wcielił się w zastępstwie za Grzegorza Wolfa w Toma i Zbigniewa Cybulskiego (…).

Przedstawienie Jacka Bały kompleksowo przybliża postać Marleny Dietrich. Nie znajdziemy tu przeciętnie wykonanych utworów, bo też śpiewają je niemal tylko ci, którzy w Teatrze Miejskim robią to z powodzeniem od lat, na czele z Beatą Buczek-Żarnecką (…)

Błękitny Anioł w Orłowie

Dystyngowana, posągowo piękna, szczęśliwa tylko przez chwilę. Marlena Dietrich w interpretacji Beaty Buczek-Żarneckiej jest boginią uwielbianą przez publiczność, wplątaną w politykę i tryby historii. „Marlena Dietrich. Iluzje” to spektakl, którego filarem i fabularną lokomotywą jest legenda kina i piosenki, symbol...

Czytaj więcej

Błękitny Anioł w Orłowie

Jacek Bała, autor sztuki i jej reżyser (wcześniej na deskach Teatru Miejskiego zrealizował m.in. „Prawiek i inne czasy”, „Mistrza i Małgorzatę”, „Balladynę”, „Amadeusza”, a na Scenie Letniej w Orłowie „Osiecką. Archipelagi”), zafascynowany postacią Dietrich, tytułową kreację powierzył stworzonej do tej roli Beacie Buczek-Żarneckiej. To aktorka obdarzona filmową urodą i talentem wokalnym, od paru dekad w świetnej formie scenicznej. Tylko ona mogła wcielić się w postać Błękitnego Anioła i zrobiła to wybornie.
Dystyngowana, posągowo piękna, szczęśliwa tylko przez chwilę. Marlena Dietrich w interpretacji Beaty Buczek-Żarneckiej jest boginią uwielbianą przez publiczność, wplątaną w politykę i tryby historii. Ekscentryczną, rozmiłowaną w luksusie, a nade wszystko ceniącą własną niezależność. Gdy całe Niemcy szaleją za Hitlerem, ona upiera się, by pracować z Żydem Josefem von Sternbergiem – reżyserem, który stworzył jej legendę. Wyjeżdża do Stanów i występuje dla amerykańskich żołnierzy. Niemcy jej tego nie zapomną – po wojnie zgotują jej przykre powitanie w ojczyźnie.

Na tle Buczek-Żarneckiej, która błyszczy w tym spektaklu jak na gwiazdę przystało, pozostałe postaci schodzą na drugi plan. Wśród nich wyróżnia się – nie po raz pierwszy zresztą – Krzysztof Berendt jako ekscentryczny reżyser (wyraźnie inspirowany postacią Konferansjera z filmu „Kabaret”), który zatrudnia Dietrich do swojego filmu i musi znosić jej kaprysy.
Wyróżniają się też aktorzy, którym Jacek Bała powierzył solowe partie wokalne: Weronika Nawieśniak jako młoda Dietrich, Elżbieta Mrozińska w roli Edith Piaf, Bogdan Smagacki jako Jean Gabin i po raz kolejny występujący gościnnie na Scenie Letniej Jakub Kornacki (przed laty aktor Teatru Muzycznego w Gdyni) jako Frank Sinatra.
Jest w tym spektaklu humor i pastisz, jest nostalgia, ale i groza, gdy akcja toczy się w kraju owładniętym szaleństwem Hitlera. Jest dużo dobrej piosenki w wykonaniu Dietrich i jej scenicznych przyjaciół.
Spektakl ma atrakcyjną oprawę muzyczną (autorstwa Piotra Salabera) i kostiumograficzną (autorką strojów niczym z czarno-białego filmu jest Sabina Czupryńska). Scenografii przedstawienie nie potrzebuje – tworzy ją widok na morze i plażę.

Premiera sztuki „Marlena Dietrich. Iluzje” (pierwotnie zaplanowana na zeszły rok, ale odwołana ze względu na ograniczenia pandemiczne) otworzyła jubileuszowy, 25. sezon na Scenie Letniej w Orłowie.