Plakat PIAF

Pam Gems

Premiera

PIAF

Niezwykła kobieta i niezwykły głos. Legenda piosenki francuskiej, charyzmatyczna osobowość, której życie pełne było niespełnionej miłości, bólu i cierpienia. Swoimi pieśniami porwała cały świat, a dziś, wiele lat po jej śmierci, ten sam świat wciąż jej słucha i chłonie historię jej życia. Nasz spektakl, w którym te właśnie pieśni splecione z istotnymi wydarzeniami z biografii Edith Piaf, kreują niezwykły obraz jej życia i twórczości nie pozostawi was obojętnymi.

 

Realizacja

Przekład: Jerzy Zagórski
Tłumaczenie: Andrzej Ozga
Inscenizacja, choreografia: Jan Szurmiej
Scenografia: Sabina Bicz
Kierownictwo muzyczne, aranżacja: Andrzej Zarycki
Przygotowanie wokalne: Barbara Czarkowska
Inspicjent: Maciej Sykała
Suflerka: Ewa Gawron


Czas trwania: 2 godziny 45 minut z jedną przerwą

Występują

Recenzje

Dorota Lulka zawłaszcza uwagę gdyńskiej widowni

Dorota Lulka, tytułowa Edith Piaf, jest niekwestionowaną królową przedstawienia, które swoją premierę miało w gdyńskim Teatrze Miejskim im.Witolda Gombrowicza. Scena ta nieczęsto wystawia spektakle muzyczne. „Piaf” jest w tym względzie nielicznym wyjątkiem (w ostatnich kilku latach można do nich zaliczyć jedynie „101 dalmatyńczyków”, „Klatkę wariatek” i „Niespodziewany koniec lata”). Ale gdy ma się w zespole taką aktorkę jak Dorota Lulka, grzechem byłoby nie wykorzystać jej warunków. Dorota Lulka już kilkakrotnie zaprezentowała swój talent wokalny – za role Biduli i interpretację piosenki „Na pomoc” w wystawionym na plaży w Orłowie „Niespodziewanym końcu lata” otrzymała przed trzema laty nagrodę artystyczna prezydenta Gdyni,a brawurowo wykonany po franmcuski utwór w musicalu „Klatka wariatek” przyniósł jej uznanie i nową propozycję artystyczną. Nie minęły dwa lata, a Jan Szurmiej, reżyser spektaklu „Piaf” zaproponował jej tytułową rolę w przedstawieniu o legendarnej pieśniarce – „paryskim wróbelku”. Nie mógł trafić lepiej, Lulka jest stworzona do roli Piaf. To wyposażona przez naturę w doskonałe warunki głosowe i obdarzona temperamentem interpretatorka muzycznych miniatur. Dodatkowo sprzyja jej drobna postura i możliwości aktorskie. Jeśli dołożyć do tego wielomiesięczną pracę nad rolą otrzymamy prawdziwą kreację. To wyzwanie, na jakie wiele aktorek czeka całe życie. Biografia słynnej francuskiej pieśniarki od lat młodzieńczych aż po śmierć, której życie raz ociera się o rynsztok, to znów o Parnas i której stan psychiczny przypomina sinusoidę, daje aktorce niezwykłe pole do popisu. Ale sprostać temu zadaniu mogą tylko najlepsi. Lulka z pewnością do nich się zalicza. To ona dźwiga ciężar przedstawienia i bez reszty zawłaszcza uwagę widowni. Największym atutem są piosenki Piaf, to one wyznaczają rytm przedstawienia. Poza główną postacią, która w sposób maturalny dominuje nad pozostałymi, poznajemy bogatą galerię ludzi, którzy przewinęli się przez życie Piaf (od przyjaciółki – prostytutki po Charles’a Aznvour’a, Marlenę Dietrich, i Ives’a Montanda).

Przedpremierowy pokaz

„Padam, padam – niech melodia wciąż gra!”

– Jak dobrze być widzem teatralnym! – tak mogliby powiedzieć wszyscy, którzy widzieli „Piaf”. Sukcesy teatralne należą dziś do rzadkości i nieczęsto recenzent może pozwolić sobie na pochwały, dlatego dziękuję artystom Teatru Miejskiego za przysporzenie mi tak znakomitej ku temu okazji.

– Przedstawiam Państwu Madame Piaf… – z nonszalancją zapowiada konferansjer. I tak w jednej z małych paryskich kawiarenek, na scenie z mikrofonem, staje niepozorna dziewczynka i będzie już obecna do końca. Tym skromnym „maleńkim wróbelkiem”, niezmiennie odzianym w czarną sukienkę z krótkimi rękawkami, jest jedna z matek francuskiej piosenki Edith Piaf. I wdzięczna losowi cieszę się, że w spektaklu Teatru Miejskiego w rytm „Milorda” do mikrofonu podeszła właśnie Dorota Lulka. Aktorka już w tym momencie przekonała publiczność nie tylko do tego, że może śpiewać Piaf, ale że potrafi jej piosenki przywłaszczyć sobie i oddać ich prawdę na nowo. Sceny odtwarzające najważniejsze fakty z historii życia pieśniarki przeplatały się z jej utworami, dlatego śpiewanie Lulki musiało wiązać się ściśle z postacią i opowiadać o jej doświadczeniach. Lulka udowodniła swój aktorski talent, jednocześnie dając się poznać jako oryginalna piosenkarka. To ona właśnie okazała się fenomenem sobotniego wieczoru. Publiczność nie mogła odczuć dystansu, z jakim czasem trzeba się liczyć w powtarzaniu legendy. Nie pozwoliły na to wykonania tych najbardziej znanych utworów Piaf, jak i tych, które zabrzmiały zupełnie inaczej i naturalnie wzruszały zupełnie nową jakością, jak np. „Hymn do miłości”. Sprawność interpretacyjną Lulki wyczuwało się też w balladzie „Brawo dla klauna” – znaczącym post scriptum do życia Edith Piaf. Biograficzny dramat Pam Gems okazał się w spektaklu w reżyserii i choreografii Jana Szurmieja sprawnie opowiedzianą historią. I, co ważne, opowiedzianą w teatrze, który jest oszczędny w środkach wyrazu i nie razi dosłownością. I choć całość trwała zdecydowanie za długo, to ja w skali od 1 do 10 daję przedstawieniu w Gdyni maksymalną liczbę punktów, bo sprawiło ono, że mogę być naprawdę zadowolonym widzem teatralnym.

W Teatrze Miejskim pieśni wróbelka

Na ciemnej scenie w czarnej sukni, maleńka, niepozorna… Dorota Lulka. Jednak kiedy zaczyna śpiewać, elektryzuje publiczność. Tak jak Edith Piaf śpiewa całym ciałem. Jej niespokojne rece wędrują po sukni lub wznoszą się do nieba, gdy błaga świętą Tereskę o łaskę dla ukochanego. Dorota Lulka stworzyła postać kobiety uparcie poszukującej miłości, czasem zabawnej, niekiedy irytującej. Obok niej na scenie pojawia się galeria kochanków: Yves Montand, Charles Aznavour i wielu innych. Na koniec młodszy od Piaf o lat dwadzieścia – ThĂŠo Sarapo.

Spektakl „Piaf” Pam Gems w Teatrze Miejskim to opowieść o życiu legendy francuskiej piosenki. „La mĂ´me Piaf” znaczy „wróbelek”. Oglądamy niezwykłą historię wróbelka z paryskiej ulicy, który wzleciał na szczyty.

Na scenie Piaf (Lulka) młoda, zabawna, zadziorna, zakochana lub nieszczęśliwa. Fenomenalna, gdy śpiewa piosenkę „Bravo” lub „Padam”. Potem widzimy Piaf starszą, uparcie walczącą z cierpieniem, uzależnieniem od narkotyków. Spektakl perfekcyjnie wyreżyserował Jan Szurmiej, do pięknej scenografii Sabiny Bicz. Publiczność cicho nuciła. Po każdej piosence rozlegały się brawa. Gdy po przedstawieniu na scenę weszła Dorota Lulka, widzowie zerwali się z miejsc i zgotowali aktorce owacje na stojąco. Potem przez prawie pół godziny zmuszali ją do bisów.