Plakat Prawiek i inne czasy

Olga Tokarczuk

Premiera

Prawiek i inne czasy

Fascynujące spotkanie z wyobraźnią, wrażliwością i metaforycznością języka polskiej Noblistki Olgi Tokarczuk. W adaptacji Jacka Bały jej powieść nie traci na fabularności, a osią opowieści pozostaje czas, jego przemijanie, wewnętrzna przemiana człowieka i świata. Burzliwy XX wiek opowiedziany historiami kilku pokoleń mieszkańców Prawieku, którzy walczą o swoje szczęście. W zamyśle reżysera powstaje spektakl o szukaniu osobistej, wewnętrznej wolności, wyjściu poza schematy, stereotypy, konwencje społeczne, o zdobyciu odwagi, żeby samemu ustanawiać granice, tak jak zrobią to bohaterowie „Prawieku”.

Realizacja

Reżyseria, adaptacja, światła: Jacek Bała
Scenografia, kostiumy: Hanna Szymczak
Muzyka: Sambor Dudziński
Ruch sceniczny: Franciszka Kierc-Franik
Współpraca scenograficzna: Zuzanna Kubicz

Asystentka reżysera: Olga Barbara Długońska
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Krzysztof Dąbek
Producentka: Ewa Szulist


Czas trwania: 1h 20 min – przerwa – 1h 10 min

Występują

Recenzje

Rozbite naczynia

Spoglądając na bohaterów Prawieku i innych czasów w reżyserii Jacka Bały, odnosimy nieodparte wrażenie, że mimo wszystkich różnic i odmienności, tak silnie indywidualizujących każdego i każdą z nich, są oni nade wszystko nierozerwalnie zespoleni jakąś nadrzędną dla ich istnienia niekompletnością....

Czytaj więcej

Rozbite naczynia

Szewirat ha-kelim, kabalistyczna koncepcja wypaczonego aktu stworzenia, przenikająca silnie Biegunów czy Księgi Jakubowe, znaczy też narrację Prawieku i innych czasów, jednej z pierwszych powieści Olgi Tokarczuk. Według niej naczynia, które miały pomieścić boską światłość, pękły, a ta kosmiczna katastrofa, to pierwotne rozbicie, naznaczyło nowopowstały świat wiecznym niedostatkiem i niekompletnością. Owo rozbicie i wynikająca z niego defragmentacja oraz niewystarczalność szczególnie mocno widoczne są w scenicznej adaptacji Prawieku Jacka Bały, który jednakże ułomność swoich bohaterów ujmuje z czułej perspektywy wywiedzionej z literackiego oryginału – tak po prostu już jest. I to „bycie” nie podlega żadnemu wartościowaniu czy hierarchizacji. Może być jednakże impulsem do poszukiwań, które niezmiennie stają się udziałem bohaterów gdyńskiego przedstawienia, są oni bowiem obdarzeni rodzajem trudnego do wypowiedzenia/opowiedzenia przeczucia – że gdzieś tam (tu?) istnieje wzór idealnego świata, świata bez pęknięć, bez pogubionych fragmentów, świata sprzed czasów kosmicznej katastrofy. I każdy z nich swoimi sposobami ów wzór próbuje odnaleźć i odtworzyć. Jak Izydor, poszukujący bez ustanku boskiego sedna; jak Ruta (Martyna Matoliniec), pragnąca przekroczyć granicę Prawieku, czy wreszcie jak Dziedzic Popielski (Piotr Michalski), który odpowiedzi obsesyjnie upatruje w rozgrywanych partiach podarowanej mu przez rabina gry.

Jacek Bała sam podjął się adaptacji tekstu powieści, przenosząc w trzygodzinnym przedstawieniu większość najistotniejszych dla tekstu Tokarczuk wątków, co ważne – w sposób czytelny także i dla tych, którzy nie znają literackiego oryginału. Efektem jego pracy jest bardzo spójny narracyjnie fundament przedstawienia, wynikający z uważnej lektury i nie kryjący zachwytu nią. W swojej interpretacji powieści, Bała czyni „czułymi narratorami” Archaniołów strzegących krańców tytułowej wsi: Michała (Bogdan Smagacki), Rafała (Elżbieta Mrozińska) oraz Gabriela (w tej roli sam reżyser), których czerwono-ceglane kostiumy (Hanna Szymczak) bardziej jednak każą w nich widzieć ludowych tricksterów niż typowe postaci anielskie. Ta trójca wprowadza nas w świat i czasy Prawieku, który scenograficznie (także Hanna Szymczak) oddany jest tu za pomocą rozpoczynającego się w głębi sceny i wpuszczonego w widownię drewnianego podestu z ciężkimi stołami i krzesłami po obu jego stronach i z wieńczącym go w głębi sceny szklanym kubikiem, siedzibą ukazującej się od czasu do czasu Matki Boskiej Jeszkotlowskiej (Agnieszka Bała). W takiej przestrzeni ludowy zaśpiew Archaniołów wprowadza na scenę kalejdoskop bohaterów, mieszkańców wsi na kielecczyźnie: rodziny Boskich, Niebieskich i Popielskich, a także krążące między nimi postaci księdza, wiejskiego parobka-samotnika czy żeńskiej wersji jurodiwego. Ich historie (czy też, jak nazwała je Tokarczuk, czasy) wzajemnie się przenikają, dopowiadają i tłumaczą. Ale też żadna nie jest w pełni skończona, do końca opowiedziana, bo każda naznaczona jest przekleństwem rozbitych naczyń – wiecznym niedokończeniem, pęknięciem, permanentną niekompletnością. Jacek Bała bardzo dobrze panuje nad materią tych delikatnych, wielowymiarowych mikropowieści, sprawnie i bez pretensji kreśląc ich głębię, eksploatując ich humor i błyskotliwość.

Prawiek i inne czasy gromadzi na gdyńskiej scenie aż dwudziestoosobowy zespół, który poprowadzony jest tutaj z wprawą i interpretacyjną pewnością. Przedstawienie ogląda się w większości bardzo dobrze – inscenizacje poszczególnych wątków zaskakują różnorodnością pomysłów i prezentują się bardzo ciekawie od strony wizualnej. Znakomitą decyzją było powierzenie reżyserii ruchu Franciszce Kierc-Franik, wieloletniej solistce Bałtyckiego Teatru Tańca, której choreografia, zwłaszcza w scenach zbiorowych, stanowi tu właściwie niemal osobną płaszczyznę komunikacyjną – przesyconą symboliką, nadpisującą poszczególnym historiom dodatkowe znaczenia. Z tych zaś najbardziej zapadają w pamięć „czasy” Kłoski, Genowefy i Dziedzica Popielskiego. Ta pierwsza, w świetnym wykonaniu Moniki Babickiej, spaja w sobie pierwiastki tego, co święte, z tym, co bluźniercze. Prostytuująca się we wsi Kłoska jest na poły wariacją na temat Świętej Ofiary, na poły boginią (nawiązania do mitu o Korze i Demeter są tu zresztą bardzo jednoznaczne), a jeszcze kiedy indziej – po prostu postacią, która wytrąca mieszkańców wsi z zamkniętego cyklu codziennych obowiązków i nakazuje spojrzeć na swoją egzystencję z nieco innej niż zazwyczaj perspektywy. Kłoska jest bohaterką jednego z najlepszych fragmentów przedstawienia – sceny porodu, która rozgrywa się w wypełnionym ziemią wgłębieniu, usytuowanym w drewnianym podeście w centrum sceny. Odsłonięty fragment żywej ziemi, z którą zespala się niemal nagie ciało rodzącej kobiety, staje się symboliczną przestrzenią transfiguracji – krzycząca z bólu Kłoska przekracza granice życia i śmierci, powstaje na nowo w akcie bosko-ludzkiej transgresji. Na innym biegunie znaczeń (z pozoru) usytuowana jest Genowefa Niebieska, w początkowych partiach spektaklu – młoda kobieta z niemowlęciem u boku, rozdarta między poczuciem obowiązku i lojalności wobec nieobecnego męża (Rafał Kowal) a zmysłową relacją z żydowskim chłopakiem. Postać Genowefy najsilniej bodaj wciela tu swoiste „wplątanie w czas”, rozumiane jako rodzaj uwięzienia. Genowefa zdaje się być skazana na określoną biografię i mimo pewnych prób ucieczki poza jej granice (romans z Elim), ostatecznie osiada w niej bezpowrotnie, godząc się na wynikający z niej, w gruncie rzeczy niezwykle przejmujący, los. Z kolei postać Dziedzica Popielskiego wprowadza na scenę motyw gry, wywiedzionej z tradycji kabalistycznej, w ramach której kolejne sceny przedstawiają „apokryficzne” opowieści o początkach wszechrzeczy. To jedne z najlepszych partii spektaklu, wspaniale pomyślane, bardzo efektowne pod względem estetycznym, świetnie zagrane i przejmujące swoim znaczeniem.

Strzeżone przez aniołów granice Prawieku są dla mieszkańców wsi niemal nieprzekraczalne. Bała, idąc za Tokarczuk, zamyka swoich bohaterów w ściśle określonej przestrzeni, wplątuje nieodwracalnie w czas. Z Prawieku nie ma ucieczki, a jeśli już się ona zdarzy, jak w przypadku Ruty, powrót do wsi jest niemożliwy. Gdyńskie przedstawienie jest opowieścią tak o uwięzieniu, jak i o wiecznej próbie przekroczenia granicy w celu „skompletowania” siebie, uzupełnienia, posklejania tego, co pierwotnie rozbite. Co najistotniejsze – ta egzystencjalna praca bohaterów Bały nie ma wcale kształtu wiecznego cierpienia. Historie rozgrywające się w Prawieku bywają, owszem, pełne bólu, strachu i niesprawiedliwości, zwłaszcza w mrocznych czasach wojny. Przeważa w nich jednak światło, dobro i miłość, nawet jeśli często mające kształt niedoskonały i niezręczny. Trzygodzinne gdyńskie przedstawienie to przede wszystkim poetycko-naturalistyczny obraz rozpisanej na kilkadziesiąt lat dwudziestego wieku rodzinnej sagi, niezaciemniający tego, co wstydliwe czy nieporadne, przeciwnie – odkrywający i oświetlający wszystkie elementy „potłuczonej” społeczności i ich świata.

Przedstawienie Jacka Bały jest, zaraz obok Bankietu w reżyserii Tadeusza Bradeckiego z 2019 roku, zdecydowanie najciekawszym spektaklem Teatru Miejskiego w Gdyni od lat. To przemyślana, spójna, emanująca fascynacją wobec literackiej materii teatralna kompozycja, świetnie zagrana, dopracowana pod kątem choreograficznym, muzycznym, scenograficznym i kostiumowym. Pod względem aktorskim przedstawienie zdominowały kobiety – role Moniki Babickiej, Olgi Barbary Długońskiej czy Weroniki Niewieśniak, ale i kreacje z dalszego planu, jak świetna rola Beaty Buczek-Żarneckiej jako Dziedziczki Popielskiej czy pełna aktorskiego dystansu i humoru rola Agnieszki Bały jako Matki Boskiej. Z męskich kreacji uwagę przyciągają najmocniej role Macieja Wiznera i Piotra Michalskiego, ale świetnie wypadają również Krzysztof Berendt, Dariusz Szymaniak czy Grzegorz Wolf. Świetną pracę wykonała Hanna Szymczak – znakomicie sprawdza się jej prosta, funkcjonalna scenografia, wspaniale wypadają wysmakowane kostiumy (wizualnym olśnieniem jest strój Matki Boskiej, nawiązujący estetyką do prawosławnej tradycji ikonograficznej). Dopełnieniem dopracowanej rzeczywistości scenicznej jest muzyka Sambora Dudzińskiego, w której usłyszymy dźwiękową reprezentację różnorodności świata Prawieku: wątki ludowe, żydowskie, wschodnie.

Prawiek i inne czasy w reżyserii Jacka Bały to swoisty krok poza „strefę komfortu” Teatru Miejskiego w Gdyni. Lata dyrekcji Krzysztofa Babickiego zbudowały wierną, ale i przyzwyczajoną do dość zachowawczego teatru widownię. Prawiek jest bez wątpienia wyjściem poza to, co wypracowane, znane i bezpieczne, jest zwrotem w kierunku widza, który oczekuje od teatru przede wszystkim artystycznych i semantycznych poszukiwań. To bardzo dobry i potrzebny krok.

„Prawiek i inne czasy” wciąga jak trąba powietrzna – opór jest daremny

Wizyta w teatrze niesie w sobie zawsze pewne ryzyko. O czym przekonałam się podczas sobotniego wieczoru, na premierze sztuki według książki noblistki Olgi Tokarczuk „Prawiek i inne czasy” w Teatrze Miejskim w Gdyni. Bez żadnego ostrzeżenia zostałam bowiem wrzucona w...

Czytaj więcej

„Prawiek i inne czasy” wciąga jak trąba powietrzna – opór jest daremny

„Prawiek i inne czasy” to jedna z najgłośniejszych i najpoczytniejszych powieści Olgi Tokarczuk, przełożona na trzydzieści języków. Prawiek – wieś w centralnej Polsce – skupia losy pokoleń kilku rodzin, codzienność przeplata tu się z niezwykłością, rzeczywistość z mitem.
– Prawiek to miejsce, gdzie realizm spotyka się z magią, ludzie z aniołami, a życie płynnie
przeplata ze śmiercią – w naturalnym prawiecznym porządku – zapewnia Olga Tokarczuk.
Burzliwy XX wiek poznajemy dzięki historii kilku pokoleń mieszkańców wioski. Żyją w niej Stary Boski (Maciej Sykała) z synem Pawłem Boskim, który koniecznie chce być kimś – w tej roli znakomity Maciej Wizner.
Jest też właściciel młyna Michał Niebieski (Rafał Kowal), jego żona Genowefa (Olga Barbara Długońska) oraz ich dzieci Misia i Izydor. Cały zespół gra znakomicie. Od dawna nie widziałam przedstawienia o grze tak wyrównanej i tak zespołowej. Aktorzy nie grali, byli. Nie ma szparki między postacią a grą. Młodziutka aktorka Martyna Matoliniec jako Ruta zaskakuje dojrzałością używanych przez siebie środków, także Weronika Nawieśniak świetnie poradziła sobie z rolą Misi.
Trudne zadanie wcielenie się w Izydora (chłopca z wodogłowiem) miał Krzysztof Berendt. Łatwo było przerysować tę postać, ośmieszyć, tymczasem jego Izydor nie tylko nas ciekawi, ale momentami także wzrusza i bawi. Ta trójka młodych aktorów to najnowszy, wielce obiecujący, nabytek gdyńskiego Teatru Miejskiego.

Zaskakują i zachwycają
Sugestywnie antypatycznego Ukleję zagrał Mariusz Żarnecki. Ważną postacią w spektaklu jest Kłoska (Monika Babicka), która oprowadza nas po ogrodach ziemskich rozkoszy, trwóg i cierpień. Zbudowanie postaci Kłoski wymagało od aktorki sporej odwagi, przełamania pewnych barier psychicznych i fizycznych, ale znakomicie poradziła sobie z tą rolą – to prawdziwa kreacja.
Ważną postacią jest też Dziedzic Popielski (Piotr Michalski). Zaskakuje Beata Buczek-Żarnecka w roli małomównej, kostycznej, odpychającej Dziedziczki Popielskiej.
Grzegorz Wolf jako żołnierz Kurt i Iwan jest uosobieniem brutalności, okrucieństwa wojny, ale przełamuje je ludzkimi odruchami.
Dariusz Szymaniak jako Ksiądz Proboszcz jest znakomity jak zawsze, pojawia się też Florentynka, która zwariowała całkiem niepostrzeżenie (w tej roli Małgorzata Talarczyk).
Aktorzy grają po kilka postaci, np. Agata Moszumańska pojawia się jako Maria Szer, Rachela i Tajniak D.
Pole dla wyobraźni
Kapitalną muzykę, inspirowaną ludowością, skomponował Sambor Dudziński, a ruch
sceniczny przygotowała Franciszka Kierc-Franik. Wiele scen z tego spektaklu pozostanie nam pod powiekami. Jest to bowiem, przedstawienie wyjątkowej urody plastycznej. Hanna Szymczak zaprojektowała wspaniałe kostiumy, a jej umowna scenografa pozostawia pole dla wyobraźni widza. Przez scenę i widownię biegnie drewniany podest, po obu stronach sceny stoją duże drewniane stoły z wysokimi krzesłami. W tle wyświetla się kapliczka, w której stoi Matka Boska Jeszkotlowska (Agnieszka Bała).
Idź i nie zatrzymuj się
Na naszych oczach stwarzają się różne światy, wędrujemy przez nie razem z bohaterami sztuki.
– Idź i nie zatrzymują się w żadnym ze światów – mówi Kłoska.
Warto zajrzeć do tej półbaśniowej krainy, gdzie jawa i sen mieszają się ze sobą, ale wieś Tokarczuk nie ma w sobie nic z sielanki. To opowieść miejscami brutalna. Jest tu naturalizm, erotyzm, niespełnione pragnienia, nadzieje i śmierć. Gorąco polecam, to wyjątkowe przedstawienie na motywach powieści Olgi Tokarczuk w adaptacji Jacka Bały. Gdyński „Prawiek i inne czasy”, bowiem porusza i skłania do refleksji.

Prawiek, czyli świat

Pierwszą premierą w Trójmieście po miesiącach kulturalnego lockdownu jest „Prawiek i inne czasy” w Teatrze Miejskim w Gdyni według prozy noblistki Olgi Tokarczuk. To spektakl starannie przygotowany i intrygujący. Jak mówi Krzysztof Babicki, dyrektor artystyczny Miejskiego, premiera „Prawieku…” była przekładana...

Czytaj więcej

Prawiek, czyli świat

Odrealniony realizm

Wydana w 1996 r. wczesna powieść późniejszej noblistki Olgi Tokarczuk to proza tyleż uniwersalna, co magiczna. I właśnie ta odrealniona tkanka, a także niezwykły językowy kunszt, świadczą o klasie tej literatury. W warstwie fabularnej „Prawiek i inne czasy” jest przesyconą sensualnością opowieścią o polskiej wsi i jej mieszkańcach, w której odrealnienie oraz realizm i naturalizm w przedziwny sposób stanowią dla siebie uzupełnienie. Jej akcja rozpoczyna się wraz z pierwszą wojną światową, a kończy w latach 70. zeszłego wieku. Wieś Prawiek zamieszkują przedziwne postaci: od zadomowionej w lesie dzikiej dziewczyny Kłoski, która oddaje swoje ciało za kufel piwa, przez poczciwą rodzinę młynarzy Niebieskich, po zatracającego się w przedziwnej grze dziedzica Popielskiego. W sąsiednim miasteczku mieszkają Żydzi. A nad całym Prawiekiem i okolicą czuwa Matka Boska Jeszkotlowska i Archaniołowie.
Sukces reżysera

Jacek Bała (wcześniej zrealizował w Gdyni „Amadeusza”, „Balladynę”, „Mistrza i Małgorzatę”), reżyser i adaptator tekstu, tym razem postawił przed sobą wyjątkowo trudne zadanie. Magiczna powieść Olgi Tokarczuk (wcześniej wystawiona przez Teatr Wierszalin) nie jest łatwą pozycją do przeniesienia na scenę nie tylko ze względu na swój charakter, lecz także dominującą formę opisową. Na szczęście Jacek Bała znalazł do niej klucz, którym są postaci archaniołów występujące w rolach narratorów (sam reżyser zagrał archanioła Gabriela).
Cały trzygodzinny spektakl, przybierający formę moralitetu, został precyzyjnie zaplanowany – nie ma w nim dłużyzn, na każdą scenę reżyser ma swój autorski pomysł, każda postać jest potraktowana z odpowiednią uwagą i znajomością rzeczy. Z każdego aktora reżyser wydobywa to, co najlepsze. Toteż jest czym oko nacieszyć, zwłaszcza że warstwa wizualna również jest atrakcyjna.
Porządne aktorstwo

Każdy z trzech archaniołów (poza Bałą grają ich także Elżbieta Mrozińska i Bogdan Smagacki) przeprowadza widzów przez tę niełatwą opowieść także dzięki udanym partiom wokalnym. Kłoska Moniki Babickiej to postać dzika, zjednoczona z naturą, która z biegiem czasu z wiejskiego popychadła przeobraża się w czułą matkę Ruty. Agnieszka Bała w przepięknie zakomponowanej scenograficznie postaci Matki Boskiej Jeszkotlowskiej jest po prostu rozbrajająca – nie można nie polubić jej przyziemnych, rezolutnych uwag kierowanych do śmiertelników.
Krzysztof Berendt jako cierpiący na wodogłowie, ale wyjątkowo wrażliwy na świat Izydor stworzył poruszającą kreację aktorską i wyrasta na silną osobowość zespołu Teatru Miejskiego. Genowefa Niebieska w zapadającej w pamięć interpretacji Olgi Barbary Długońskiej, Weronika Nawieśniak jako Misia Boska, z której stopniowo uchodzi radość życia, Martyna Natoliniec jako krzywdzona przez mężczyzn Ruta marząca o lepszym życiu – to tylko niektóre z udanych ról tego spektaklu.

Istotną rolę w „Prawieku…” odgrywa muzyka Sambora Dudzińskiego z elementami etno, śpiewu a capella i z użyciem kilku niebanalnych instrumentów. Dawno nie słyszeliśmy w Miejskim tak ciekawych brzmień.

Współautorkami sukcesu tego przedstawienia są także Hanna Szymczak, autorka ciekawej scenografii i kostiumów, oraz Franciszka Kierc-Franik, która z powodzeniem opracowała ruch sceniczny.

To spektakl z pewnością wart polecenia. Z jednym tylko zastrzeżeniem: przed kupnem biletu warto przeczytać powieść Tokarczuk. Ja mam ją świeżo w pamięci, ale dla osób, które jeszcze nie odkryły magicznego świata Prawieku, odnalezienie się w nim w teatralnych realiach może, choć nie musi, nieść pewne kłopoty.

Prawiek i inne czasy

„Prawiek i inne czasy” Olgi Tokarczuk w reż. Jacka Bały w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Przemek Gulda na swoim koncie instagramowym.

Czytaj więcej

Prawiek i inne czasy

Dynamiczna, spójna i konsekwentna adaptacja wczesnej powieści Tokarczuk. Zrealizowana w klasyczny sposób i bardzo tradycyjnym stylu, trzyma tempo i balans między liryzmem i powagą, a kpiną i żartem, między metafizyką, a banałem codzienności. Nieźle sprawdza się pomysł obsadzenia w roli narratorów archaniołów, a zwłaszcza – pełnej ironii Maryjki.
Bale udało się stworzyć co najmniej kilka poruszających poetyckich scen: tę, w której „pan bóg kulę nosi” albo tę, w której grająca sparaliżowaną Genowefę Olga Barbara Długońska chowa się za manekina.