Plakat Pułapka

Tadeusz Różewicz

Premiera

Pułapka

Intrygująca opowieść o życiu jednego z największych pisarzy XX wieku. O jego nieoczywistych związkach, burzliwych rozstaniach, fascynujących kobietach, trudnych relacjach rodzinnych i wizjach przyszłości, które się ziściły.

Nagroda Teatralna Marszałka Województwa Pomorskiego w kategorii: REŻYSERIA.

Realizacja

Reżyseria: Krzysztof Babicki
Scenografia: Marek Braun
Kostiumy: Hanna Szymczak
Współpraca kostiumograficzna: Zuzanna Kubicz
Muzyka: Marek Kuczyński
Ruch sceniczny: Katarzyna Migała
Światło: Marek Perkowski

Asystent reżysera: Maciej Wizner
Suflerka: Ewa Gawron
Inspicjent: Tomasz Czajka
Producentka: Ewa Szulist

W spektaklu wykorzystywane są głośne efekty dźwiękowe (m.in. wystrzały z broni palnej). Osoby wrażliwe na ten rodzaj efektów prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności.


Czas trwania: 1h 15 min – przerwa – 55 min

Występują

Recenzje

To, co jest tu najważniejsze, musimy odnaleźć sami”. Po premierze „Pułapki” Tadeusza Różewicza

Na początek opowieść z innego czasu. Z teatru… życia. Początek pandemii, marzec 2020 roku. W sklepach panika. Ludzie – sprowokowani przez płynące z mediów niepokojące komunikaty – rzucają się między regały. Biorą jak leci. Po chwili nie ma już: makaronu,...

Czytaj więcej

To, co jest tu najważniejsze, musimy odnaleźć sami”. Po premierze „Pułapki” Tadeusza Różewicza

Może w tym miejscu warto przypomnieć słowa Paula Valéry’ego, przywołane zresztą przez samego Różewicza w książce „Przygotowanie do wieczoru autorskiego”:
„Poezja jest przetrwaniem śmierci. Jest ona – w epoce symplifikacji języka, upadku i zwyrodnienia form oraz obojętności względem nich, w epoce specjalizacji – rzeczą szczątkową, zanikającą. Chcę przez to powiedzieć, że w naszych czasach nie wynaleziono by wierszy…” Punktem wyjścia dramatu Tadeusza Różewicza są losy Franza Kafki. Obsesyjnie chodził jego śladami już jako młody człowiek. Nie powstała powieść biograficzna, powstał dramat, którego bohater, jak to już wielokrotnie określano, wpada w pułapkę totalną: historii, biologii, własnej twórczości, losu:
„To ja jestem pułapką, moje ciało jest pułapką, w którą wpadłem po urodzeniu”.
Wierność słowu, szacunek do literatury i aktorów – tego trzyma się Krzysztof Babicki, uważa, że reżyser głuchy na aktora jest głuchy na teatr. Po „Pułapkę” sięga po raz kolejny.
– Bo to tekst magiczny, do którego lubię wracać – tłumaczył przed premierą.
Pierwszą „Pułapkę” zrobił w Teatrze Wybrzeże, tuż po stanie wojennym, blisko czterdzieści lat temu. I w gdyńskim Teatrze Miejskim ma, co podkreśla, świetną obsadę.
– A to aktorzy sprawiają, że się wybiera taki, a nie inny tekst – uważa.
Na scenie feeria kreacji. Prawdziwą wirtuozerię środków aktorskich prezentuje Grzegorz Wolf w roli Ojca. Ten charyzmatyczny aktor ujmująco żongluje słowem, mimiką i gestem, szczególnie porywa jednak to, co najtrudniejsze w sztuce aktorskiej, co nieuchwytne, nienazwane warsztatowo – aktor wprowadza nas w świat iluzji, na chwilę ulegamy złudzeniu, zapominamy, że Ojciec to postać z dramatu, z wyobraźni. Zapominamy, że jesteśmy w teatrze. Wręcz cieleśnie uczestniczymy w tym, co dzieje się na scenie.
Wtóruje mu aktorsko Dariusz Szymaniak w roli Maksa. A i Franz Piotra Michalskiego. Mimowolnie próbujemy się przebić przez ten jego metafizyczny ból. Zdjąć maskę, której jednak konsekwentnie się trzyma.
***
Są tu sceny, które zostaną w pamięci na długo. Ta z Bogdanem Smagackim w roli Fryzjera obsługującego Franza, z Szymonem Sędrowskim jako Wyrostkiem Józkiem i z Mariuszem Żarneckim w roli Pana Radcy – to perła tak reżyserska, jak i aktorska.
Silne aktorsko, poruszające emocjonalnie (na szczęście, bez szarżowania), ciekawe psychologicznie są tu postaci kobiet, zbudowały je z wyczuciem zwłaszcza: Beata Buczek-Żarnecka jako Matka, Monika Babicka jako Greta, Agnieszka Bała – Felicja.
Cały zespół Teatru Miejskiego ujmuje klasą nie po raz pierwszy.
– To, oczywiście, w każdym czasie będzie opowieść o nas, o nas żyjących w świecie przemocy, na którą nie ma ratunku – zapowiadał reżyser przed premierą.
Wystarczy przywołać słowa Ojca:
„Zróbcie sobie schron, bo oni idą po nas…”.
Ale dziś „Pułapka” Babickiego to przede wszystkim opowieść o strachu. O samotności w obliczu zagrożenia, w obliczu niezmiennie pulsującego zła, a może nawet, co jeszcze bardziej przejmujące, to spektakl o samotności w obliczu… samotności. O śmierci za życia. Tematy bliskie Różewiczowi od początku mocno wybrzmiały na gdyńskiej scenie.
Osobne role grają tu oniryczna scenografia Marka Brauna i pełna niepokoju muzyka Marka Kuczyńskiego, to dwie wysokiej próby teatralne kreacje.
Siłą tego przedstawienia jest pewna uniwersalność interpretacji. Krzysztof Babicki nie narzuca tropów, jeśli nawiązuje do współczesności, to dyskretnie, nie wprost, pozwala odbiorcy wybierać w znaczeniach, wybrzmieć słowu do końca. Poszukiwać. Nie opowiada o sobie przez teatr, trzyma reżyserski dystans, jest przewodnikiem po znaczeniach, podrzuca kierunki, ale to, co w tej historii jest najważniejsze, musimy odnaleźć sami.

Dmuchane żaby

Mały Franz (Krzysztof Berendt) tuli się lękliwie do troskliwej piastunki Józi (Elżbieta Mrozińska). I opowiada o żabach – nadmuchiwanych przez wsadzane „w dupę” słomki i w swoim monstrualnym rozdęciu zmieniające się w latające smoki. Scena, którą reżyserujący Pułapkę Krzysztof Babicki...

Czytaj więcej

Dmuchane żaby

W tej żabie mały Franz widzi swoje przyszłe losy. „Rozedrze mnie jak żabę” – przywołuje drżącym głosem postać Ojca (Grzegorz Wolf), który mocuje tożsamość syna w pułapce niezbywalnego statusu „zwierzęcia ofiarnego”, nadmuchanego w sadystycznej zabawie płaza. Statusu, którego dotkliwość nie pozwala wyjść w kontaktach z innymi ludźmi poza granice własnego „ja”. Stojący przed obliczem Ojca dorosły Franz (Piotr Michalski) nie jest w stanie wyszeptać już nic ponad ów obciążony wielością powinności i oczekiwań zaimek.

Gdyńska Pułapka jest kolejną pracą Krzysztofa Babickiego z dramatem Różewicza (pierwsze przedstawienie reżyser zrealizował blisko czterdzieści lat temu w Teatrze Wybrzeże), tekstem będącym jednym z najznakomitszych w dwudziestowiecznej dramaturgii polskiej, a u swych fundamentów stawiającym postać i twórczość Franza Kafki. Tym razem (i na szczęście!) reżyser odszedł niemal zupełnie od próby (prze)czytania Pułapki w porządku realistycznym – gdyńska adaptacja wydobywa niepokojącą, a zarazem skrajnie bolesną podwójność dramatu, w którym biografia zapowiada historię i na odwrót, w którym nieustannie jest „coś/ktoś” obok, który wreszcie, jak napisał przed laty Janusz Majcherek, „zmierza do ściany śmierci”. U Babickiego dwuwarstwowość całej opowieści przenika niemal każdy poziom scenicznego świata: od kostiumów (stylizowane na stroje z epoki, świetne projekty Hanny Szymczak) po swoistą dwubiegunowość poszczególnych aktorskich kreacji. Podwójność ta widoczna jest już od pierwszych scen, w których widzimy mieszczańską rodzinę Franza Kafki: demonstracyjnie obrażonego Ojca, małomówną i bierną Matkę (Beata Buczek-Żarnecka) oraz trzy siostry, milczące i w bliźniaczych sukienkach (Martyna Matoliniec, Marta Kadłub, Weronika Nawieśniak). Bohater jest zakleszczony w tym bolesnym, wrogim świecie, a jednocześnie przygląda mu się z zewnątrz. Tyle tylko, że to „z zewnątrz” wcale mnie ma dla niego statusu przestrzeni bezpiecznej, przewidywalnej. To kolejna pułapka – nakręcana przymusem tworzenia, wypowiadania siebie przy jednoczesnym poczuciu niewystarczalności i nieadekwatności słowa. Tę chybotliwość i niespójność Franza doskonale wyczuwa Ojciec. W znakomitej interpretacji Grzegorza Wolfa raz przywodzi on na myśl drapieżcę, który wywęszy ofiarę po pojedynczej kropli krwi, a innym razem przywołuje postać upierdliwego, zgnuśniałego mieszczucha. Oba oblicza Ojca najchętniej zwracają się w kierunku Franza – nieprzystającego, niewystarczającego, niepotrafiącego opowiedzieć siebie, a zarazem tak irytująco konsekwentnego w podejmowanych nieustannie próbach mówienia. Skazanego na kolejne ciosy, które Ojciec zadaje ostrymi niczym noże z sennego koszmaru słowami.

Sceniczna przestrzeń w scenografii Marka Brauna jest ponura, ciemna i skromna – stanowią ją pojedyncze meble (rodzinny stół, łóżko, szafa), z których część ma mobilny charakter. W tej ciemności, surowości miejsca i przedmiotów dzieją się losy bohaterów i bohaterek Pułapki, z których każdy i każda jest swego rodzaju egzemplifikacją losów Franza, ale też i personifikacją jego lęków. Od narzeczonej Felicji (Agnieszka Bała) począwszy, jej „wilgotną otwartą jamę ustną, szereg zębów i ruchliwy język” Franz widzi bowiem jako potworną pułapkę – cielesność, która go odstręcza, brzydzi, a bez obecności której obyć się nie może. Ciało, cielesność jest u Babickiego istotnym tematem – potraktowane jako potrzask, jako źródło cierpienia, bólu, brzydoty. Jako natarczywy, żarłoczny obiekt. Jak brzemienne ciało Szewcowej (Elżbieta Mrozińska); zwaliste, obleczone w biedę ciało Józka (Szymon Sędrowski) czy unieruchomione, posadzone w inwalidzkim wózku ciało syna Grety (Krzysztof Berendt). Nie mniej przerażające są ciała doskonałe w swoich kształtach – podskakujące na brzegu łóżka niczym pastelowa piłeczka, nonszalanckie ciało Felicji (Agnieszka Bała) czy zapraszające do bliskości ciało Grety (Monika Babicka). Piękne czy szpetne, wszystkie niosą bezwzględnie poniżenie i lęk.

Krzysztof Babicki, zgodnie z literackim oryginałem, luźno plecie ze sobą wyimki z biografii Kafki, przepuszczone przez filtry z twórczości pisarza i z naddatkiem klątwy historii. To wszystko mieli się na scenie, przenika, towarzyszy sobie. Raz niczym w karnawałowej zabawie, za chwilę – jak w najgorszym, najbardziej okrutnym koszmarze. Franz każe najlepszemu przyjacielowi (w roli Maksa Broda Dariusz Szymaniak) palić swoje dzieła, a płomienie tej osobistej tragedii zapowiadają ogień Zagłady. Apokalipsa pojawia się na horyzoncie nagle, ale – co porażające – nikogo nie dziwi i nie napotyka na żaden opór. Zabawa z siostrami w ciuciubabkę kończy się zniknięciem dziewcząt, a przygłupawy pomocnik fryzjera zamiast myć włosy – brutalnie przesłuchuje. Obraz błyszczących zębów roześmianej Felicji transfiguruje się w wizję złotych zębów w koszach. Przez okno szewskiego zakładu widać maszerujące oficerki, a skulone kobiece ciała idą ścieżką bez powrotu. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość spotykają się, dialogują ze sobą, dookreślają siebie. Niewinne z pozoru zdarzenie przepoczwarza się w katastrofę. I na odwrót.

Najnowsza, gdyńska adaptacja Pułapki zbudowana jest na przeświadczeniu, że figura Franza stanowi rodzaj lustra odbijającego inne losy i historyczne sytuacje. To lustro przyjmuje i oddaje, czasem wyostrzając, niekiedy zniekształcając. Reżyser bardzo dobrze oddaje na scenie tę nieregularność (poszczególnych tożsamości, miejsc, czasu), przedstawienie bywa gwałtowne i głośne (napięcie podbija ilustracyjna muzyka Marka Kuczyńskiego), ale jest też czasem z premedytacją spowolnione, jakby zamarznięte, niczym odtwarzana w spowolnieniu filmowa taśma. Babicki chętnie zatrzymuje swoje postaci, zakleszcza je w unieruchomieniu, w pułapkach chwilowego letargu. Ale i pozwala im na moment wybuchać ekspresją – w chromym, konwulsyjnym tańcu ujawnia się Ojciec; w wirującej zabawie zatraca się na chwilę Franz. Reżyser chętnie korzysta z wpisanego w tekst Różewicza humoru – rodzina Szewca (Rafał Kowal) to rodzaj surrealistycznego, zbiorowego alter ego dystyngowanej rodziny Franza; a fragment z Fryzjerem (Bogdan Smagacki) udanie odbija absurdy Procesu czy Zamku.

Krzysztof Babicki po raz kolejny powrócił do Pułapki i jest to powrót udany – przemyślany, weryfikujący wcześniejsze doświadczenia, przesuwający wypracowane akcenty, bardzo dobrze korzystający z potencjału aktorskiego zespołu. Chociaż w interpretacji Babickiego postać Ojca nie jest wiodącą (co w adaptacjach teatralnych dramatu Różewicza zdarzało się nadzwyczaj często), to jednak kreujący ją Grzegorz Wolf niemal całkowicie włada gdyńską sceną – budując skomplikowaną, budzącą podziw i grozę postać, jedną z najlepszych, jakie w ostatnich latach możemy oglądać na trójmiejskich scenach. Bardzo dobrze postać Franza poprowadził Piotr Michalski. Aktor poddał się niejasnej, celowo zaburzonej czasowości tekstu, jego wszystkim „pułapkom”, przeskalowaniom. Stworzył postać głęboko osobną, a zarazem bezpowrotnie spętaną z resztą świata. Bardzo dobrze wypadły drugoplanowe role Elżbiety Mrozińskiej, Szymona Sędrowskiego, Dariusza Szymaniaka czy Macieja Wiznera. Swój przejmujący fragment świetnie zbudowała Monika Babicka w roli oszukanej, przede wszystkim przez los, Grety.

W finałowej scenie obok buzującego ogniem piecyka siada Duszyczka (Nikita Matsiuk). W tym piecu Franz chce spalić swoje dzieła, w tym piecu spłonęły trzy siostry w identycznych sukienkach. W tym piecu płonie świat – chciałoby się rzec, patrząc na siedzące na gdyńskiej scenie ukraińskie dziecko. I znów pamięć wraca do pierwszych fragmentów przedstawienia, w których chłopiec opowiada o nadmuchiwanych brutalnie żabach. Ofiarach, które nic i nikogo nie odkupiły. Zwierzętach ofiarnych, które w ostatnich konwulsjach dziecięca, bezradna wobec zła wyobraźnia przemienia w groźne smoki.

Gdyńska Pułapka

Dramat Tadeusza Różewicza Pułapka był wielokrotnie i na różne sposoby wystawiany, począwszy od 1984, na deskach polskich teatrów, w tym też w Telewizji w 1990, przez brata autora – Stanisława. Krzysztof Babicki – dyrektor Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w...

Czytaj więcej

Gdyńska Pułapka

Gdyńską inscenizację Pułapki Różewicza można ująć w dwóch kategoriach: wewnętrznej i zewnętrznej. W pierwszej rozpoznać się daje wewnętrzny świat głównego bohatera Franza (czyli Kafki) oraz różne warianty układów interpersonalnych. Kategoria zewnętrzna to relacja „ja” wobec historii i zagrożeń, jakie ona niesie. Brutalna polityka wdziera się bowiem w i tak niezbyt poukładany świat relacji między ludźmi, między członkami rodziny, nie mówiąc już o wewnętrznemu rozbiciu głównego bohatera.
Druga ze wspomnianych kategorii zostaje przez Babickiego wyodrębniona w sposób jednoznaczny i niebudzący wątpliwości. Hitlerowski antysemityzm, którego ofiarą pada rodzina Franza, wkrada się do życia protagonistów nagle i niespodziewanie. Ale to, co Babicki wydobył z Pułapki Różewicza, to brak radykalnego zwrotu w relacji syn-ojciec. Reżyser słusznie zauważył, że ta relacja się nie zmienia, chociaż Ojciec podjął rozpaczliwe próby. Chowając się do szafy jako anonimowa ofiara totalitaryzmu, nie wzruszył jednak syna Franza, który pozostaje wobec otaczającego go świata i rzeczywistości obojętny. Na styku relacji tych właśnie postaci spotykają się obie wspomniane kategorie.
Wykreowane przez Grzegorza Wolfa (Ojciec) i Piotra Michalskiego (Franz) postaci są sugestywne dzięki mocnemu aktorstwu. Impulsywny, a jednocześnie bezradny Ojciec w wykonaniu Wolfa jest postacią dynamiczną, niedającą prostej odpowiedzi na to, co zaszło, że jego relacje z dziećmi są tak fatalne. Wolf świetnie z tą niejednoznacznością sobie poradził. Jego przeciwieństwem jest posunięty do granic introwertyzmu syn Franz. Grając Franza Michalski zdawał sobie w pełni sprawę z zagrożenia, że można uczynić z niego postać bez wyrazu.
Stworzył więc Franza zamkniętego w sobie, coraz bardziej obojętniejącego na otaczający go świat. Te dwie postacie wyraźnie zdominowały gdyńską inscenizację. Nie umniejszając znaczenia innych ról aktorskich, sympatię publiczności zyskała Szewcowa grana przez Elżbietę Mrozińską. Ograniczona do niewielkiej sceny w mieszkaniu-warsztacie postać ta została przez Mrozińską zagrana wyraziście poprzez uwypuklenie przepaści intelektualnej i językowej pomiędzy rodziną Szewca a Maksem, który do niej w imieniu Franza przybył z oświadczynami.
W gdyńskiej Pułapce Babickiego zauważyć się daje interesujący zabieg podkreślania wartości symbolicznych. Przykładem niech będzie szafa – istotny element scenografii. Dość łatwo przychodzi zamknąć interpretację tego przedmiotu do psychoanalitycznego spłaszczenia. Jeśli już obrać sobie ten mebel za przedmiot interpretacji, to należy przede wszystkim trzeźwo stwierdzić, że chowano się w niej i to w konkretnych sytuacjach zagrożenia. Jej „etymologia” jest oczywista i jako taka właśnie została przez Różewicza i twórców gdyńskiej realizacji wykorzystana. Babicki jednakże, świadom pokładów znaczeniowych tego mebla w dramacie, wydobył zeń znaczenie symboliczne. To nie tylko miejsce schronienia Ojca, ale przede wszystkim to wieloznaczna szafa-lustro. Przegląda się w niej, ale też zapatruje, zapominając o otaczającym go świecie, Franz. To praktyczny, potrzebny mebel, o którym mówi Felice, narzeczona Franza, ale też jest to mebel, którego łatwo się pozbyć, co niezawodnie przypomina sytuację z Tomaszowa Juliana Tuwima.
Babicki stworzył też interesującą scenę symboliczną, uciekając się do biblijnego archetypu ofiary z syna w pierwszych obrazach Pułapki. Ojciec i Franz nie są w stanie się porozumieć. I tu sięgnął reżyser po interesujący sposób wyznaczenia granic i horyzontu relacji ojcowsko-synowskiej.
Duszyczka-chłopiec wchodzi na stół, z którego, owijając w biały obrus, zabiera go Ojciec. Odniesienie do niedoszłej ofiary Abrahama złożonej z syna Izaaka (zob. Rdz 22,1-19) aż nadto staje się tu czytelne, podsuwając wieloznaczne rozstrzygnięcia, sugerując – jak czyni to symbol – różnorodne treści, uruchamiając zwielokrotnioną interpretację.
Interesująca jest przestrzeń sceniczna. Oto mamy przed sobą pustą niemal scenę – czarną, pozbawioną zbędnych rekwizytów. Scenografia Marka Brauna doskonale oddaje rozciągniętą także na przestrzeń właśnie symbolikę pułapki jako kategorii zagrożenia dla człowieka. W tej właśnie pułapce przestrzennej poruszają się postaci, oszczędnie operując kinetyką sceniczną, co z kolei jest zasługą przemyślanej koncepcji Katarzyny Migały. Ale nie tylko o przestrzeni można tu mówić. W omawianej gdyńskiej realizacji wykorzystano też coś, co nazwijmy roboczo zaprzestrzenią. W głębi i wyżej, z innego poziomu i w innej perspektywie pojawiają się trzy sceny. Mają one znaczenie metasceniczne, są jakby komentarzem, starożytnym głosem chóru? Wykorzystanie ich do realizacji przedstawienia podsuwa nowe możliwości refleksji nad jego przekazem. Do jakiegoś stopnia uatrakcyjnia intelektualne walory inscenizacji dramatu Różewicza.
Integralne, synergicznie zespolone ze scenerią pozostaje światło. Operowanie nim jest dużą zasługą Marka Perkowskiego. Pozostawienie widza przez kilka chwil w całkowitych ciemnościach potęguje semantykę pułapki jako kategorii, ale także umożliwia behawioralne doświadczenie jej. Wielką wartość nie tylko wizualizacyjną posiadają te fragmenty i sceny, w których dzięki reżyserii światła uzyskujemy efekty usuwania się postaci ze sceny. Silne wrażenie przynosi na przykład scena, kiedy znikają siostry Franza, zatapiane w ciemnościach. W ten sposób ciemność i przestrzeń przez nią wypełniona nabierają innego jeszcze znaczenia, subtelnie sugerowanego przez zespół realizatorski gdyńskiej premiery Pułapki.
Nie sposób nie docenić też muzyki. Pozostaję pod ogromnym jej wrażeniem. Jest od początku do końca. To, co stworzył Marek Kuczyński, nie jest bynajmniej jedynie ilustracją muzyczną do przedstawienia, a jego integralną częścią. Autor muzyki wraz ze scenografią i światłem współtworzy to przedstawienie. Oddaje w niej Kuczyński napięcie emocjonalne, przekłada na muzykę zagubienie, wpadanie w pułapki i rozpaczliwe nierzadko próby wyjścia zeń. Posługując się muzyką refleksyjną, ale i taneczną, potrafił rozpisać semantykę przedstawienia, rozszerzyć ją i uwydatnić. A przy tym wszystkim, w odróżnieniu od stosowanych w innych teatrach technikach – nie ogłuszył widza, nie poraził go hałasem, ale dostarczył wrażeń, jakich oczekiwać można po przedstawieniu wartościowym i artystycznie dojrzałym.
Integralność, zrównoważona kompozycja, subtelne ujawnianie symbolicznych znaczeń – to najbardziej istotne cechy gdyńskiej Pułapki Różewicza.

W pułapce talentu

Skomplikowane życie i osobowość Franza Kafki jest tematem sztuki „Pułapka” Tadeusza Różewicza – najnowszej premiery Teatru Miejskiego w Gdyni. A jej treścią – niespełnienie, nienazwany lęk przed życiem i przeczucie nadciągającej zagłady.

Czytaj więcej

W pułapce talentu

Dla światowej sławy pisarza Franza Kafki – praskiego Żyda, autora m.in. „Procesu” i „Zamku” (w tej roli Piotr Michalski) – pułapką jest wszystko, co niesie ze sobą zwykła egzystencja. Relacje z toksycznym ojcem (Grzegorz Wolf) nacechowane są psychiczną przemocą, związki z kolejnymi kobietami (Felicja – Agnieszka Bała, Greta – Monika Babicka, Jana – Olga Barbara Długońska) Kafka traktuje jak niebezpieczne sidła, a egoistyczna przyjaźń z Maksem (Dariusz Szymaniak) ma wymiar jednostronny. Jedyne, co Kafki nie ogranicza, to inwencja literacka. Ale nawet twórczość prozatorska, która przyniosła mu sławę i pieniądze, nie jest dla niego przedmiotem satysfakcji, a tym bardziej radości. To również pułapka, tyle że z niej nie zamierza uciec.

– Jestem pułapką, moje ciało jest pułapką, w którą wpadłem po urodzeniu – mówi.
Pragnienie niemożliwego

Nieustające poczucie niespełnienia, pragnienie niemożliwego, nienazwany lęk przed zwykłym życiem, a przy tym profetyczne przeczucie nadciągającej zagłady – to temat wydanej w 1982 roku „Pułapki” Tadeusza Różewicza, którą na deskach Teatru Miejskiego w Gdyni wyreżyserował Krzysztof Babicki, dyrektor tej sceny.

Spektakl, który w sobotę miał swoją premierę, jest niełatwą w odbiorze propozycją dla wymagającego widza, który w tej mrocznej opowieści o artyście ustawiającym się w kontrze do życia i świata, odnajdzie uniwersalną opowieść o człowieku zawładniętym nieopisanym lękiem.
Mocne role drugoplanowe

Co ciekawe, gdyńskie przedstawienie – zilustrowane potęgującą napięcie muzyką Marka Kuczyńskiego, w oprawie scenograficznej Marka Brauna i z ciekawymi kostiumami Hanny Szymczak – jest silne obsadą ról drugoplanowych.
Piotr Michalski, sceniczny Kafka, wywiązał się ze swojego zadania zadowalająco. Ale znacznie ciekawsze role obejrzeliśmy w drugim planie – Grzegorz Wolf jako przemocowy ojciec Kafki, Monika Babicka w wieloznacznej roli Grety, Elżbieta Mrozińska w podwójnej roli Józi i nieokrzesanej ciężarnej Szewcowej, znakomity Rafał Kowal jako pijany Szewc, Bogdan Smagacki w świetnej epizodycznej roli Fryzjera, Krzysztof Berendt jako mały Franek i niepełnosprawny syn Grety. To są role, w które aktorzy tchnęli prawdziwego ducha.

Spod ręki Krzysztofa Babickiego i jego zespołu wyszedł spektakl czysty w formie, przejrzyście opowiedziany, skupiony na słowie i grze aktorskiej, ale jednocześnie mroczny i nie zostawiający w widzu nadziei. Wrażliwa jednostka jest skazana na niebyt, a światem zawładną ludzie oszalali z nienawiści – mówi nam Różewicz. Trudno nie przyznać mu racji.